Wilczyca 61
Rozdział 61
Berlin, czerwiec 2016
Było już dobrze po dwudziestej, kiedy telefon Pauliny zawibrował na marmurowym blacie kuchennej wyspy. Spojrzała — Jonas. Zaskoczona, odebrała bez wahania, opierając się biodrem o krzesło.
– Paulina? – jego głos był jak zawsze opanowany, ale tym razem słychać było w nim zaskakującą miękkość. – Nie chcę przeszkadzać, wiem, że nie prowadzisz teraz sesji, ale... czy wszystko w porządku?
– Dziękuję, Jonas, wszystko w porządku – odpowiedziała spokojnie, siadając powoli. W tle dało się słyszeć szum klimatyzowanego biura – najwyraźniej był jeszcze w pracy. – Ale to nie jest rozmowa na telefon. Przyjedź proszę do mnie.
Chwila ciszy.
– Rozumiem. – jego ton był bardziej napięty. – Dziś? Jutro? Kiedy ci pasuje ?
Paulina spojrzała przez okno. Zachód słońca kładł się ciepłym światłem na wysokich koronach drzew przy jej ulicy w Charlottenburgu. Położyła dłoń na zaokrąglonym brzuchu.
– Możesz wpaść jutro wieczorem. Po dziewiętnastej. Będę czekać.
– Dziękuję – odparł cicho. – Paulino... Lady... cieszę się, że usłyszałem twój głos.
– Do zobaczenia, Jonas – powiedziała, odkładając telefon.
Zanim ekran zgasł, spojrzała jeszcze na jego imię. Przez sekundę coś w niej zadrżało – jakiś cień emocji, którego nie chciała jeszcze nazwać. Potem wstała i sięgnęła po filiżankę z ziołową herbatą.
---
Jonas przyjechał jak zawsze punktualnie. Czarny Mercedes Maybach sunął cicho wzdłuż eleganckiej ulicy Charlottenburga, by zatrzymać się tuż przed kamienicą, w której mieszkała Paulina. Wysiadł z samochodu, poprawił mankiet koszuli i wziął głęboki oddech, jakby potrzebował przygotować się na coś ważnego. Nacisnął przycisk domofonu, usłyszał bzyczenie Wjechał na 3 piętro.
Paulina otworzyła drzwi niemal natychmiast. Stała w progu ubrana w prostą, letnią sukienkę w kolorze écru, przewiązaną pod biustem delikatną tasiemką. Jej twarz była promienna, a skóra miała zdrowy blask, którego wcześniej nie dostrzegał. Jednak to nie twarz przykuła jego wzrok. Gdy stanęła bokiem, nie było już wątpliwości.
Jonas zamarł. Dosłownie na ułamek sekundy jego oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
– Paulina... gratuluję – powiedział cicho, jakby sam próbował upewnić się, że widzi dobrze.
– Teraz już wiesz, dlaczego nie prowadzę sesji. Na razie – odezwała się spokojnie, ale jej głos był nieco bardziej miękki niż zwykle. Otworzyła drzwi szerzej. – Wejdź i rozgość się.
Wszedł do wnętrza, które pachniało lawendą i świeżo parzoną miętą. Usiedli naprzeciwko siebie – on lekko spięty, ona elegancko wyprostowana, trzymając dłonie splecione na kolanach.
– Wyglądasz pięknie – powiedział w końcu. – Naprawdę pięknie. Ciąża ci służy.
Paulina uśmiechnęła się. Uśmiech był łagodny, grzeczny, ale bez radości. Jakby obecny tylko na powierzchni twarzy. Milczała przez moment, a potem skinęła głową.
– Dziękuję. To będzie chłopiec więc nie zabrał mi urody, tak mawia moja mama.
Jonas uśmiechnął się i dodał ostrożnie:
– Gratuluję. Tobie... i ojcu.
Wtedy spojrzała na niego z ukosa. Bez goryczy, ale też bez cienia ciepła.
– Dziękuję, ale... chyba nie będę miała okazji mu tego przekazać. Nie będzie obecny w naszym życiu.
Jonas otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale od razu się zatrzymał. W jego oczach pojawiło się pytanie, którego nie wypowiedział, byłoby dla niego zbyt śmiałe. Paulina dostrzegła to i lekko pokręciła głową.
– Wolałabym o tym nie mówić. To wszystko jest... zamknięte. Może kiedyś opowiem ci, teraz nie jestem jeszcze na to gotowa.
– Oczywiście – powiedział cicho. – Przepraszam.
– Nie musisz przepraszać. Naprawdę.
Usiedli na jasnej sofie. Paulina zsunęła z nóg japonki i podciągnęła nogi pod siebie. Jej bose stopy spoczęły na miękkiej tkaninie. Była spokojna, lekko melancholijna.
– Upał zaczyna mi dawać się we znaki – przyznała z lekkim uśmiechem. – Tegoroczny czerwiec w Berlinie jest nieznośny jakby słońce zakochało się w tym mieście.
Jonas obserwował ją z uwagą. Od chwili, kiedy ją zobaczył, nie mógł oderwać wzroku. Była piękna – piękna inaczej niż kiedykolwiek wcześniej. Miała w sobie coś, co wymykało się słowom – siłę i miękkość zarazem. Świadomość, że nosi w sobie nowe życie, nadawała jej obecności niemal mityczny wymiar.
Spojrzała na niego, jakby czytała w myślach.
– A ty? Opowiedz mi coś. Wyrwij mnie z tego świata mdłości, badań i kopniaków w żebra – zażartowała z uśmiechem. – Opowiedz mi coś o swojej ostatniej podróży. Do Japonii, prawda?
Jonas ożywił się. Przechylił się lekko w jej stronę i westchnął cicho, jakby wracał myślami do innego świata.
– Tak. Tokio, Kyoto, potem parę dni w Sendai. Wiesz... na początku myślałem, że znów będzie jak zawsze – spotkania, transakcje, kolacje biznesowe. Ale kiedy wylądowałem w Tokio i wyszedłem rano na taras hotelu, miasto było inne. Puste, mokre po nocnym deszczu, ciche. Pachniało ziołami i czymś... metalicznym. Stałem tam i poczułem się, jakby wszystko się zatrzymało.
Paulina słuchała z zamkniętymi oczami. Czasem lekko poruszała palcami stóp. W tej chwili była wyłącznie słuchaczką – zanurzoną w jego opowieści.
– Byłem w herbaciarni, którą znalazłem przypadkiem. Mała, drewniana, gdzieś w bocznej uliczce Asakusy. Starsza kobieta podała mi herbatę – miała może siedemdziesiąt lat. Nosiła kimono, poruszała się cicho, jak duch. I wiesz... kiedy podała mi filiżankę, zrobiła to z takim skupieniem, że poczułem się... jakby mnie oczyszczała. Serio.
Paulina otworzyła oczy i spojrzała na niego z miękkim uśmiechem.
– Masz w sobie coś z poety – powiedziała cicho. – I dobrze... nie znałam cię z tej strony.
Jonas uśmiechnął się zawstydzony.
– Ty też jesteś zupełnie inna – powiedział po chwili. – Wyglądasz jak kobieta z obrazu. Ale... jak z obrazu, który sam się maluje najpiękniejszymi farbami.
Paulina roześmiała się miękko. Przesunęła dłonią po włosach.
– Nie wiem, czy to brzmi bardziej jak komplement, czy jak fragment eseju o ekspresji ciążowej – zażartowała. – Ale dziękuję. Dobrze mieć cię tutaj dziś.
– Zawsze, Paulino. Zawsze możesz na mnie liczyć. Pamiętaj proszę o tym. Może będę akurat na drugim końcu świata ale zawsze zrobię co w mojej mocy aby cię wesprzeć kiedy tylko będziesz tego potrzebowała. Na miejscu jest zawsze Otto, on zrobi co będzie trzeba. Nie krępuj się, lepiej jechać na badania na tylnej kanapie Maybacha niż samej prowadzić samochód lub co gorsza jechać metrem.
- Dziękuję Jonas, doceniam to... naprawdę.
Rozmawiali jeszcze przez dłuższą chwilę – spokojnie, bez napięcia. Jonas dalej opowiadał o Japonii z pasją, a Paulina, rozmarzona, słuchała, czasem zadając pytania, czasem tylko kiwając głową z uśmiechem. Było w niej coś niezwykle kobiecego i delikatnego, kiedy siedziała tak, z bosymi stopami podwiniętymi na sofie, w letniej sukience, z lekko zaróżowionymi od upału policzkami.
Gdy temat Japonii powoli się wyczerpał, Paulina wciąż patrzyła przed siebie, zatopiona we własnych myślach. W pokoju zapadła chwila ciszy.
– Wiesz – odezwał się Jonas ostrożnie – chciałbym cię kiedyś tam zabrać. Do Japonii.
Paulina spojrzała na niego uważnie. Nie odpowiedziała od razu. Uśmiechnęła się tylko – cicho, półgębkiem. To wystarczyło, by w jego sercu rozlało się ciepło, ale też lekki niepokój. Nie wiedział, co dalej powiedzieć, przez moment wahał się, po czym wypalił z pozornie luźną propozycją:
– Wiesz, a skoro jestem teraz w Berlinie... może... może przydałby ci się ktoś teraz do pomocy. Mógłbym... ogarniać zakupy, pomagać, nie wiem – sprzątać nawet – dodał z lekkim zawahaniem i półuśmiechem.
Paulina spojrzała na niego przenikliwie, ale z rozbawieniem.
– Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że moje wymagania są bardzo wysokie? – powiedziała spokojnie, przekrzywiając głowę. – A za każde niedociągnięcie czeka cię... trzcinka. Jeśli chcesz u mnie sprzątać musisz robić to lepiej od pani Jovanović.
Oboje wybuchli śmiechem ale Jonas doskonale wiedział, że Paulina, nawet w ciąży, była jak najbardziej zdolna do tego, by spełnić taką groźbę – i to bez najmniejszego wahania.
– Dobrze – powiedziała po chwili, już spokojniej. – Kiedy naprawdę będę czegoś potrzebować, dam ci znać.
Jonas skinął głową z wdzięcznością. Chciał być blisko.
Paulina sięgnęła po filiżankę z herbatą i oparła się wygodniej.
– Nie wiem poza tym, co dalej z Dominią – powiedziała nagle, zmieniając temat, jakby przeszła do spraw cięższych. Spotkałyśmy się niedawno z Evą. To było... trudne. Jest w kiepskim stanie.
Opowiedziała mu dokładnie, jak wyglądało tamto spotkanie – o domu pod Berlinem, o mecenasie Albrechcie, o testamentowych zapisach i warunkach przejęcia udziałów. Jonas słuchał w ciszy.
– Greta się wycofuje – kontynuowała. – w ogóle, chce stworzyć rodzinę. Poznałeś Marco, są idealną i piękną parą. Naomi chce otworzyć paryski oddział Dominii i wraca do Francji. Wyprosiłam ją niemal, żeby chwilę wstrzymała się jeszcze. Bella oczywiście... Bella jak to Bella. Ile zarobi tyle wyda. I tak cud, że miała na własny udział. Ma dużo chęci ale wiesz jaka jest. I tak cud, że coś miała. Ja muszę wykupić mój udział i spłacić Gretę oraz połowę Naomi. Resztę w ratach.
Zamilkła na chwilę.
– Trochę przeceniłam swoje możliwości. Brakuje mi trzystu tysięcy euro. I nie mam teraz głowy do tego, żeby wszystko organizować. Ciąża, doktorat, uczelnia... To po prostu za dużo. Prawdopodobnie odpuszczę temat. Od rodziców przecież nie pożyczę bo co im powiem a tego mieszkania nie sprzedam nigdy.
Jonas milczał.
– Może – dodała, już łagodniej – kiedy maleństwo będzie nieco starsze, zastanowię się, co dalej.
Zapadła cisza. Ciepła, nienatarczywa. Jonas patrzył na nią – na kobietę, którą znał już nie tylko jako Fenriss. I z każdą kolejną chwilą był coraz bardziej pewny, że cokolwiek się wydarzy, nie chce znikać z jej życia. Choćby tylko jako ten, który przynosi zakupy i herbatę.
– Posłuchaj – powiedział cicho, ale stanowczo. – Dla mnie to nie jest żaden problem. Naprawdę. Mogę ci dać te pieniądze.
Paulina podniosła wzrok. Przez moment milczała. Patrzyła na niego długo, jakby próbując wyczytać, czy mówi poważnie. Potem pokręciła głową.
– Nie. Nie ma mowy. Nie mogę przyjąć od ciebie takiej sumy. – Jej głos był spokojny, ale nieugięty. – Takie mam zasady.
Zamilkła, ale Jonas wyczuł, że coś w niej drgnęło. Pojawiło się to jedno, drobne zawahanie – ledwie widoczne, jak cień unoszący się w źrenicy. Po chwili dodała:
– Ale... jeśli zechcesz mi je pożyczyć – powiedziała wolno, jakby każde słowo ważyło więcej, niż powinno – obiecuję, że cię spłacę. Najszybciej, jak tylko będę w stanie. Obiecuję.
Uśmiechnął się lekko i bez wahania odpowiedział:
– Spłacisz wtedy, kiedy będziesz mogła. Bez presji. Bez napięć. Po prostu... zaufaj mi. Nie wyobrażam sobie sytuacji gdyby ktoś inny miał przejąć DSB. To byłby koniec tego miejsca jakie je wszyscy znamy i na swój sposób kochamy.
Paulina skinęła głową, nieco wolniej niż zwykle. Jej twarz pozostała poważna, ale w oczach pojawił się cień wzruszenia. Nie pozwoliła mu się rozlać – ani w słowach, ani w gestach. Wzięła głęboki wdech, sięgnęła po filiżankę z herbatą i spojrzała przez okno.
– Zatem... umowa między dżentelmenem a dominą ? – zapytała z lekkim, ironicznym uśmiechem.
– Chyba najlepszy rodzaj umowy, jaki mogę sobie wyobrazić – odparł spokojnie Jonas.
Uśmiechnął się, a w jego oczach pojawiło się coś miękkiego, niemal wzruszającego. Powoli podniósł się i klęknął przed Pauliną.
– Chyba musimy to jakoś symbolicznie przyklepać – powiedział cicho, prawie szeptem.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, nachylił się i z największą czułością pocałował jej stopę. Była bosa, oparta na sofie, lekko przesunięta w bok. Usta Jonasa musnęły jej skórę z niemal nabożnym szacunkiem. Paulina nie cofnęła jej. Nie drgnęła. Spojrzała na niego z góry, z lekko uniesionymi brwiami, ale nie ironicznie – z uznaniem. Po chwili sięgnęła dłonią do jego twarzy i położyła ją delikatnie na jego policzku.
– Dziękuję, że dziś przyjechałeś – powiedziała cicho, z tym swoim charakterystycznym spokojem, który potrafił jednocześnie uspokajać i poruszać do głębi.
Jonas pozostał jeszcze przez chwilę w tej pozycji, jakby nie chciał, by ten moment się skończył. Potem usiadł na podłodze przy niej. Rozmawiali dalej – spokojnie, z lekkością, która mogła istnieć tylko między dwojgiem ludzi, którzy znali się już naprawdę dobrze. Było coś niezwykle intymnego w tej rozmowie, a jednocześnie pozbawionego ciężaru: dwoje dorosłych, świadomych swoich dróg.
Paulina mówiła o Dominia Studio Berlin z dystansem, ale i z szacunkiem. Wyjaśniła mu, że była już naprawdę bliska podjęcia decyzji o odpuszczeniu. Mówiła to spokojnie, rzeczowo.
– Gdyby nie twoja pomoc… pewnie bym to zamknęła – przyznała. – Po urodzeniu dziecka na pewno zrobiłabym sobie dłuższą przerwę. A potem... Może wróciłabym. Może otworzyła coś mniejszego, bardziej prywatnego. A może zostawiła to za sobą i skupiła się na pracy jako psychoterapeutka oraz na uczelni.
Jonas słuchał w milczeniu, uważnie patrząc na nią z zachwytem.
– W końcu mam doktorat, pracę na uczelni, sporo oszczędności i kończę studia podyplomowe – dodała Paulina, bardziej do siebie niż do niego. – Za jakiś czas będę mogła przyjmować pacjentów. Prawdziwych pacjentów. Może to czas, żeby przestać dzielić życie między dwa światy.
Zamilkła na chwilę i spojrzała przez okno, jakby wypatrując jakiejś odpowiedzi w rozświetlonym berlińskim niebie. Jonas nie odpowiedział od razu. Tylko sięgnął znów po jej dłoń i pocałował ją. Siedzieli tak jeszcze jakiś czas – milczący, spokojni. I choć każde z nich miało własne myśli, przez moment wszystko wydawało się zadziwiająco proste.
Jonas po chwili znów pochylił się i złożył czuły pocałunek na wierzchu jej stopy — z większą świadomością i czymś więcej niż tylko czułością. Było w tym niemal oddanie, cichy hołd złożony kobiecie, która od początku zdominowała nie tylko jego ciało, ale i myśli.
– Berliński świat femom poniósłby nieodżałowaną stratę, gdybyś to zrobiła – powiedział cicho, nie patrząc jeszcze w górę. – Wierz mi… jesteś jedyna w swoim rodzaju. Jesteś najlepsza.
Paulina zadrżała nieco, nie z powodu słów, ale z powodu tonu — tak głębokiego, tak pełnego szczerości, że przez chwilę nie potrafiła odpowiedzieć. Spojrzała na niego łagodnie, bez tego zwyczajowego dystansu, który tak często trzymała między sobą a światem.
Uniósł głowę. Ich spojrzenia się spotkały. Powoli pochyliła się lekko, wyciągnęła dłoń i musnęła jego policzek opuszkami palców — tak delikatnie, jakby dotykała płatka róży.
– Dziękuję, Jonas – powiedziała cicho. – Za wszystko.
Kiedy Jonas opuścł jej mieszkanie późnym wieczorem, Paulina przez dłuższy czas nie mogła zasnąć. Leżała na boku, z dłońmi złożonymi pod głową, wsłuchując się w ciszę, która wypełniała jej elegancko urządzone mieszkanie w Charlottenburgu. Myśli wciąż wracały do jego wizyty — do jego obecności, do delikatności, z jaką traktował jej ciało, jej słowa, jej decyzje. Było w nim coś, co wyraźnie się zmieniło.
Zastanawiała się, skąd ta jego nowa śmiałość, całowanie stóp i dłoni bez jej pozwolenia — może wynikała po prostu z faktu, że wreszcie był naprawdę wolny. Przecież sam jej mówił, że zakończył sprawę rozwodową. Z jego opowieści wynikało, że nie był to łatwy proces. Umiejętnie i precyzyjnie spisana umowa majątkowa uratowała go przed podziałem fortuny ale koszt emocjonalny i finansowy i tak był spory. „Koszt świętego spokoju”, jak to ujął z lekkim śmiechem.
Mimo wszystko Paulina dostrzegała w jego słowach cień zmęczenia. Rozwód nawet wśród ludzi z jego kręgów, z jego pozycją, nie był tylko formalnością. Zawsze zostawały ślady. A może to właśnie one sprawiły, że spojrzał na nią inaczej, z większym uczuciem, z większym… oddaniem? Przypomniała sobie ten dzień kiedy wystrojona w sukienkę od Channel liczyła na coś więcej. Kolację, wspólne wyjście i jaka wtedy była zła. Na niego, na siebie, na świat. Przez te kilka lat wiele się zmieniło w ich relacji. Kim dla niej był ? Dobrym znajomym ? A może już przyjacielem ?
Westchnęła cicho, przesuwając dłonią po brzuchu. W jej ciele rosło nowe życie, a w sercu — coraz więcej pytań, na które nie znała jeszcze odpowiedzi. Ale jedno wiedziała na pewno: Jonas był kimś, kto zaczynał coraz mocniej zaznaczać swoją obecność. W niej, wokół niej. I choć nie była jeszcze gotowa, by nazwać to pragnieniem, czuła, że ten mężczyzna — ten jej uległy, spokojny Jonas — z każdym dniem stawał się jej coraz bliższy.
---
Berlin, luty 2024
❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń