Wilczyca 66
Rozdział 66
Trójmiasto, marzec 2024
Kilka dni po tym, co wydarzyło się u Pauliny, Łukasz wciąż nie mógł dojść do siebie. Przeżycia tamtej nocy odbiły się na nim mocniej, niż mógł przypuszczać. Jego ciało powoli dochodziło do siebie po brutalnym biciu, ale to, co działo się w jego głowie, było znacznie trudniejsze do uporządkowania. Paulina odcisnęła na nim swoje piętno – była nie tylko dominująca, ale też bezwzględna, a jej działania wykraczały daleko poza jego granice. Czuł gniew i upokorzenie. Przez te kilka dni był zagubiony, nie wiedząc, jak sobie z tym poradzić. Odczuwając ulgę, że to już koniec, myślał o Zosi i o tamtej nocy, kiedy znalazł w niej chwilę ciepła i bezpieczeństwa. Wspomnienie o tym było jednak równie bolesne – Zosia nie chciała niczego więcej poza przyjaźnią. Łukasz czuł, że jego życie w tej chwili jest pełne chaosu.
Długo wpatrywał się w ekran telefonu, zanim zdecydował się wybrać jej numer. Jego palce drżały, a myśli krążyły wokół tego, co chciał powiedzieć. W końcu zebrał odwagę i zadzwonił. Po kilku sygnałach usłyszał jej głos.
– Łukasz?
– Zosiu... – zaczął niepewnie. – Potrzebuję cię. Przyjedź, proszę.
Zosia milczała przez chwilę. – Łukasz, co się dzieje? Wszystko w porządku?
– Nie... nie jest w porządku. Potrzebuję pogadać. Potrzebuję... ciebie. Mogłabyś przyjechać?
– Dobrze, przyjadę. Porozmawiamy na spokojnie, okej?
– Dziękuję...
Zosia przyjechała po godzinie. Gdy tylko weszła do mieszkania, natychmiast wyczuła napięcie. Usiedli na kanapie.
– Zosiu... nie wiem, od czego zacznąć. Wszystko się sypie. Paulina... to, co się między nami dzieje, nie jest już normalne.
– Co masz na myśli?
– Zdjąłem chastity. Nie mogłem tego znieść. To było piekło. Nie wytrzymałem ani fizycznie, ani psychicznie.
– Co zdjąłeś? Chastity? O czym ty mówisz?
– Paulina miała nade mną pełną kontrolę. Byłem jej zabawką. Zamknęła mi klatke na penisie, kazała nosić przez 50 dni. To było upokarzające. Byłem u niej. Wyrzuciła mnie. Zdjąłem to sam.
Zosia zamarła. – Co? Łukasz, jak mogłeś się na to zgodzić?
– Nie wiem... Wydawało mi się, że ją kocham. Teraz już wiem, że nie. Ona mnie złamała.
Zosia wstała. – To chore! To nie jest miłość!
Łukasz wbił wzrok w podłogę. – Wiem... ale dopiero teraz to rozumiem. Zdjąłem chastity i to było jak uwolnienie. Ona mnie chyba nienawidzi. Zosia, ja jej nie chcę. Naprawdę.
– Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Myślałam, że jesteś mądrzejszy.
– Przepraszam.
Zosia usiadła z powrotem. – Paulina cię nie kochała, skoro tak cię traktowała.
– Wiem. Dlatego teraz potrzebuję ciebie.
– Co jeszcze ci robiła?
– Kary cielesne. To stało się normą. Kiedyś myślałem, że mi się to podoba. Ale szybko przestało być grą. Paulina mnie biła, karała. Ratanowe trzcinki, baty... wszystko. Za wszystko.
Zosia spojrzała na niego z niedowierzaniem. – Naprawdę cię biła?
– Tak. Liczyłem uderzenia. Jak się pomyliłem – zaczynała od nowa.
– Ale dlaczego?
– Myślałem, że to miłość. Że tak okazuje dominację. Nie umiałem przestać.
– Jakie jeszcze były kary?
– Klatka. Stałem w niej przez godziny. Czułem się jak zwierzę. Kazała mi prosić o karę. Raz, gdy krzyczałem i błagałem o litość, była jeszcze bardziej bezlitosna.
– To przerażające...
– Byłem zakochany... chyba. Ona wpędzała mnie w poczucie winy.
– Masz ślady?
Łukasz pokazał siniaki. Zosia zbladła.
– Ona cię pobiła. To trzeba zgłosić!
– Zosia... wstydzę się. Jak mam to powiedzieć policji?
– To było znęcanie się. Musisz to zrozumieć. To nie wstyd.
– Ale ja się zgadzałem...
– Może na początku. Ale przekroczyła granice.
– I co teraz?
– Ubieraj się. Jedziemy robić obdukcję – powiedziała Zosia.
Łukasz spojrzał na nią z wahaniem, ale wiedział, że miała rację.
---
Dzień podkomisarza Dariusza Makowskiego, nazywanego przez koleżeństwo z komisariatu „Makówa”, nie zapowiadał się szczególnie interesująco. Siedział za biurkiem, przeglądając kolejne papiery związane z umorzeniem sprawy dotyczącej serii włamań do piwnic w okolicznych blokach. Jego zmęczony wzrok sunął po dokumentach, a ręka bezwiednie kreśliła podpisy na kolejnych stronach. Dzień jak co dzień – nic szczególnego, tylko rutynowa papierkowa robota.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się z impetem i wszedł „Stary” – przełożony i szef zespołu. Jego obecność zawsze wprowadzała nieco ożywienia w jednostajną rutynę. Stary podszedł do biurka Makówy z uśmiechem na twarzy i rzucił przed nim teczkę, która z impetem wylądowała na stosie dokumentów.
– Masz tu, Makówa – zaczął, śmiejąc się pod nosem. – Przemoc domowa. Dziewczyna pobiła chłopaka.
Stary zaśmiał się głośno, a Makówa podniósł brew, zerkając na teczkę z niedowierzaniem.
– Serio? – zapytał, odchylając się na krześle i przyglądając szefowi z mieszaniną zdziwienia i niedowierzania.
– No, nieczęsta sprawa, co? – Stary usiadł na rogu biurka, wyraźnie rozbawiony sytuacją. – Pomyślałem, że to cię może zainteresować. Dziewczyna, zdaje się, zrobiła mu niezłą krzywdę. Tłukła go kijem po dupie, czy coś...
Dariusz otworzył teczkę, a jego wzrok padł na zdjęcia i raporty. Starał się powstrzymać uśmiech, ale coś w tej sytuacji go intrygowało.
– Dziewczyna to mu zrobiła? – mruknął, przeglądając dokumenty.
– No tak. Przesłuchaj ją – Stary wstał, klepnął go po ramieniu i wyszedł, zostawiając Makówę z teczką.
Dwa dni później, kiedy Makówa przypomniał sobie o teczce. Leżała odłogiem, zapomniana w gąszczu innych spraw. Westchnął, otworzył ją i zaczął przeglądać papiery.
Poszkodowany, Łukasz Kwiatkowski, złożył zeznania, w których donosił na swoją byłą dziewczynę, Paulinę Ritter, oskarżając ją o przemoc fizyczną w ramach ich relacji. W swoich zeznaniach opisywał, że kobieta regularnie go karała, używając m.in. tzw. trzcinek – cienkich i elastycznych zrobionych z ratanu, gumy, a nawet tworzyw sztucznych. Używała też batów.
Makówa zmarszczył brwi, przeglądając załączone zdjęcia. Na fotografiach widniały ślady na ciele Kwiatkowskiego. Zdjęcia były dość szczegółowe i brutalne – na jego pośladkach widniały długie, ciemne pręgi, niektóre ledwo zagojone, inne świeże, mocno zaczerwienione. Widać było, że siła uderzeń była znacząca, a niektóre ślady wskazywały na głębsze obrażenia.
Na nogach, szczególnie w okolicy ud, widać było rozległe zasinienia o różnym stopniu intensywności. Pojawiały się nawet niewielkie obrzęki, jakby niektóre uderzenia były skierowane w jedno miejsce wielokrotnie. Ciało poszkodowanego wyglądało na wyczerpane – ślady na skórze były świadectwem nie tylko jednorazowego lecz powtarzającego się bicia.
Makówa przerzucił strony i natknął się na wyniki obdukcji. Potwierdzały to, co było widać na zdjęciach. Obrażenia obejmowały:
Długie pręgi i zasinienia na pośladkach o długości od 10 do 30 cm.
Zasinienia na udach, głównie w górnej części, o intensywnym zabarwieniu fioletowo-niebieskim.
Otarcia skóry na nadgarstkach, co mogło świadczyć o stosowaniu kajdanek lub podobnych narzędzi restrykcyjnych.
Drobne ślady na kostkach, sugerujące, że nogi były również krępowane w sposób ograniczający ruch.
- No Nmnie miał lekko z nią chłopina....” - omyślał Makówa, widząc szczegóły raportu obdukcji. W teczce znajdowały się także zdjęcia nadgarstków poszkodowanego – obdarte, zaczerwienione, z wyraźnymi śladami po kajdankach. Kajdanki musiały być bardzo ciasno zapięte, pozostawiając głębokie odciski na skórze.
Podkomisarz oderwał wzrok od zdjęć i raportów.
Chwycił za telefon i wybrał podany numer. Po kilku sygnałach w słuchawce rozległ się zimny, pewny siebie damski głos:
— Słucham?
— Podkomisarz Dariusz Makowski, policja. Czy Pani Paulina Ritter ?
- Tak
- Chciałbym z panią porozmawiać na temat pewnej sprawy. Mamy skargę na panią. Czy możemy podjechać, czy woli pani otrzymać wezwanie na komisariat?
Po drugiej stronie linii zapanowała chwilowa cisza, jakby Paulina w ogóle nie była zaskoczona ani zaniepokojona tą informacją. W końcu odpowiedziała chłodnym tonem:
— Zapraszam do mnie na 15:00. Myślę, że traficie, prawda?
Zanim Makówa zdążył odpowiedzieć, połączenie zostało przerwane.
Podkomisarz spojrzał na telefon z uniesioną brwią, po czym odłożył go na biurko. Nastepnie podniósł słuchawkę telefonu stacjonarnego i wybrał numer do swojego partnera w dochodzeniówce.
W słuchawce rozległ się głos:
— Młodszy aspirant Dąbrowska, słucham.
— Dobra, Gocha, nie wydurniaj się — powiedział Makówa — mam dla ciebie ciekawą sprawę. Pojedziesz ze mną przesłuchać kogoś?
— A co to za sprawa? — spytała zaciekawiona Dąbrowska.
— Przemoc domowa, ale tym razem odwrotnie niż zwykle. Kobieta pobiła chłopaka. I to nie byle jak. Trzcinki, baty, kajdanki... Zresztą, zobaczysz, niezła historia — wyjaśnił z lekkim sarkazmem Makówa, przeglądając kolejne strony akt. Nieźle dostał od niej po dupie.
Gosia nie kryła zdziwienia. — Kobieta biła faceta? Trzcinkami? Ciekawe... To jakieś sadomaso może ? — usłyszał w odpowiedzi. — Dobra, wchodzę w to. Kiedy jedziemy?
— Na 15. Zbierz się na 14.30, spotkajmy się na parkingu...
---
Paulina rozsiadła się wygodnie na sofie, opierając się o miękkie poduszki. Chwyciła telefon i wybrała numer. Po chwili w słuchawce odezwał się znajomy głos.
— Olga? Potrzebuję twojego wsparcia. Możesz przyjechać... najlepiej od razu.
— Jasne. Co się dzieje? — Olga zapytała z lekkim niepokojem w głosie.
Paulina spokojnym, choć rzeczowym tonem wyjaśniła całą sytuację. Mówiła o zbliżającej się wizycie policjantów, oskarżeniach Łukasza.
— Spokojnie, już do ciebie jadę — odpowiedziała Olga pewnym głosem, jakby była gotowa stawić czoła każdej sytuacji.
Godzinę później, elegancka i pewna siebie, wysiadła z Mini Countrymana, który zaparkowała tuż pod domem Pauliny. Wysoka brunetka z czarnymi włosami do połowy szyi i charakterystyczną grzywką, ubrana w idealnie skrojony garnitur, który podkreślał jej profesjonalny wygląd, wyglądała jak uosobienie prawniczego autorytetu. Okulary w czarnych oprawkach nadawały jej jeszcze większej powagi.
Kiedy Paulina otworzyła drzwi, obie kobiety przywitały się z ciepłym uśmiechem i pocałunkami w policzki, jak stare dobre przyjaciółki.
— Cieszę się, że mogłaś tak szybko przyjechać — powiedziała Paulina, wpuszczając Olgę do środka.
— Oczywiście. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć — odpowiedziała Olga, rozglądając się po wnętrzu, po czym obie przeszły do salonu, by omówić szczegóły strategii.
Paulina opowiedziała Oldze o całej sytuacji, szczegółowo relacjonując wydarzenia, które doprowadziły do zgłoszenia na policję. Siedząc na sofie, gestykulowała, opowiadając o Łukaszu, jego zdradzie i o tym, jak wymierzyła mu karę.
Olga, siedząc naprzeciwko, słuchała z uśmiechem na twarzy, co jakiś czas kiwając głową z uznaniem.
— No cóż, muszę przyznać, że zawsze byłaś moją mentorką w tych sprawach — powiedziała z lekkim, złośliwym uśmiechem. — Prawda jest taka, że on nie ma podstaw, żeby cię oskarżać. Wszystko odbyło się dobrowolnie.
— Dokładnie — odpowiedziała Paulina, uśmiechając się lekko. — Ciekawi mnie, jak to rozegramy, ale nie mam żadnych obaw kiedy tu jesteś.
— Będziemy gotowe — dodała Olga, poprawiając okulary i zbierając swoje dokumenty. — Zrobimy z tego formalność.
Punktualnie o 15:00 szara Kia zaparkowała pod domem Pauliny. Z samochodu wysiadło dwoje policjantów po cywilnemu.
Pierwszy wysiadł podkomisarz Dariusz „Makówa” Makowski – średniego wzrostu, krępy mężczyzna po trzydziestce, o krótkich, ciemnych włosach i kilkudniowym zaroście. Miał na sobie ciemny, gruby płaszcz, pod którym widoczny był szary, wełniany golf. Na nogach nosił wygodne, skórzane buty, idealne na zimowe warunki, a w dłoniach ściskał teczkę z dokumentami.
Obok niego pojawiła się młodszy aspirant Małgorzata „Gocha” Dąbrowska – wysoka, szczupła kobieta o długich, blond włosach związanych w kucyk. Na jej nosie widniały eleganckie okulary, a usta miała pomalowane na delikatny odcień różu. Miała na sobie pikowaną, ciemnoniebieską kurtkę, pod którą krył się ciepły, kremowy sweter. Wąskie, ciemne dżinsy i wysokie, skórzane buty dopełniały jej zimowy look. Trzymała ręce w kieszeniach, sprawdzając przy okazji, czy zabrała ze samochodu telefon i kluczyki.
— No, to idziemy — rzucił Makówa, patrząc na elegancką fasadę domu Pauliny.
Drzwi otworzyła im Olga, uśmiechnęła się profesjonalnie, przedstawiając się jako adwokat pani doktor Ritter.
— Dzień dobry, jestem Olga Kwiatkowska, dziękuję za punktualność. Zapraszam do środka — powiedziała, wskazując drogę do wnętrza mieszkania.
Policjanci weszli do przestronnego, nowoczesnego salonu. Na sofie, pod oknem, siedziała Paulina — filigranowa, eteryczna blondynka, której delikatna uroda kontrastowała z opowieścią, którą przed chwilą przeczytali w aktach. Ubrana była w zwykłe jeansy i kremowy golf, co nadawało jej naturalny, domowy wygląd.
Gocha i Makówa wymienili szybkie spojrzenia, zaskoczeni jej delikatnością. Makówa podszedł do niej z neutralnym wyrazem twarzy, podczas gdy Gosia zajęła miejsce nieco z tyłu, obserwując całe otoczenie.
— Dzień dobry, pani Ritter — zaczął, siadając naprzeciwko niej. — Mamy kilka pytań dotyczących skargi, którą wniósł pani były partner.
Paulina uśmiechnęła się lekko, pozostając spokojna i opanowana.
— Rozumiem, jestem gotowa odpowiedzieć na wasze pytania — odpowiedziała cicho, a jej głos był tak łagodny, że przez chwilę trudno było sobie wyobrazić, że mogłaby być powiązana z czymkolwiek brutalnym.
Makówa otworzył teczkę i spojrzał na dokumenty, zweryfikowal tożsamość Pauliny. Przejrzał kilka stron, po czym uniósł wzrok i zadał pierwsze pytanie:
— Pani Ritter, czy może nam pani opowiedzieć o swojej relacji z Łukaszem Kwiatkowskim? Jak długo byliście razem i w jakich okolicznościach doszło do zakończenia waszego związku?
Paulina zachowała spokojny wyraz twarzy, a jej głos brzmiał łagodnie, choć pewnie:
— Z Łukaszem byliśmy razem przez około 4 miesiące. Nasz związek był... specyficzny, oparty na pewnych zasadach, które ustaliliśmy wspólnie. Rozstaliśmy się, ponieważ nie potrafił przestrzegać tych zasad — odpowiedziała spokojnie, zerkając na Olgę, która siedziała obok, gotowa interweniować, jeśli zajdzie potrzeba.
Makówa uniósł brwi, jakby czekał na rozwinięcie tematu.
— Zasady? Czy mogłaby pani to doprecyzować? — zapytał.
Paulina uśmiechnęła się delikatnie, jakby wiedziała, że to pytanie w końcu padnie.
— Nasza relacja miała charakter oparty na konsensualnym femdom. Zgoda i wzajemne zrozumienie były podstawą wszystkiego, co się między nami działo. To Łukasz zaproponował ten rodzaj relacji, a ja się zgodziłam, bo ufałam, że rozumie, na czym to polega — odpowiedziała, zerkając ponownie na Olgę, która skinęła głową, potwierdzając słowa Pauliny.
Gocha zmarszczyła brwi, notując coś w swoim notesie, ale jej wzrok zdradzał ciekawość i lekkie zaskoczenie.
Makówa, lekko przygryzając długopis spojrzał w stronę Pauliny i zadał kolejne pytanie:
— A te… kary cielesne? Czy to również było częścią waszych ustaleń?
Paulina, nadal zachowując spokój, skinęła głową:
— Oczywiście. Wszystko, co się działo między nami, odbywało się za zgodą obu stron. Stosowanie kar cielesnych było elementem naszej relacji. Łukasz nie tylko to akceptował, ale wręcz tego oczekiwał i prosił o to. Były to określone granice, o których rozmawialiśmy i które były jasno ustalone.
Policjantka wyraźnie zdziwiona, zapytała:
— Czy możliwe jest, żeby jedna ze stron zmieniła zdanie w trakcie takich… spotkań?
— Oczywiście, dlatego też w tego typu relacjach używa się tzw. słów bezpieczenstwa. Jeśli ktoś czuje, że przekraczana jest jego granica, mówi odpowiednie słowo, które natychmiast przerywa wszystko. W naszym przypadku Łukasz tylko raz użył tego słowa — odpowiedziała Paulina z lekkim uniesieniem brwi.
Makówa rzucił szybkie spojrzenie w stronę Gosi, po czym wrócił do przeglądania akt.
— Czyli twierdzi pani, że wszystko odbywało się za jego zgodą? Nawet to bicie? — dodał, z lekką nutą powątpiewania w głosie.
Paulina spojrzała na Makówę z lekkim uśmiechem, po czym spokojnie odpowiedziała:
— Dyscyplina była integralną częścią naszej relacji. Łukasz był świadomy, że takie praktyki mają na celu budowanie zaufania, a nie zadawanie niepotrzebnego bólu. Kary cielesne, takie jak „trzcinki”, były elementem tej dyscypliny i zasady były bardzo jasno określone. To on sam chciał poddawać się tej formie kontroli, a ja, jako odpowiedzialna partnerka, dbałam o to, by wszystko odbywało się zgodnie z jego granicami i bezpieczeństwem.
Przerwała na chwilę, jakby chciała podkreślić wagę swoich słów, po czym dodała:
— Dyscyplina to nie kara, to forma mojej odpowialnosci za niego.
Gocha spojrzała na Paulinę i zadała kolejne pytanie:
— Oprócz uszkodzenia ciała, były partner oskarża Panią również o narażenie zdrowia. Podobno kazała mu Pani pracować w cienkim drelichu w mroźny dzień, podczas gdy sama była ciepło ubrana.
Paulina poprawiła się na kanapie, uśmiechając się lekko, ale z widoczną nutą irytacji.
— Łukasz doskonale wiedział, na co się pisze. To, co Pani nazywa "pracą", było częścią naszej wspólnej gry i jasno określonego układu. Żadnych działań nie podejmowaliśmy bez jego zgody. Był to element dyscypliny, którą akceptował od samego początku. Co więcej, sam często proponował scenariusze, w których miał wykonywać różne zadania.... nago.
Zawiesiła na chwilę głos, by po chwili kontynuować:
— Owszem, byłam wtedy ciepło ubrana, w elegancki płaszcz, kozaki i rękawiczki. To również było częścią dynamiki naszej relacji. Lubił te kontrasty. A ja, cóż, dbam o swoje zdrowie, więc nie widzę powodu, by marznąć. On z kolei nie był nagi tak jak chciał, dałam mu robocze ubranie.
Paulina uśmiechnęła się nieco szerzej, patrząc w stronę kobiety.
— Wszystko odbywało się w granicach naszej umowy.
Gdy Paulina skończyła swoją odpowiedź, Olga sięgnęła do teczki, wyciągając starannie przygotowane wydruki wiadomości od Łukasza. Przeglądając je, uśmiechnęła się lekko, po czym spojrzała na policjantów.
— Pozwolą Państwo, że przytoczę kilka wiadomości od samego pana Kwiatkowskiego — zaczęła spokojnie. — "Zrobię wszystko dla Ciebie, Paulina", "Pociąga mnie Twój sadystyczny charakter", "Uwielbiam, jak mnie kontrolujesz" — to tylko niektóre z jego wypowiedzi. Jak widać, Łukasz sam bardzo aktywnie uczestniczył w tej relacji, wyrażając swoje pragnienia w sposób, który sugeruje pełną świadomość i akceptację tej dynamiki.
Olga spojrzała na funkcjonariuszy, przekazując im wydruki.
— Mamy tu do czynienia z relacją opartą na wspólnych ustaleniach, zgodach i pragnieniach, które były w pełni świadome i dobrowolne z obu stron.
Wzięła oddech, po czym kontynuowała stanowczo:
— Z przykrością stwierdzam, że obecne oskarżenia ze strony pana Kwiatkowskiego są niczym innym jak próbą zemsty za nieudany związek. Traktujemy to jako osobistą vendettę, wynikającą z frustracji po zakończeniu relacji, a nie rzeczywiste narażenie na krzywdę. W świetle tych dowodów oraz pełnej zgody na określone praktyki, nie ma tutaj podstaw do oskarżeń o przemoc.
Makówa i Gocha spojrzeli na siebie, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia.
— Cóż, rzeczywiście... wygląda na to, że nic tu po nas — powiedział Makówa, zamykając teczkę.
Policjantka przytaknęła, dodając:
— Wszystko wydaje się być jasne. Dziękujemy za współpracę.
Wymienili jeszcze kilka kurtuazyjnych zdań z Pauliną i Olgą, zachwycając się elegancją wnętrza domu.
— Pięknie tutaj — rzucił Makówa, patrząc na wystrój.
— Dziękuję. To miłe z pana strony — odpowiedziała Paulina, lekko się uśmiechając.
Pożegnali się formalnie i ruszyli w stronę wyjścia. Chwilę później, szara Kia odjechała spod domu.
— Dziękuję, Olga, że byłaś — powiedziała Paulina, odwracając się w stronę przyjaciółki. — A z drugiej strony... co za padalec z niego, polazł na policję...
Olga uśmiechnęła się lekko, opierając się o kuchenny blat.
— Spokojnie. Widzisz, sprawa już załatwiona. On myślał, że ci zaszkodzi, a tylko się ośmieszył. Załatwię szybkie umorzenie, Jacek się tym zajmie, awansował niedawno.
Paulina pokręciła głową, jeszcze lekko wstrząśnięta całą sytuacją.
— Tylko jak można być takim... — Zatrzymała się na chwilę, szukając odpowiednich słów. — Po prostu żałosnym.
Olga podeszła bliżej i delikatnie ją przytuliła.
— Taki facet, który nie potrafi zaakceptować swojej porażki, zawsze będzie szukał winy gdzie indziej. Dobrze wiesz, że zrobiłaś wszystko zgodnie z zasadami.
— A swoją drogą... nieźle przetrzepałaś mu skórę ty sadystko — powiedziała Olga z lekkim uśmiechem, delikatnie akcentując ostatnie słowo.
Paulina roześmiała się, opierając się wygodnie na sofie.
— Powiedziała ta delikatna! — rzuciła żartobliwie — No cóż, nie mógł powiedzieć, że nie wiedział, na co się pisze, sam tego chciał.
Olga usiadła obok, uśmiechając się szerzej.
— No tak, to było do przewidzenia, że szybko pokażesz mu, jak to jest być... pod twoją opieką.
Obie parsknęły śmiechem, a atmosfera od razu stała się lżejsza.
— Przydałby się teraz jakiś niewolnik... — powiedziała Olga, przeciągając się na sofie.
Paulina spojrzała na nią z uśmiechem, podchwytując temat.
— Właśnie pomyślałam o tym samym. Nie masz nikogo pod ręką?
Olga uśmiechnęła się tajemniczo.
— No opowiadaj — ponagliła ją Paulina, z zainteresowaniem śledząc każdy gest przyjaciółki.
— Mam całkiem fajnego aplikanta — zaczęła, jakby niechcący. — Podobam mu się, to widać. A co najlepsze... jestem na sto procent pewna, że jest uległy.
Paulina spojrzała na nią z błyskiem w oku.
— Skąd się domyślasz? Daje ci jakieś sygnały? — zapytała Paulina, unosząc brew z zaciekawieniem.
Olga zaśmiała się cicho.
— Owszem, wystarczy na niego popatrzeć. Zawsze, jak jestem w pobliżu, robi się nerwowy, spuszcza wzrok. Raz, kiedy miałam na sobie te długie, czarne kozaki, prawie się na mnie przewrócił, tak bardzo był rozproszony. No i jak coś mu polecę zrobić, to wykonuje to z taką nadgorliwością, jakby chciał mi zaimponować.
Paulina uśmiechnęła się z wyraźnym rozbawieniem.
— Wygląda na to, że masz potencjalnego niewolnika na wyciągnięcie ręki. I co zamierzasz z nim zrobić?
— Myślę, że dam mu szansę się wykazać — odpowiedziała z błyskiem w oku. — Jeszcze trochę go podpuszczę i zobaczę, jak zareaguje.
— A jak Jonas? — zapytała zmieniając temat i zerkając na Paulinę z zainteresowaniem.
Paulina uśmiechnęła się, poprawiając włosy.
— Planujemy wyjazd do Japonii. To będzie coś wyjątkowego, wiesz, zwiedzanie, relaks, może kurs shibari... Ale to dopiero we wrześniu, a na pewno planujemy jakieś weekendy w Adlerheim. A tak przy okazji — musisz nas znowu tam odwiedzić. Pamiętasz, jak było ostatnim razem?
Olga zaśmiała się, przypominając sobie wcześniejsze wypady.
— Oczywiście, Adlerheim... cudownie tam.... A Jonas... jak sobie radzi ...?
Paulina lekko wzruszyła ramionami.
— Jak zawsze, jest niezawodny. Znasz go, ceni dyscyplinę. Ideał. Czasem trochę brakue mu polotu ale... uswiadomiłam sobie, że on już nie zmieni się i że ja chyba też już chcę, żeby taki pozostał.
- Po co ty wlaściwie spotykałaś się z tym Lukaszem, skoro masz taki skarb jak Jonasa?
Paulina westchnęła, przeciągając palcem po krawędzi szklanki, jakby zastanawiała się, jak ująć to w słowa.
— Wiesz, na początku wydawał mi się być kimś, kto ma potencjał — zaczęła. — Był fascynujący w swojej uległości, ale przede wszystkim dawał mi wrażenie, że jest gotów na więcej. Myślałam, że z czasem wejdzie głębiej w naszą relację i zrozumie, o co chodzi. Ale... szybko okazało się, że to tylko fasada. — Paulina lekko pokręciła głową. A ja ? Ja przez moment pomyślałam, że fajnie mieć tu kogoś w Polsce... przeżyć coś fajnego, romantycznego na swój sposób. A potem szybko zaczął mnie irytować. Bez sensu to było.
Olga spojrzała na nią uważnie, popijając swoją kawę.
— Czego mu zabrakło? — zapytała.
— Nie miał wytrwałości. Ani psychicznej, ani fizycznej. Tolerancja bólu? Słaba. — Paulina wzruszyła ramionami. — Chciał emocji, chciał być prowadzony, ale nie rozumiał, co to naprawdę znaczy. Gdy przyszło do prawdziwych prób, łamał się i nie potrafił pogodzić z własną słabością. Chociaż był gotowy na różne scenariusze, dużo gadał a przy pierwszym bólu pękał.
Olga uniosła brew, a kąciki jej ust drgnęły w lekkim uśmiechu.
— I myślał, że to będzie łatwiejsze? — zapytała z lekkim sarkazmem.
— Najwyraźniej. Przetrzepanie skóry ratanową trzcinką było dla niego prawdziwym koszmarem. Krzyczał, błagał, mimo że to była kara, na którą załużył i na którą sam się zgodził. To było rozczarowujące. Kiedy potrzebowałam od niego więcej, okazało się, że nie jest w stanie dać mi tego, czego szukałam.
— I skończyło się na tym, że pobiegł na policję — stwierdziła Olga, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Paulina uśmiechnęła się z lekką nutą ironii.
— Tak. Nie spodziewałam się, że okaże się takim tchórzem i debilem.
— Faceci są słabi, myślą, że femdom to tylko kobieta w skórze, której można wylizać stopy... — dodała Olga, przeciągając słowa z nutą sarkazmu i lekkim obrzydzeniem.
Paulina pokiwała głową, a jej uśmiech stał się bardziej cyniczny.
— Tak, Olga, masz rację. Ale wiesz... nie każda dominująca kobieta lubi zadawać ból. — Paulina zamyśliła się na chwilę. — My obie jesteśmy sadystkami. Uwielbiamy to, ale nie każda dominacja musi wiązać się z bólem. Wiele osób nie rozumie, że femdom to nie tylko pejcz i szpicruta, ale emocjonalna gra, psychologiczna manipulacja... coś głębszego.
— Dokładnie! — Olga uniosła palec, jakby potwierdzając. — To nie jest tylko fizyczna kontrola. To gra zmysłów i umysłów. Absolutna kontrola. I to jest dla mnie najważniejsze.
Paulina spojrzała na Olgę z aprobatą.
— I może właśnie dlatego Łukasz nigdy nie był odpowiedni — stwierdziła. — Nie był gotowy na to, żeby być mi całkowicie podporządkowanym.
Olga roześmiała się, patrząc na Paulinę z rozbawieniem.
— No wiesz... nie jeden twardziel by wymiekł, kiedy zaczynasz bić gumową trzcinką. Wiem, jak mocno to robisz — powiedziała z uznaniem w głosie, ale i lekką złośliwością.
Paulina odpowiedziała, wzruszając ramionami.
— Biję mocno, bo o to w tym chodzi. — Jej głos był spokojny, wręcz obojętny, jakby mówiła o czymś zupełnie zwyczajnym. — Nie ma sensu udawać. Kiedy karzę, chcę, żeby czuli, że to prawdziwa kara. Że naprawdę odpowiadają za swoje błędy.
— No tak, ale gumowa trzcinka... — To jednak coś innego. To nie jest zabawa dla każdego.
Paulina uśmiechnęła się chłodno.
— Nie wszyscy są gotowi na taką intensywność. Nie każdy ma w sobie tyle siły, by to przyjąć. Ale ci, którzy potrafią to wytrzymać, docenią ten ból. Jest on oczyszczający. To coś, co sprawia, że naprawdę czują się poniżeni, ale i zrozumiani. A Ty Olga nie naśmiewaj się bo pamietam jak kiedyś w Berlinie prawie obdarłaś ze skory jednego ze swoich uleglych.
Olga roześmiała się, kręcąc głową.
— No dobrze, dobrze, nie zaprzeczam. — Uśmiechnęła się tajemniczo. — Pamiętam tego uległego. Może faktycznie trochę mnie poniosło, ale on sam się o to prosił. Zresztą, jak pamiętasz, wytrzymał do końca i jeszcze ładnie podziękował.
Paulina spojrzała na nią z rozbawieniem.
— A widzisz! Więc nie naśmiewaj się z mojego gumowego narzędzia, bo sama potrafisz być równie brutalna — dodała z uśmiechem.
Olga podparła głowę na ręce i westchnęła teatralnie.
— Ach, faceci. Tacy słabi, a jednocześnie pragną, żebyśmy ich poniżały i karały. Mięczaki.
— Zamawiamy coś do jedzenia? Dzwonisz po tego aplikanta? — zapytała Paulina z lekkim uśmiechem, patrząc na Olgę.
Olga roześmiała się jeszcze głośniej.
— Może tylko jedzenie na razie, ale... chętnie umówię się na jakąś wspólną sesję z niewolnikami. — mrugnęła do niej. To co jemy? A co do aplikanta, może zostawię go sobie na później. A może wspólna sesja w Adlerheim? Wybierzmy tylko odpowiednich kandydatów. Jacek i Jonas ?
— Brzmi dobrze... — A teraz zamówmy jakieś sushi...
❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń