Wilczyca 67

Rozdział 67

Berlin,  jesień 2016

Minęło zaledwie kilka dni, odkąd Paulina zgodziła się na prośbę Jonasa.

Ubrana w starannie dobraną, dopasowaną czarną sukienkę o prostym, ale wyrafinowanym kroju, z delikatnie błyszczącym materiałem na wysokości bioder, wyglądała jak uosobienie elegancji i siły. Na nogach miała czarne szpilki, które wydłużały już i tak jej długie nogi a cieliste pończochy z dyskretnym połyskiem nadawały im idealną gładkość. Włosy rozpuściła – jasny, jedwabisty welon opadał na ramiona. Makijaż podkreślał ostrość spojrzenia, nie przytłaczając twarzy. W dłoniach trzymała szklankę z sokiem pomarańczowym.

Jonas zjawił się punktualnie. 

– Wejdź i chodź do salonu - powiedziała krótko.

Jego postawa zdradzała napięcie. Wiedział, że coś się zmieniło, że próg, który przekroczył, nie był jedynie emocjonalny. To był rytuał inicjacyjny. Usiadła w wysokim fotelu, zakładając nogę na nogę w sposób naturalny, ale wymowny. Jej wzrok spoczął na nim bez cienia łagodności.

– Rozbierz się. Uklęknij.

Jonas posłusznie wykonał polecenie. Znał już ten ton głosu – nie było w nim miejsca na pytania ani zawahanie. Nagi uklęknął przed nią, spuszczając wzrok. Wiedział, że nie może patrzeć na nią zbyt długo, bez pozwolenia. I wiedział, że nie potrafiłby tego zrobić bez emocji – była zbyt piękna. Zbyt silna.

Paulina uniosła jedynie kącik ust. Nie musiała mówić, żeby on zrozumiał, co widzi. Jego drżenie, nerwowość, mimowolne reakcje ciała – wszystko to zdradzało go bez słów. Nie potrafił, nie mógł ukryć olbrzymiej erekcji.

– Aż tak ci się podobam? Wiesz, że mam na to sposób – powiedziała chłodno, niemal obojętnie, jakby mówiła o czymś oczywistym.

Wstała i sięgnęła do eleganckiego pudełka, które stało na komodzie. Otworzyła je i uniosła w dłoni delikatnie błyszczący, metalowy przedmiot. To nie był jedynie symbol. To była decyzja.

– Trzydzieści dni. Z przerwami na higienę, które będziesz dokumentować. Jeśli zobaczę, że coś jest nie tak… nie muszę mówić, co się stanie.

Zanim sięgnęła po przedmiot, założyła lateksowe rękawiczki – jasne, lśniące, chłodne w dotyku. Gest był powolny, niemal teatralny. Spokojny. Jonas zadrżał. Wiedziała o tym. Wszystko w tym geście miało znaczenie: przygotowanie, kontrola, dystans.

Założyła mu klatkę z precyzją i spokojem lekarza wykonującego procedurę, która jest konieczna, choć bolesna. Z powodu erekcji musiała użyć trochę siły czyniąc to jeszcze bardziej nieprzyjemnym. Potem sięgnęła po solidną, czarną obrożę. Pokazała mu ją wcześniej, ale teraz trzymała ją w dłoniach jak symbol nowej fazy ich relacji.

– Wybrałam ją specjalnie dla ciebie – powiedziała. – Mam nadzieję, że ci się podoba.

Uśmiechnęła się krótko – nie ciepło, nie ironicznie. Po prostu zadowolona. On jedynie potakiwał, z niemal nabożną pokorą.

– Tak jest, moja Lady. Dziękuję... dziękuję...

Nie przerywała mu. Nie musiała. Patrzyła tylko – z góry, spokojnie, bez emocji. Ale wewnątrz – była czujna, spokojnie uważna. Wiedziała, że ten moment to nie tylko forma. To było coś więcej. Zgoda. Pieczęć. Przekroczenie granicy, zza której nie ma powrotu.

Salon był cichy, tylko miękkie światło lampy przy fotelu otulało przestrzeń ciepłym blaskiem. W powietrzu unosił się subtelny zapach drewna sandałowego i bursztynu – dokładnie ten, który Paulina lubiła najbardziej. Usiadła ponownie w fotelu,  jak na tronie, z nogą założoną na nogę. Jej spojrzenie było spokojne, ale nieprzeniknione. Władcze.

Jonas klęczał tuż obok, w milczeniu. Jego głowa pochylona była lekko do przodu, dłonie spoczywały na udach. Był nagi – nie tylko z ubrań, ale z wszelkich masek i mechanizmów obronnych. Patrzył w podłogę. Czekał. Gotów.

Paulina wzięła głęboki oddech. Przez chwilę milczała, jakby zastanawiała się, od czego zacząć. Ale przecież wszystko wiedziała. To był ten moment.

– Jeśli chcesz być moim niewolnikiem – zaczęła chłodno – musisz wiedzieć, że nie przyjmuję połowicznych deklaracji. Nie potrzebuję ucznia. Potrzebuję sługi ale również partnera. Kogoś, kto jest dyspozycyjny – kiedy każę, o której każę. Bez tłumaczeń. Bez wymówek.

Jonas drgnął lekko. Jej głos był ostry, nie pozostawiał marginesu.

– Całkowite posłuszeństwo. Bez oporu. Bez pytania „dlaczego”. Twoim obowiązkiem będzie mnie słuchać, wspierać, znosić moje humory i służyć. Będziesz oddany – całym sobą. Fizycznie, psychicznie, emocjonalnie. Nawet wtedy, gdy to trudne. Zwłaszcza wtedy.

Zamilkła na moment, pozwalając słowom osadzić się głęboko. Potem dodała jeszcze chłodniej:

– Nie będzie miejsca na niezdecydowanie. Na ego. Na rywalizację. Wierność – absolutna. Uczciwość – bezwarunkowa. Żadnych tajemnic. Masz być moim narzędziem, podporą, cieniem, jeżeli trzeba.

Jonas uniósł lekko głowę, spojrzał na nią z mieszaniną pokory i zachwytu. Jej wzrok był nieruchomy. Obserwowała go z góry – bez cienia litości, ale też bez okrucieństwa. Tylko lodowata siła.

– Nie jestem tu po to, by cię zadowalać – dodała. – Ale jeśli sprostasz moim wymaganiom... dostąpisz nagrody i przywilejów, o jakich nawet nie śniłeś w swoich najgłębszych fantazjach.

Zamilkła. Zapanowała absolutna cisza.

I wtedy Jonas, jakby wreszcie zrozumiał pełnię ciężaru tej chwili, pochylił się nisko, jeszcze niżej. Złożył delikatny, niemal nabożny pocałunek na czubku jej lakierowanego buta. Potem na drugim.

– Dziękuję, moja Lady – wyszeptał z głębi serca. – Dziękuję za wszystko. Za to, że pozwalasz mi być przy Tobie, że dajesz mi szansę. Przysięgam, że nigdy Cię nie zawiodę.

Paulina uśmiechnęła się ledwo zauważalnie. Ale w jej oczach pojawił się błysk satysfakcji.

Nie musiała już nic mówić. Nie poruszyła się nawet o milimetr, gdy Jonas wciąż klęczał przy jej butach, z pochyloną głową. W końcu podniosła dłoń – powoli, z pełną świadomością gestu – i uniosła jego brodę jednym, chłodnym ruchem palców. Ich spojrzenia spotkały się.

– Pamiętaj o jeszcze jednej rzeczy – powiedziała spokojnie, niemal szeptem, ale z siłą, której nie dało się zignorować. – Za każdy błąd będziesz karany. Surowo. Bez wyjątków. Bez próśb o łaskę. Nie wolno ci nawet próbować unikać uderzeń – to byłoby nieposłuszeństwo podwójne.

Przesunęła dłonią wzdłuż jego policzka – delikatnie, z pozorną czułością. W rzeczywistości był to gest władzy. Jonas drgnął.

– Po każdej karze – kontynuowała – masz mi dziękować. Za dyscyplinę. Za uwagę. Za troskę. Rozumiesz?

– Tak jest, moja Lady – odparł natychmiast, bez zająknięcia.

– Dobrze – rzuciła chłodno. – A teraz chodź. Pokażę ci twój pokój.

Odwróciła się bez słowa i ruszyła korytarzem. Jej ruchy były spokojne, niemal dostojne – wąska talia, lekkie kołysanie bioder, szpilki stukające o podłogę. Jonas nie potrzebował polecenia – od razu ruszył za nią na czworakach, pokornie i bez słowa. Czuł chłód podłogi pod dłońmi, słyszał dźwięk obcasów... i widział to, co miał widzieć. Każdy szczegół jej sylwetki był dla niego jak błogosławieństwo.

Paulina zatrzymała się przy końcu korytarza, przekręciła klucz w drzwiach i uchyliła je.

– Wchodź – powiedziała, otwierając szerzej. – To twój pokój.

Jonas wpełzł do środka i rozejrzał się. Pomieszczenie było surowe. Ściany pomalowane na chłodną szarość, jedno okno z grubą roletą, mała szafka. I w samym centrum – klatka. Solidna, stalowa, wysoka na metr, z grubymi prętami i zamkiem szyfrowym. Wewnątrz czarna mata. Minimalizm i surowość.

Paulina stanęła w progu i skrzyżowała ręce.

– Kiedy będziesz u mnie nocować – śpisz tu.  Z czasem przywiozę kilka rzeczy z DSB – tam po ostatnich zmianach zostało sporo nieużywanego wyposażenia. Ławka do spankingu, kilka batów, może jakieś akcesoria. Zobaczymy.

Zamilkła na moment. Jonas nie śmiał się ruszyć, patrzył na nią z wdzięcznością pomieszaną z niemym zachwytem.

– Powiedz dziękuję – rzuciła chłodno, odwracając się do wyjścia.

– Dziękuję, moja Pani – odpowiedział z pełnym oddaniem.

Drzwi zatrzasnęły się za nią powoli, z ciężkim, głuchym dźwiękiem. Jonas został sam. W swoim nowym miejscu. I wiedział, że dokładnie tego pragnął. Był osobistym niewolnikiem Lady Fenriss.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wilczyca 1

Wilczyca 11

Wilczyca 2