Wilczyca 71
Rozdział 71
Adlerheim, lato 2017
Minął tydzień od powrotu z rezydencji matki Jonasa. Berlin zdążył już ponownie - choć na krótko - porwać Paulinę w swój rytm – spotkania, ostatnie sesje przed wakacjami, maile, decyzje do podjęcia. Ale pod powierzchnią codzienności tliła się już myśl o Adlerheim. Czekała na ten wyjazd z rosnącym napięciem i ekscytacją, której nie okazywała nikomu.
W niedzielne południe mieszkanie pachniało świeżo zaparzoną kawą i lawendowym płynem do podłóg. Jonas znowu przesadził, będzie musiała przypomnieć mu o tym przy najbliższej okazji.
Paulina była sama – lubiła te chwile, kiedy mogła w pełnym skupieniu przygotować się do podróży. Walizki stały już w holu, równo ustawione jedna obok drugiej. Wszystko zostało dopracowane – ubrania, buty, kosmetyki. Wzięła do ręki pamiętnik Anneliese von Hagen. Przesunęła po nim dłonią i wsunęła ostrożnie do bocznej kieszeni.
– Była jeszcze jedna, szczególna walizka, różniąca się od reszty.
Skórzana, cięższa, niemal surowa w formie – zapięta na dwa metalowe zatrzaski. Paulina pochyliła się nad nią, otworzyła powoli i spojrzała na starannie ułożoną zawartość. W środku znajdowały się przedmioty, które zabierała tylko w jednym celu – aby mieć kontrolę i zadawać ból.
Baty, dyscypliny, szpicruty, packi – każdy element wybrany z namysłem, każde narzędzie o innym przeznaczeniu. Żadne z nich nie znalazło się tam przypadkiem. Każde było świadectwem tego, kim była jako Fenriss.
Spojrzała na zegarek. Czas ruszać.
Miała na sobie jasny, luźny kombinezon z cienkiej tkaniny, przewiązany w pasie. Na twarzy – ciemne okulary, we włosach lekki nieład, jakby był to tylko zwykły, niedzielny wyjazd. Ale to nie była zwykła niedziela. To był początek nowego etapu.
Czarny Mercedes Maybach S650 stał w garażu, lśniący, gotowy. Jonas – zgodnie z obietnicą – pożyczył jej go na czas wyjazdu do Adlerheim. Kluczyki leżały na marmurowym blacie tuż przy drzwiach wejściowych, obok elegamckiego etui z dokumentami.
Zjechała windą, z lekką irytacją wystawiła walizki i zapakowała je do bagażnika. Nacisnęła przycisk zamykania klapy i przez chwilę patrzyła jeszcze na masywną sylwetkę auta. Potem wsiadła za kierownicę, włączyła silnik. Niski pomruk dwunastocylindrowego silnika zabrzmiał jak obietnica idealnej jazdy.
Wyjechała z garażu i ruszyła w kierunku autostrady na południe.
Po kilku godzinach jazdy, dotarła do Adlerheim. Było późne popołudnie. Słońce chyliło się ku zachodowi, rzucając ciepłe, złociste światło na elewację willi, która prezentowała się teraz niemal jak z katalogu. Prace renowacyjne były już zakończone – świeża warstwa tynku, subtelnie rozjaśniona farba w odcieniu śmietankowej bieli, odnowione opaski okienne i gzymsy – wszystko sprawiało, że modernistyczny budynek z lat dwudziestych odzyskał swój dawny blask. Dom emanował spokojną, wyrafinowaną elegancją.
Tuż po rozpakowaniu walizek wyszła przed dom, gdzie czekał już pan Rogalski. Ubrany w robocze spodnie i granatową koszulę z krótkim rękawem, z notesem i planami pod pachą, przywitał ją z szacunkiem, ale i bez zbędnego dystansu – jak ktoś, kto zna wartość dobrze wykonanej pracy.
– Pani Ritter – powiedział z lekkim ukłonem. – Cieszę się, że mogę pokazać efekt.
– Dzień dobry, panie Rogalski. Wygląda doskonale, dom wygląda jak nowy – odpowiedziała Paulina, z uznaniem przyglądając się elewacji.
Przeszli razem powoli wzdłuż frontu. Rogalski opowiadał o procesie renowacji, o sposobie oczyszczenia powierzchni, doborze odpowiednich materiałów, wzmocnieniach strukturalnych, które zostały dyskretnie wprowadzone. Mówił rzeczowo, ale z pasją, jak człowiek, który traktuje swój fach poważnie.
– Jeśli mogę zasugerować… – powiedział po chwili, zatrzymując się przy narożniku posesji. – Mur od frontu i częściowo po bokach ma kilka ubytków. Raczej nie zawali się, ale jeśli już teraz to poprawimy, wytrzyma kolejne dziesięciolecia bez ruszania. No i estetyka.
Paulina skinęła głową.
– Rozsądnie. Proszę to zaplanować. Kiedy może pan działać?
– Za kilka dni mogę kogoś przysłać.
– Doskonale – odparła krótko, ale z satysfakcją. - Mam tylko prośbę aby była to jedna osoba, nie chcę tu głośnych rozmów i śmiechu a pan wie jak to jest na budowach.
Rogalski skinął głową i obiecał, że przyśle sprawdzoną osobę.
Rozmowa dobiegła końca, a budowlaniec odjechał swoją furgonetką, zostawiając ją samą z domem, który każdego dnia coraz bardziej stawał się jej światem.
---
Dwa dni później, w słoneczne przedpołudnie, Paulina siedziała na tarasie przed domem z filiżanką kawy, gdy usłyszała dźwięk silnika zbliżającego się po żwirowym podjeździe. Specjalnie zostawiła otwartą bramę. Spojrzała ponad filiżanką i zobaczyła ciemnoniebieskiego Volkswagena Polo. Auto zatrzymało się ostrożnie obok masywnego Mercedesa.
Z jego wnętrza wysiadła Mila – w prostej sukience, z torbą przewieszoną przez ramię. Rozejrzała się nieśmiało, jakby nie była pewna, czy dobrze trafiła. Na jej twarzy malowało się napięcie, a jednocześnie coś na kształt radości – jakby sama obecność tutaj była spełnieniem jakiegoś ukrytego marzenia.
Paulina nie wstała od razu. Upiła łyk kawy, po czym – spokojnie, z wyraźnym dystansem – powiedziała:
– Chodź, Mila. Witaj w Adlerheim.
❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń