Wilczyca 56

Rozdział 56

Berlin, styczeń 2016

Był piątkowy wieczór, Berlin lekko przyprószony styczniowym śniegiem, a mimo to tętniący życiem. Minęły już około 3 tygodnie od powrotu Pauliny z Dubaju. Dziewczyny ciągle mijały się aż wreszcie Bella zaprosiła ją na kolację do jednego z ich ulubionych miejsc – niewielkiej, klimatycznej restauracji w Charlottenburgu, prowadzonej przez włoskie małżeństwo. Lokal pachniał czosnkiem, ziołami i świeżym pieczywem. Z głośników cicho leciały jakieś stare włoskie przeboje.

Paulina weszła ubrana w dopasowany, karmelowy płaszcz, jedwabny szal i wysokie kozaki. Jej twarz była nieco bladsza niż zwykle, oczy lekko przygaszone. Mimo to wyglądała jak zawsze – elegancko i z klasą. Bella czekała już przy stoliku, ubrana w golf i krótką spódniczkę. Na jej widok Paulina uśmiechnęła się ciepło.

– Ciao, skarbie – powiedziała Bella, wstając, by ją uściskać. – Wyglądasz jak zawsze przepięknie.

– Ciao, to ty wyglądasz jak milion euro, ja dziś jestem jakaś niewyspana, nie mogłam doprowadzić się do porządku.

Usiadły przy stoliku, kelner przyniósł kartę win.

– Białe, jak zwykle? – zapytała Bella, otwierając menu.

Paulina zawahała się.

– Wiesz co, chyba nie. Dzisiaj raczej bez alkoholu. Mam... dziwne samopoczucie.

– Dziwne? – Bella zmarszczyła brwi z lekkim niepokojem.

– Nic wielkiego – odparła Paulina. – Trochę mdliło mnie rano, nie miałam ochoty na kawę, co jest dziwne samo w sobie. I jakoś... zapach sera w REWE prawie mnie zabił. Tak uciekałam z działu nabiałowego, że aż potrąciłam jakiegoś dziadka.

Bella uniosła brew.

– Czyżby nasza Lady Fenriss przeszła w tryb ultra-delikatności?

– Bardzo zabawne – Paulina przewróciła oczami, sięgając po wodę. – Po prostu jestem zmęczona. Chociaż… przesypiam noce jak kamień. A poza tym, ja przecież zawsze byłam delikatna.

– A Patrick? Nadal taki niesamowity? Mocno wymęczyłaś go w tym Dubaju ? Opowiadaj.

Paulina odchyliła się nieco na krześle, uśmiechając się cicho.

– Jeszcze lepszy. Dubaj był jak sen. Plaże, jedzenie, pustynia, a potem… długie godziny tylko dla nas. Miałam wrażenie, że każdy centymetr mojego ciała został rozpoznany i zapamiętany. To już 3 tygodnie a ja ciągle czuję jego zapach.

Bella uniosła kieliszek z białym winem i skinęła głową z uznaniem.

– Brzmi jak perfekcyjna końcówka i początek roku. Choć ty rzeczywiście jesteś dziś jakaś... inna, niewyraźna.

Paulina westchnęła i odłożyła sztućce.

– Nie wiem. Może jakaś wirusówka mnie bierze? Czuję się nieswojo, ale jednocześnie spokojnie. Jakby moje ciało chciało mi coś powiedzieć.

Bella spojrzała na nią czujnie, ale nie dopytywała. Znały się za dobrze – wiedziała, że Paulina potrzebuje sama nazywać rzeczy po imieniu.

Rozmawiały jeszcze długo o podróży, o planowanych zajęciach na uczelni, o sesjach w studiu. Ale w głowie Pauliny coraz częściej pojawiała się myśl, którą odsuwała przez ostatnie dni. 

Przez kolejne dni zmęczenie zaczęło narastać. Nie było w tym nic dramatycznego, ale dobrze znała swoje ciało. W poniedziałek odwołała trening z Andreasem, tłumacząc się napiętym grafikiem. W rzeczywistości nie miała siły. Chciała tylko wrócić do domu, usiąść na sofie i zawinąć się w koc.

Jedzenie też zaczęło ją zaskakiwać. To, co zwykle kochała – mocna kawa, słone sery, ostre przyprawy – nagle przestało jej smakować. W zamian pojawiła się... nieoczekiwana zachcianka. Kiedy wracała z uczelni, przystanęła przed Edeką i niemal odruchowo weszła do środka. Chwilę później w jej koszyku wylądowała siatka pomarańczy. Nigdy za nimi nie przepadała – zawsze były dla niej zbyt kwaśne, zbyt intensywne. Ale teraz... nie mogła się powstrzymać. Jeszcze przed wyjściem ze sklepu, kupiła świeżo wyciskany sok i wypiła od razu pół butelki, jakby to było coś najpyszniejszego co miała w ustach.

Wieczorem miała jedną długą sesję w studiu. Była profesjonalna, jak zawsze – skórzany gorset, glos zimny i precyzyjny, ruchy pewne. Wszystko poszło perfekcyjnie, klient wyszedł oszołomiony i bardzo obolały. A jednak, kiedy Paulina zamknęła za nim drzwi, poczuła, że coś nie gra. Nie fizycznie – coś głębiej. 

Wróciła do mieszkania. W kamienicy panowała cisza, winda wjeżdżała powoli. Wchodząc do środka zrzuciła płaszcz, sięgnęła po butelkę wody z lodówki, ale zanim zdążyła ją otworzyć, spojrzała jeszcze na telefon.

Zsunęła palcem ekran i otworzyła kalendarz.

Cisza.

Jej wzrok zatrzymał się na jednej, małej, czerwonej ikonie. Planowany okres. Sześć dni temu.

Sześć.

Zmarszczyła brwi.

Zamarła.

Oparła się o marmurowy blat kuchenny i jeszcze raz spojrzała. Nie mogła się pomylić. Cykle miała zawsze jak w zegarku.

Cisza w mieszkaniu nagle wydawała się głębsza. Stała tak przez dłuższą chwilę, wpatrując się w ekran telefonu. I wtedy po raz pierwszy pomyślała to naprawdę: a jeśli…?

Rano wyszła wcześnie, zawiązując szybko płaszcz i zarzucając na ramię  torebkę. Powietrze było chłodne i ostre, ulice Charlottenburga jeszcze ciche. Minęła piekarnię, kioski i skręciła w stronę apteki na rogu. Weszła do środka, rzucając krótkie spojrzenie farmaceutce. Nie musiała nic tłumaczyć – wystarczyło, że spojrzała na półkę.

Włożyła pudełko do torby tak, jakby chowała coś zakazanego. Po chwili wyszła i ruszyła na uczelnię. Czekały ją zajęcia, później krótki lunch z Gretą, spotkanie z superwizorem,  wieczorem  dwie dwugodzinne sesje w studiu. Nosiła test cały dzień w torbie, czując jego obecność jak pulsującą myśl – cichą, ale nieustępliwą.

Dopiero późnym wieczorem, kiedy wróciła do domu, zamknęła drzwi i zdjęła buty, poczuła to napięcie wyraźniej. Zostawiła wszystko w przedpokoju, torbę rzuciła na stół. Weszła do łazienki i odkręciła kran pod prysznicem, ale po chwili zatrzymała się. Otworzyła torbę. Wyjęła pudełko, trzymając je przez chwilę w rękach, po czym rozpakowała powoli, z niemal rytualną uważnością.

Kilka minut później siedziała na brzegu wanny, owinięta w ręcznik, z testem ciążowym w dłoni. Minuta... dwie... trzy...

W okienku pojawiły się dwie wyraźne kreski.

Paulina zamarła. Siedziała tak bez ruchu, z testem w dłoni, oparta o kafelki. Jej wzrok nie odrywał się od maleńkiego paska plastiku. W łazience panowała cisza. Tylko dźwięk kapiącej wody przypominał, że świat wciąż się toczy.

Po długiej chwili test opadł na jej kolana. Wciągnęła głęboko powietrze. Nie płakała. Nie śmiała się. Po prostu siedziała, trzymając w dłoni nową prawdę o sobie.

Nowe życie. W niej.

---

Trójmiasto, styczeń 2024

Łukasz od rana nie mógł znaleźć sobie miejsca. Próbował zająć się czymś konkretnym, ale wszystko, co zaczynał, szybko go irytowało. Jego myśli nieustannie krążyły wokół dwóch kobiet: Zosi i Pauliny. Z jednej strony Zosia – pełna ciepła, szczerości i prostoty, która dała mu wczoraj poczucie bliskości, którego tak bardzo mu brakowało… a potem się odwróciła. Z drugiej Paulina – piękna, zmysłowa, dominująca, budząca w nim skrajne emocje, których nie potrafił zignorować.

Obie tak różne. I przez obie cierpiał. I jeszcze ta ostatnia wiadomość od Pauliny... Przeszło godzinę temu napisał do niej, że jest gotów ponieść konsekwencje.

Nagle jego telefon zabrzęczał, przerywając chaotyczny ciąg myśli. Sięgnął po urządzenie, a serce mu zadrżało, kiedy zobaczył nadawcę – Paulina. Otworzył wiadomość, a na ekranie widniało tylko jedno zdanie:

– O 19 u mnie.

Proste, pozbawione zbędnych słów, ale wystarczyło, by Łukasz poczuł mieszankę ulgi i niepokoju. Paulina w swoim stylu nie zostawiała miejsca na wątpliwości. Wezwanie, które musiał przyjąć. Znał to – cokolwiek miała w planach, nie będzie to łatwe. Czuł, że każda chwila teraz była odliczaniem do tego spotkania, a pod powierzchnią pojawiała się nuta strachu… ale też coś, co go zawsze do niej przyciągało.

Zacisnął dłoń na telefonie, wiedząc, że nie ma odwrotu.

Jadąc do Pauliny, nie mógł przestać myśleć o tym, co go czeka. Każda sekunda przybliżała go do spotkania, a jego myśli miotały się między niepokojem a determinacją. Pamiętał ostatnie chwile, kiedy oddał jej pełną kontrolę – to, jak bezbronny się czuł. Cokolwiek by się działo tego wieczoru, postanowił, że nie pozwoli jej ponownie na całkowitą dominację. Nie tym razem.

Przez moment nawet rozważał, że powie jej wszystko, co leżało mu na sercu – jak wykańczała go ta emocjonalna gra, jak niszczyła go jej chłodna kontrola. Może to była chwila, żeby wyjawić prawdę, postawić granice. Ale kiedy zatrzymał się na światłach, spojrzał w stronę kwiaciarni.

– Na wszelki wypadek… – pomyślał, skręcając i parkując. Chociaż miał zamiar być bardziej stanowczy, coś podpowiadało mu, że taki gest może pomóc.

Wysiadł z samochodu i kupił duży bukiet róż – czerwonych, intensywnie pachnących. Wiedział, że Paulina uwielbia kwiaty, i choć bukiet nie rozwiąże wszystkiego, mógł zmiękczyć atmosferę. Ruszył dalej, ściskając go w dłoniach, zastanawiając się, jak będzie wyglądał ten wieczór.

Zaparkował przed jej domem punktualnie o 19:00. Serce biło mu szybciej, a jego dłoń mocno zaciskała się na łodygach. Wysiadł z samochodu i podszedł do drzwi, próbując zebrać myśli. Gdy zapukał, niemal natychmiast usłyszał kroki za drzwiami. Otworzyła bez słowa, jej twarz była spokojna i nie zdradzała żadnych emocji.

Spojrzała na niego chłodnym, oceniającym wzrokiem, po czym wyciągnęła rękę po bukiet, nie wydając z siebie ani jednego dźwięku. Łukasz, lekko zaskoczony jej milczeniem, podał kwiaty, a ona przyjęła je, odwracając się od niego bez słowa podziękowania.

Zamknęła drzwi i stanęła naprzeciwko niego w hallu, rzucając bukiet na szafkę obok. Miał nadzieję, że kwiaty złagodzą jej nastrój, ale wyglądała, jakby nie robiły na niej najmniejszego wrażenia.

– Zdejmij spodnie i majtki – powiedziała spokojnie.

Łukasz poczuł, jakby czas się zatrzymał. Miał inne plany, może nawet chciał z nią porozmawiać, ale jej rozkaz był jednoznaczny.

Paulina sięgnęła do komody, otworzyła szufladę i wyjęła pudełko z medycznymi, lateksowymi rękawiczkami. Rozdarła opakowanie i zaczęła je wkładać – najpierw na lewą dłoń, potem na prawą. Rękawiczki napięły się ciasno na jej smukłych palcach, wydając cichy, suchy trzask.

– Nie mam ochoty cię dotykać gołymi rękami – powiedziała chłodno, bez emocji. – To powinno ci coś powiedzieć.

Poprawiła rękawiczki na nadgarstkach i usiadła wygodnie w fotelu, jej ruchy były powolne, niemal leniwe, ale jednocześnie pełne kontroli. W dłoni trzymała coś, co natychmiast przykuło jego wzrok – nową klatkę chastity. Była mniejsza, bardziej restrykcyjna niż poprzednia, wykonana z ciemnego, połyskującego metalu. Każdy element był precyzyjnie dopasowany – bez zbędnych ozdób, ale wyjątkowo funkcjonalny.

– Tym razem – powiedziała cicho, niemal zmysłowo – będzie ci trudniej. Ta klatka nie da ci nawet chwili wytchnienia.

Powoli pochyliła się w jego stronę, wciąż siedząc, kazała mu zbliżyć się. Jej ruchy były precyzyjne, jakby każda czynność była wcześniej zaplanowana. Najpierw ostrożnie, ale zdecydowanie umieściła pierścień wokół jego nasady, dokładnie dopasowując go do ciała. Uczucie było natychmiastowe – mocniejszy ucisk niż przy poprzednim modelu, niemal duszący.

Następnie sięgnęła po samą klatkę. Metal, chłodny w dotyku, w kontakcie ze skórą wywoływał dreszcz. Z niemal mechaniczną precyzją umieściła ją na właściwym miejscu, klikając zatrzaski. Klatka dopasowała się szczelnie, a ciasna konstrukcja sprawiła, że każdy ruch wywoływał nieprzyjemne napięcie.

Na końcu, jak zwykle, zatrzasnęła zamek. Cichy klik oznaczał ostateczne zamknięcie. Spojrzała na Łukasza z wyraźnym zadowoleniem.

– Teraz jesteś gotowy.

Sięgnęła po jego telefon, nie odrywając od niego wzroku. Otworzyła  aplikację, aktywując kod klatki, który połączył się z jego urządzeniem. Telefon Łukasza natychmiast przesłał dane do aplikacji Pauliny – mogła na bieżąco monitorować jego status.

– Ubieraj się. Jesteś wolny. Klatkę możesz zdejmować co 3 dni na 5 minut. Masz dokumentować jak się myjesz i zamykasz z powrotem  – rzuciła chłodno.

Łukasz zamarł, zaskoczony. Spodziewał się czegoś innego – dalszych poleceń, konfrontacji… ale nie tego.

– Nie chcę cię widzieć dłużej – powiedziała sucho. – Spotkamy się za 50 dni. Do tego czasu masz przemyśleć swoje zachowanie i wszystko, co się wydarzyło.

– Pięćdziesiąt dni...? – zapytał półgłosem.

– Idź już – powtórzyła. – Masz czas, żeby się zastanowić, czy naprawdę rozumiesz, co znaczy oddanie mi.

Bez słowa zaczął się ubierać. Wiedział, że cokolwiek by powiedział, nie miałoby teraz znaczenia.

Wyszedł. Paulina bez słowa zamknęła za nim drzwi. Jej twarz nie drgnęła, jakby cała ta scena nie miała na nią żadnego wpływu.

Kwiaty, które wcześniej dostała, leżały na stoliku w korytarzu. Spojrzała na nie, chwyciła bukiet i poszła do salonu.

Podeszła do kominka, spojrzała na róże. Bez cienia wahania wrzuciła bukiet do ognia. Płatki zwijały się od gorąca, łodygi pękały z trzaskiem.

Patrzyła, jak płoną. Jej wzrok był spokojny. Po chwili usiadła na sofie, otulona blaskiem ognia.

Jutro wracała do Berlina.

---

Łukasz wracał do domu, a w jego głowie panował chaos. Wspomnienia ostatnich chwil u Pauliny mieszały się z rozczarowaniem i frustracją. Wszystko działo się tak szybko, a jednak pozostawiło go z pustką. Jej chłodne słowa, polecenia, a potem to zaskakujące zakończenie. "Spotkamy się za 50 dni." Jak miał sobie z tym poradzić? Tyle czasu w niepewności, z klatką, która była dla niego symbolem jej kontroli. Zawsze czuł, że Paulina rządzi, ale tym razem coś się zmieniło.

Przez chwilę rozważał, co mógł zrobić inaczej. Może powinien się zbuntować, powiedzieć jej, co naprawdę czuje? Ale w rzeczywistości nigdy nie mógł tego zrobić. Jej dominacja nad nim była nie tylko fizyczna, ale i emocjonalna. Miał świadomość, że nawet jeśli próbowałby się jej sprzeciwić, wciąż wracałby do niej. To było silniejsze niż on.

Co jest ze mną nie tak?  

Przez całą drogę jego myśli krążyły wokół tej niepewności – z jednej strony czuł złość na Paulinę, na jej kontrolę, ale z drugiej strony coś go do niej przyciągało, coś, czego nie potrafił się pozbyć.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wilczyca 1

Wilczyca 11

Wilczyca 2