Wilczyca 76

Rozdział 76

Adlerheim, lato 2017

Białe żwirowe alejki na podjeździe Adlerheim zagrzechotały pod oponami majestatycznego Maybacha, który wolno zatrzymał się przed wejściem. Słońce prześlizgiwało się po lakierze, a powietrze było gorące i nieruchome — późne letnie popołudnie, gęste od zapachu jaśminu.

Mila wyszła z domu z niemal wyuczoną czujnością. Ubrana w swój służbowy uniform, starannie wyprasowany i idealnie dopasowany, zatrzymała się przy schodach. Gdy drzwi samochodu otworzyły się, jej oczy rozszerzyły się lekko.

Paulina wysiadła z samochodu z elegancją, której nie sposób było udawać. Miała na sobie jasną, lekką bluzkę z jedwabiu w odcieniu kości słoniowej i obcisłe spodnie o wysokim stanie. Na dłoniach — klasyczne, białe rękawiczki samochodowe z miękkiej skóry, zapinane na delikatny zatrzask przy nadgarstku. Okulary przeciwsłoneczne osłaniały jej oczy, a włosy, spięte w gładki kucyk, podkreślały kości policzkowe.

Mila skłoniła się nisko, z dłońmi splecionymi przy spódnicy. — Witam z powrotem, moja Pani.

Paulina zatrzymała się na moment i zmierzyła ją spojrzeniem. Zdjęła okulary powoli i przyjrzała się uważnie strojowi Mili. Sukienka — czysta. Rajstopy — bez zaciągnięć. 

—  Dobrze, widzę że dbasz o to. Przygotuj mi kąpiel. Chcę, żeby wanna była gotowa za piętnaście minut. I weź moją walizkę — polecenia były jasne i nie wymagały precyzowania.

Mila pospiesznie wzięła walizkę z bagażnika. Paulina nie zatrzymywała się — poszła powoli przez ogród. Oglądała ogrodzenie. Całkiem nieźle zaczynało to wyglądać, ten chłopiec nieźle sobie radzi.  Kiedy skończy pochwali go u Rogalskiego. Następnie poszła w stronę wejścia do domu. Na górze przeszła od razu do swojej łazienki — przestronnej, w marmurach, z wielką wanną z hydromasażem w narożniku.

Mila już czekała. Wzięła od niej rekawiczki. Potem pomogła zdjąć buty. Paulina rozpięła trzy guziki bluzki, nieśpiesznie, resztę zostawiając dla Mili. Na koniec pomogła jej zdjąć spodnie i bieliznę.

Mila pierwszy raz widziała ją nago. Ciało Pauliny było wytrenowane, jak z marmuru — barki, ramiona, talia. Żadnej fałdki, tylko linie i mięśnie zarysowane pod skórą jak dzieło rzeźbiarza. I jednocześnie kobiece, zmysłowe choć odrobinę chłopięce. Na jej szyi wciąż wisiał cienki złoty łańcuszek, który lekko dotykał obojczyków.

Paulina spojrzała na Milę przez ramię, z półuśmiechem. — Nie gap się tak. Do pracy, niewolnico.

Mila zarumieniła się lekko i spuściła wzrok, po czym pomogła Paulinie wejść do wanny.  Woda pachniała kwiatowym olejkiem. Paulina przymknęła oczy i oparła głowę o rant marmuru.

— Zostaw mnie teraz. Wezwę cię gdy będziesz potrzebna.

— Tak, moja Pani.

Mila wyszła cicho, zamykając za sobą drzwi. W domu zapanowała znowu cisza, lekko przerywana tylko pluskiem wody. Paulina uśmiechnęła się do siebie. Wróciła. I wszystko było dokładnie tak, jak powinno.

---

Woda w wannie zaczynała powoli stygnąć, ale Paulina wciąż nie miała ochoty jej opuszczać. Otulona delikatną wonią jaśminu i cytrusów, oparta o marmurowy brzeg, z półprzymkniętymi oczami wsłuchiwała się w ciche bulgotanie hydromasażu. Promienie późnego popołudnia sączyły się przez półprzezroczyste zasłony, rysując złote smugi na mokrej skórze jej ramion.

To był dobry czas. Monachium, kolacja, hotel, długa noc. Jonas… Paulina nie spodziewała się, że jeszcze będzie potrafiła tak się bawić. Zwykle wszystko było dla niej kontrolą, strukturą, dyscypliną. Ale on... on potrafił oddawać się jej w taki sposób, że mogła pozwolić sobie na coś więcej. Na zabawę. Na impulsy.

Złapała się na tym, że znów o nim myśli. Uśmiechnęła się do siebie. Czekałam? Ja? — pomyślała z lekkim zdziwieniem. Westchnęła głęboko. Jej ciało wciąż pamiętało jego dotyk, jego usta na stopach, na udach, w niej.

W myślach powróciła do tej sceny, o której wspominał — bryczka, on w uprzęży, nagi, silny, napinający mięśnie ud przy każdym kroku. A ona, wygodnie siedząca, elegancko ubrana. Wiatr rozwiewający jej włosy, dźwięk kół na żwirze, odgłos kroków.

Zamknęła oczy, wizualizując tę scenę. Będzie pięknie — pomyślała. — Jonas jest silny, dobrze zbudowany... poradzi sobie. Głaskała się leniwie po udzie, zanurzając dłoń w wodzie.

Ale zaraz potem... zachichotała cicho, sama do siebie. Na wszelki wypadek wezmę bat — mruknęła, jakby z ironią. Nie dlatego, że chciała go karać. Po prostu — przezornie. Nikt nie jest idealny. A już na pewno nie ulegli. Ciągle trzeba im przypominać o ich miejscu.

Płynnie wynurzyła ramię z wody i odgarnęła mokre kosmyki włosów z karku. Była odprężona, spokojna. Wiedziała, że wieczorem poprosi Milę o masaż — długi, powolny, cichy. A jutro? Jutro znów wszystko będzie dokładnie tak, jak powinno.

---

Paulina zawołała Milę. Dziewczyna zjawiła się szybko, jak zawsze cicho i sprawnie. Jej dłonie były delikatne, ale pewne — z wprawą owinęła ciało Pauliny miękkim ręcznikiem, a potem powoli, z należnym szacunkiem, zaczęła osuszać jej plecy, ramiona, kark. Ruchy były spokojne, uważne — Mila wiedziała, jak bardzo Pani nie lubi pośpiechu.

Podała jej jedwabny szlafrok. Paulina wsunęła ramiona w chłodny, gładki materiał. Zadrżała lekko — chłód jedwabiu kontrastował z rozgrzanym ciałem, ale właśnie to uczucie uwielbiała. Czuła się czysta, świeża, doskonała.

Zeszła do salonu i z gracją usiadła na szerokiej, niskiej sofie. Ułożyła się wygodnie, jedna noga lekko podciągnięta, druga wyciągnięta na podnóżku.

- Przynieś mój balsam.

Mila przyniosła go natychmiast, ukłoniła się i uklękła u stóp swojej Pani. Otworzyła flakonik i wycisnęła na dłoń porcję luksusowego balsamu o zapachu fig i białego piżma. Cicho, niemal z nabożeństwem, zaczęła wmasowywać go w gładkie stopy Pauliny — ruch po ruchu, kciukami zataczając koła w łukach, delikatnie wygładzając każdy palec, przesuwając się wzdłuż ścięgien i kostek.

Paulina przymknęła oczy. Jej stopy zasługiwały na troskę, a Mila… Mila istniała właśnie po to, by służyć. Nie było potrzeby słów. Wszystko było tak, jak powinno. Klęczała przy sofie, masując stopy Pauliny z niezwykłą czułością. Jej dłonie były delikatne, ale pełne skupienia — jakby każdy ruch miał znaczenie. Przez chwilę w salonie panowała cisza, przerywana jedynie cichym szelestem jedwabnego szlafroka.

– Pani… – zaczęła Mila, ale zaraz zamilkła, spuszczając wzrok.

Paulina otworzyła oczy. Spojrzała na nią spod półprzymkniętych powiek.

– Tak?

Mila przełknęła ślinę.

– Pani jest taka piękna – wyszeptała. – Od kiedy tu jestem… od kiedy mogę patrzeć na Panią z bliska… nie mogę przestać o Pani myśleć. Pociąga mnie Pani. Bardziej, niż potrafię to opisać…

Na twarzy Pauliny pojawił się lekki uśmiech. Przesunęła jedną stopą po policzku Mili — leniwie, jakby sprawdzała temperaturę skóry. Jej głos, kiedy się odezwała, był miękki, niemal czuły.

– Naprawdę? Pociągam cię?

Mila uniosła wzrok. Jej oczy błyszczały, policzki miała zaróżowione. Paulina przyciągnęła drugą nogę bliżej, niemal dotykając nią piersi dziewczyny.

– Tak, moja Pani… nie wiem, czy mogę tak mówić… ale...

– Możesz – przerwała jej Paulina, cicho. 

W salonie zapanowała gęsta, zawieszona atmosfera. Paulina przez dłuższą chwilę pozwalała Mili trwać w tym stanie, na granicy podniecenia i niepewności. Jej dłoń powędrowała do karku dziewczyny. Pogładziła ją, zatopiła palce w jej włosach, przysunęła lekko do siebie. Mila zadrżała.

I właśnie wtedy Paulina odsunęła się. Jej twarz stężała. Ton głosu znów stał się spokojny, chłodny, kontrolujący.

– Ale to za mało, dziewczynko – powiedziała cicho. – Jeśli chcesz więcej… musisz sobie zasłużyć.

Mila cofnęła się lekko, jakby otrzymała cios. Ale w jej oczach nie było rozczarowania. Było zrozumienie. I pragnienie. Jeszcze większe.

Paulina sięgnęła po szklankę z sokiem, napiła się i odłożyła ją bez pośpiechu.

– Wstań. Przynieś mi olejek. Będziesz mnie masować.

Mila bez słowa podniosła się i zniknęła w holu, lekko przygarbiona, ale z wypiekami na twarzy. Jej serce waliło jak młot.

Paulina uśmiechnęła się do siebie, zamykając oczy.

Była piękna. I była pożądana. I była władzą, której nikt nie odmawiał. Położyła się na brzuchu na szerokiej, aksamitnej leżance. Jedwabny szlafrok zsunął się z jej ramion, ukazując nagie plecy – smukłe, idealnie zarysowane, rozświetlone ciepłym światłem lampy stojącej w rogu salonu. Ułożyła głowę na złożonym ramieniu, zamknęła oczy. Była spokojna. Zrelaksowana. Obecność Mili nie zakłócała jej wewnętrznego porządku – przeciwnie, była jak dobrze dobrane tło, jak zapach ulubionych perfum.

Mila wróciła z buteleczką olejku. Ręce drżały jej lekko, ale starała się nad tym panować. Uklękła i przez chwilę po prostu patrzyła – na ciało swojej Pani, na łagodną linię bioder, łopatek, ramion. Widziała to już wcześniej – w łazience – ale teraz miała je przed sobą inaczej. Blisko. Do dotknięcia.

Odkręciła olejek. Delikatny zapach róży i ambry uniósł się w powietrzu. Wylała odrobinę na swoje dłonie i rozgrzała go, pocierając je o siebie. Potem ostrożnie położyła ręce na skórze Pauliny – tuż pod karkiem – i zaczęła przesuwać je wolno, starannie, z wyczuciem.

Paulina nie zareagowała. Oddychała spokojnie. Jej twarz była spokojna, wyciszona. Wiedziała, że Mila patrzy na nią z fascynacją, może z pożądaniem – ale jej to nie obchodziło. Jej panowanie polegało także na tym, by umieć pozostać niewzruszoną.

Mila prowadziła dłonie w dół, wzdłuż kręgosłupa, zatrzymując się chwilami na ramionach, barkach, łopatkach. Oddychała nierówno. Na jej szyi i dekolcie pojawił się rumieniec. Widoczne napięcie, drżenie rąk, nieznaczne przyspieszenie oddechu – wszystko to mówiło o emocjach, które targały dziewczyną.

Ale Paulina leżała bez słowa. Jej ciało było spokojne, jej oddech równy. Była piękna i chłodna jak marmurowa figura bogini. Taka właśnie miała być.

– Dalej – rzuciła cicho, nie otwierając oczu.

Mila przełknęła ślinę i posłusznie kontynuowała masaż – biodra, uda, łydki. Każdy dotyk był dla niej wyzwaniem, przyjemnością i próbą. I choć czuła, jak całe jej ciało płonie, wiedziała, że to nie czas na cokolwiej więcej. Paulina była ponad nią. Paulina była Panią.

A Pani... nie zwracała uwagi na drżenie swojej służącej.

Paulina leżała bez ruchu, jakby pogrążona w drzemce. Jej skóra lśniła lekko od olejku, gładka i rozgrzana pod dłońmi Mili. W salonie panowała całkowita cisza – tylko cichy szmer masażu i oddechy dwóch kobiet.

Mila przesuwała dłonie coraz niżej. Uda, zewnętrzne linie bioder, okolice pośladków. Zatrzymała się tam, zawahała. Czuła, jak jej własne serce wali w piersi, jak gdyby lada moment miało się zdradzić. Przysunęła się bliżej, nachyliła nieco. Jej twarz znalazła się niebezpiecznie blisko ciała Pauliny. Przymknęła oczy. Wystarczyłby jeden milimetr, jedno drgnięcie...

I wtedy głos Pauliny przeciął ciszę – spokojny, lekko drwiący.

– Drżysz. Czuję to, prawda?

Mila zamarła.

– Moja Pani... przepraszam... – szepnęła z trudem.

Paulina otworzyła oczy i powoli podniosła głowę. Odwróciła się lekko, spoglądając na nią przez ramię. Jej spojrzenie było chłodne, przenikliwe, pozbawione emocji. A jednak Mila nie mogła oderwać wzroku.

– Jesteś rozpalona jak dziewczyna, która pierwszy raz widzi kobietę nago – powiedziała Paulina powoli, niemal z pobłażaniem. – I nie próbuj się wypierać.

Mila odwróciła wzrok, twarz miała czerwoną, niemal gorącą.

– Powiedz to. Głośno. – ton Pauliny był spokojny, ale nie znosił sprzeciwu.

Mila przełknęła ślinę.

– Bo... Pragnę mojej Pani.

Cisza. Przez chwilę Paulina zdawała się nic nie słyszeć. A potem – delikatny uśmiech na ustach.

– Oczywiście, że mnie pragniesz. – Usiadła powoli, nonszalancko, odsuwając włosy z ramienia. 

Wstała. Jedwabny szlafrok spłynął na jej ciało. Wyciągnęła rękę i uniosła podbródek Mili jednym palcem.

– Chcesz więcej? Udowodnij, że jesteś godna.

Mila zadrżała. Jej oczy błyszczały – ze strachu, ekscytacji, tęsknoty.

– Tak, moja Pani. Zasłużę. Udowodnię.

Paulina odwróciła się spokojnie, poprawiając szlafrok na ramieniu.

– Idź do samochodu. Na tylnym siedzeniu jest torba. Przynieś ją.

Mila skinęła głową i bez słowa wyszła. Wieczorne światło miękko kładło się na meblach salonu, odbijając się w lśniących detalach oprawy lamp i gładkich szkliwach marmurowej podłogi. Paulina wyprostowała się i spojrzała w stronę drzwi. Czuła przyjemne napięcie.

Mila wróciła z papierową torbą w dłoniach. Uklękła przed swoją Panią i podała ją, nie pytając o nic.

– Rozbierz się – powiedziała Paulina, miękko, ale stanowczo.

Mila posłusznie zsunęła z siebie sukienkę i bieliznę. Znowu była naga, w tej samej przestrzeni, gdzie tak wiele razy czuła ból, wstyd, ale też coś znacznie bardziej złożonego.

Paulina sięgnęła do torby i wyjęła niewielkie pudełko. Otworzyła je. W środku leżał komplet bielizny – na pierwszy rzut oka wyjątkowo delikatny, wręcz luksusowy. Koronka była misternie haftowana, drobna, kremowa, z satynowym połyskiem. Ale to, co rzucało się w oczy przy bliższym spojrzeniu, to metaliczna konstrukcja wszyta w dolną część majtek.

Był to pas – subtelnie zintegrowany z resztą bielizny, zapinany z tyłu na maleńki, chromowany zamek. Elastyczny, lecz sztywny panel ściśle obejmował dolne partie, uniemożliwiając dotyk. Urok koronek kontrastował z bezwzględnością tego drobnego mechanizmu.

– To dla ciebie, njewolnico – powiedziała Paulina cicho. – Elegancja, ale z ograniczeniem. Delikatność... z kontrolą.

Mila spojrzała na bieliznę, potem na swoją Panią. W jej oczach pojawiło się coś między lękiem a fascynacją.

– Dla mnie?

– Tak. Przymierz. Zobaczymy, czy będzie ci pasować.

Mila z czułością i ostrożnością wzięła komplet w dłonie. Wiedziała już, że nie będzie to zwykła bielizna. Czuła ciężar nie tylko materiału – lecz także jego znaczenia. Ostrożnie wsuwała majtki na biodra, przesuwając palcami po delikatnej fakturze materiału. Paulina kazala jej się odwrócić,  zamek z tyłu kliknął, poczuła lekkie ściśnięcie i chłód cienkiego metalowego pasa przyciśniętego do jej ciała. Była naga poza tą jedną częścią garderoby – lecz to wystarczyło, by poczuła się całkowicie zdominowana.

Paulina obserwowała ją z miękkim uśmiechem, jak kobieta patrząca na idealnie wpasowany element wystroju wnętrza – estetycznie, kontrolnie, z satysfakcją.

– Dziękuję, moja Pani – powiedziała Mila cicho, opuszczając wzrok.

Paulina wstała i podeszła bardzo blisko. Zatrzymała się naprzeciwko niej, dłonią dotknęła jej brody, zmuszając Milę do spojrzenia w swoje oczy.

– Teraz będę miała cię pod kontrolą, maleńka – wyszeptała, a w jej głosie pobrzmiewał jednocześnie aksamit i stal.

Mila przełknęła ślinę. Czuła się naga, prześwietlona – choć przecież była ubrana. Ubrana w coś, co mówiło więcej niż każde słowo. Co przypominało, że jej ciało… już nie należy tylko do niej.

Paulina przesunęła dłonią po jej biodrze, zatrzymując palce na ozdobnym wykończeniu bielizny.

– Noś to z dumą. I nie zapominaj, dla kogo.

– Tak, moja Pani – szepnęła Mila, w oczach mając niemal bezgraniczne oddanie.

Paulina wyprostowała się, poprawiając mankiet jedwabnego szlafroka, a potem odwróciła się powoli, jakby scena dobiegła końca i nie potrzebowała już komentarza. Ale po chwili, bez patrzenia na Milę, powiedziała spokojnym, wyraźnym tonem:

– Będziesz zakładała to codziennie wieczorem po kąpieli. Codziennie rano, gdy skończę ćwiczenia, będę ci to zdejmowała.

Mila zamarła na chwilę. W tym zdaniu nie było ani grama emocji – tylko rytm, porządek, decyzja. Stała tam w tej osobliwej bieliźnie, która była bardziej narzędziem niż ozdobą, i czuła, że rytm dnia – nawet noc – już nie należą do niej.

– Tak, moja Pani – wyszeptała, pochylając głowę.

Paulina odwróciła się, spojrzała na nią z góry, mierząc wzrokiem nową odsłonę swojej służącej.

– Ubierz się i idź teraz. Masz jeszcze dziś coś do zrobienia.

– Tak, moja Pani – powtórzyła Mila, zebrała swoje rzeczy i ruszyła cicho, prawie bezszelestnie, przez salon, z lekkim opóźnieniem ruchu – jakby każdy krok był już pierwszym krokiem w nowym rytuale.

Paulina została na miejscu, przez chwilę wsłuchując się w odgłos oddalających się kroków. Dotknęła końcami palców krawędzi fotela, po czym usiadła z powrotem. Uśmiechnęła się sama do siebie, jakby właśnie zamknęła coś ważnego na klucz.

---

Marcin pojawił się w ogrodzie kilka minut po ósmej, tak jak przez ostatnie dni. Pogoda znowu dopisywała – było ciepło, ale nie duszno, powietrze niosło zapach trawy i kwiatów z klombów przy tarasie. Słońce wspinało się już wysoko, oblewając dom i ogród złotym światłem.

Wiedział, że zaraz ją zobaczy. Punktualnie, jak w zegarku.

I rzeczywiście – o 9:30, jak zawsze – drzwi otworzyły się bezgłośnie i wyszła. Dr Ritter. Paulina. Miała na sobie jasną, letnią sukienkę o eleganckim, minimalistycznym kroju. Na nosie okulary przeciwsłoneczne, w dłoni laptop, a za nią Mila, krocząca pół kroku z tyłu, niosąca dzbanek z sokiem i książkę w skórzanej oprawie. Paulina przeszła przez taras wprost do leżanki pod parasolem, nie zerkając nawet w stronę ogrodzenia. Usiadła, poprawiła poduszki i wyciągnęła nogi. Mila położyła przed nią wszystko, co potrzebne, zrobiła ukłon i oddaliła się bez słowa.

Marcin obserwował ją dyskretnie spod daszka czapki, udając, że szlifuje słupek. Czuł coś dziwnego w żołądku – coś między fascynacją a lekkim napięciem. Odwróciła się, przez moment mogła go zobaczyć – ale nic. Ani śladu zainteresowania. Jakby był przezroczysty. Tylko lekki szelest kartek papieru i kliknięcia klawiatury świadczyły o jej obecności. Jej świat był gdzie indziej. On – był tylko cieniem w ogrodzie.

Zacisnął palce na papierze ściernym, wrócił do pracy. Ale co jakiś czas jego wzrok powracał – do leżanki, do kobiety, która zdawała się władać tym miejscem jak królowa we własnym ogrodzie. Nie mówiła nic. Nie zwracała uwagi. I właśnie to najbardziej go przyciągało.

Ale teraz myślał o niej zupełnie inaczej. Nie tylko jako o pięknej kobiecie z klasą, o tej zjawiskowej sylwetce w jasnej sukience, długich nogach, ciemnych okularach. Nie tylko jako o kimś, kto przyjeżdża czarnym Maybachem i przechodzi obok, nie zwracając uwagi na nikogo.

Myślał o niej jako o kobiecie, która ma władzę. Prawdziwą władzę. Władzę, która nie potrzebuje podniesionego głosu. Która nie musi niczego tłumaczyć. O kobiecie, która nie miała skrupułów, by zadać ból – nie impulsywnie, ale świadomie. Perfekcyjnie. Z premedytacją.

Obraz śladów na pośladkach Mili wracał do niego z niepokojącą siłą. Kiedy je zobaczył, z początku się skrzywił, poczuł zdziwienie, może nawet lekki wstyd, że patrzy. Ale zaraz potem… coś się w nim przesunęło. Coś głęboko, o czym nie mówi się głośno. Nie umiał tego do końca nazwać. Pociągała go ta myśl. Nie sam ból. Nie ślady. Ale to, że ktoś je zadał. Że zrobiła to ta sama kobieta, która teraz leżała nieopodal niego z laptopem, spokojna, skupiona, całkowicie obojętna na jego obecność.

Myślał o Klaudii – o tym, co robili. Niby podobne gry. Ale teraz, w porównaniu z dr Ritter, Klaudia wydawała się żałośnie przeciętna. Jak nieporadna aktorka w złym przedstawieniu. W dodatku… była po prostu mało urodziwa. Płytka. Narcystyczna. A tutaj – patrzył na coś więcej. Na połączenie intelektu, piękna i czegoś jeszcze. Tajemnicy. Władzy.

I wtedy zrozumiał, że chciałby… nie, że musi się jej podporządkować. Choćby tylko raz. Choćby tylko po to, by usłyszeć jej głos skierowany do niego.

---

Marcin podszedł do Mili, kiedy ta akurat podlewała lawendę przy bocznej ścianie domu. Ubrana była jak zwykle w swój prosty, skromny mundurek. Kiedy tylko go zauważyła, rozejrzała się nerwowo, po czym skinęła lekko głową, dając znak, że może podejść.

– Wszystko w porządku? – zapytał cicho, udając, że patrzy na rośliny.

– Tak – odparła równie cicho, ale ton jej głosu zdradzał napięcie. Przez chwilę panowało milczenie, przerywane jedynie szumem wody i śpiewem ptaków.

– Mila… mówiłaś jej? – zapytał w końcu, nie patrząc jej w oczy.

Westchnęła. – Nie. Jeszcze nie.

Odwróciła się na moment, jakby sprawdzając, czy ktoś ich nie obserwuje. – Czekam na odpowiedni moment. Ale on… nie nadchodzi. Pani Paulina jest bardzo… konkretna. Wszystko musi się wydarzyć w sposób przez nią przewidziany. A jeśli powiem za wcześnie, jeśli uzna, że się narzucam, że próbuję coś ugrać...

Zamilkła, a on spojrzał na nią uważnie.

– To ją zezłości. A wtedy… wszystko stracone. Przestanie mi ufać. Przestanę być dla niej kimkolwiek ważnym.

Marcin milczał. Czuł, że ten temat jest delikatny, że stąpa po cienkim lodzie. Ale widział też, jak bardzo zależy Mili. Jak niepewność i napięcie zjadają ją od środka. Jak bardzo boi się czegoś utracić – czegoś, co najwyraźniej było dla niej ważniejsze niż zwykła rola służącej.

– Wiesz, że… możesz na mnie liczyć, jeśli coś będzie nie tak? – powiedział cicho.

– Wiem – odpowiedziała niemal szeptem, a potem odwróciła się z powrotem do roślin. – Ale to nie ty decydujesz, czy wszystko jest w porządku. Tylko ona.

---

Dwa dni później Mila podeszla do niego gdy jadł kanapkę.

– Marcin – powiedziała miękko, ale z jakimś napięciem w głosie. – Pani Doktor chce z tobą porozmawiać.

Zamarł. Podniósł wzrok, czując, jak w ułamku sekundy robi mu się sucho w ustach.

– Wiesz, o co chodzi? – zapytał ostrożnie, odstawiając pędzel.

– Nie, poleciła tylko, że masz się stawić. Jeszcze z nią nie rozmawiałam… o tobie – dodała cicho, niemal ze skruchą. – Nie było okazji.

To zabrzmiało jak wycofanie. Marcin poczuł, jak coś w nim drga – niepokój. Może zrobił coś nie tak? Może Paulina widziała, że rozmawiali? A może… a może po prostu uznała, że nie powinien być tu dłużej?

Otarł ręce o szmatę, szybko wziął świeży t-shirt z bagażnika samochodu. Spojrzał w lusterko – potargane włosy, trochę kurzu przy skroniach. Otrzepał się z nerwowym gestem, poprawił fryzurę dłonią.

– No to chodźmy – powiedział, starając się brzmieć swobodnie, ale czuł, że jego głos jest o pół tonu wyżej niż zwykle.

Szli przez ścieżkę w ogrodzie, prowadzącą w stronę tylnej części posesji. Tam, gdzie bujna zieleń dawała cień, gdzie dzień za dniem Paulina siadała na swojej leżance, z laptopem i dzbankiem soku. 

Słońce łagodnie przesączało się przez korony drzew, rzucając nieregularne cienie na równo przyciętą trawę. Paulina leżała na leżance w głębi ogrodu, nieruchoma jak posąg. Z oddali wyglądała jak wyjęta z katalogu francuskiej mody — olśniewająco elegancka, zupełnie oderwana od rzeczywistości.

Letnia sukienka z jedwabiu w kolorze śmietankowej bieli miękko opinała jej ciało, subtelnie podkreślając talię i biodra. Na głowie miała szeroki kapelusz z delikatnego, jasnego lnu, który rzucał półcień na jej twarz. Okulary przeciwsłoneczne z cienką, pozłacaną oprawką skrywały oczy, ale Marcin i tak czuł, że jest obserwowany. Stopy miała ułożone swobodnie, w eleganckich, skórzanych sandałach na niskim obcasie. Paznokcie — perfekcyjnie pomalowane w kolorze głębokiego karminu — kontrastowały z jasnością skóry. Przy niej stał stolik z laptopem, dzbanem wody i książką zamkniętą na skórzanej zakładce. Wszystko tworzyło starannie zaaranżowany obraz kobiety z innego świata — dystyngowanej, nieosiągalnej, niemal boskiej.

Mila stanęła i skinęła lekko głową.

– Pani Doktor – powiedziała cicho.

Paulina nie podniosła wzroku od książki, którą trzymała w dłoni. Po chwili skinęła głową na znak, że dziewczyna może odejść.

– Podejdź proszę bliżej – usłyszał.

Głos był spokojny, miękki, ale miał w sobie coś z rozkazu. Marcin drgnął i zrobił dwa kroki do przodu. Czuł, że w jego gardle zaciska się coś na kształt lęku i fascynacji zarazem. Z tak bliska Paulina była jeszcze piękniejsza. Skóra — gładka jak porcelana. Usta — pełne, bez szminki, jakby nigdy ich nie potrzebowały. Zapach jej perfum był ledwie wyczuwalny, a jednak zawładnął nim natychmiast. Słodki, z lekką nutą pieprzu.

– Powiedz mi proszę, jak przebiega robota – zapytała, nie zdejmując okularów.

– Wszystko idzie zgodnie z planem. A nawet lepiej – wydusił. – Duża część już gotowa. Jeśli Pani chce, mogę...

– Nie. Teraz nie muszę tego oglądać – przerwała łagodnie. – Skoro tak dobrze idzie, to po niedzieli weź sobie jeszcze dwa dni wolnego. Zapłacę ci oczywiście, ale nie chcę, byś pojawiał się przez te dni w Adlerheim. Potrzebuję ciszy i prywatności.

Brzmiało to uprzejmie, ale jednocześnie zimno, bez żadnej emocji. Marcin poczuł ukłucie zawodu, choć sam nie wiedział dlaczego.

– Dziękuję – odpowiedział cicho. – W takim razie przyjadę dopiero w środę.

Paulina sięgnęła po szklankę z wodą z cytryną i uniosła ją do ust. Widział, jak delikatnie napięła szyję, jak połyskujące światło zarysowało obojczyk pod cienką tkaniną sukienki.

– Możesz odejść – powiedziała, nie patrząc już w jego stronę.

Zawrócił powoli. Kiedy odchodził, miał wrażenie, że coś zostaje za nim. Nie tylko jej zapach. Coś bardziej trwałego, głębszego. Władza, która nie wymaga krzyku. Gest, który staje się rozkazem. Obraz kobiety, która nie musi niczego robić, by zostać zapamiętaną.

---

Wieczór w Adlerheim był cichy, niemal senny. Przez szerokie okna wpadało ciepłe, pomarańczowe światło zachodzącego słońca, kładąc się smugami na jasnych ścianach i ciemnym parkiecie salonu. Paulina siedziała wygodnie w swoim ulubionym fotelu z kieliszkiem białego wina w dłoni. Kiedy Mila weszła, Paulina uniosła na nią wzrok i skinieniem ręki wskazała miejsce przed sobą.

– Mila, jutro przyjeżdża moja przyjaciółka. Z partnerem – powiedziała tonem lekkim, ale stanowczym. – Przygotuj dla nich pokój gościnny. Pościel na podwójnym łóżku, oczywiście świeża.  I... – zawiesiła głos, patrząc na dziewczynę z tym swoim charakterystycznym uśmiechem. – I dodatkowo połóż posłanie z kocem na podłodze. U stóp łóżka.

Mila zareagowała instynktownie – zachichotała cicho, spuszczając wzrok.

– Oczywiście, Pani – powiedziała miękko, a w jej głosie pobrzmiewało rozbawienie. – Ma być poduszka?

– Twarda. I koc ma być szorstki – dodała Paulina, biorąc łyk wina.

Po chwili odłożyła kieliszek na stolik i sięgnęła po telefon, z którego zaczęła odczytywać listę zakupów. Mila, już przygotowana z notesem i długopisem, zaczęła starannie notować.

– Świeże pieczywo z tej piekarni w miasteczku. Biały chleb, croissanty, chleb razowy. Masło, sery – camembert, gruyère, coś z niebieską pleśnią. Do tego wędliny: szynka dojrzewająca, salami. Łosoś wędzony na zimno. Awokado. Pomidory rzymskie. Rukola. Dwa granaty.

Mila notowała szybko, czasem dopytując o szczegóły.

– Kawa? – zapytała.

– Mam jeszcze zapas. Ale kup  kilka butelej świeżego soku z pomarańczy, najlepiej tłoczonego. Będą tu jutro rano, więc wszystko musi być gotowe.

– Zajmę się tym moja pani – potwierdziła Mila z nutą energii.

Paulina uśmiechnęła się z zadowoleniem.

– Wiem, że mogę na ciebie liczyć. A teraz odpocznij. Jutro będzie intensywny dzień.

Dziewczyna skinęła głową i zniknęła cicho w kierunku kuchni, a Paulina jeszcze przez chwilę wpatrywała się w ogród za oknem, myśląc o nadchodzącym poranku. Stęskniła się...


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wilczyca 1

Wilczyca 11

Wilczyca 2