Wilczyca 55

Rozdział 55

Bydgoszcz, styczeń 2024

Paulina wstała od stołu, lekko wzburzona, i wyszła z pokoju, kierując się do sąsiedniego pomieszczenia. Michał i Marek zostali sami, a między nimi zapadła chwila ciszy.

– Wszystko u niej w porządku? – zapytał Marek nieco niepewnie, spoglądając w stronę drzwi.

Michał wzruszył ramionami. Przez chwilę rozmawiali o błahostkach, ale jego myśli były gdzie indziej. Wziął łyk whisky i powiedział:

– Poczekaj chwilę, zaraz do niej zajrzę.

Zostawił Marka i ruszył w stronę pokoju. Zapukał delikatnie, a potem uchylił drzwi. Paulina stała przy oknie, wpatrzona w ciemność.

– Paulina? Wszystko w porządku?

Nie odwracając się, westchnęła.

– Nic wielkiego. Po prostu coś mnie zdenerwowało.

Michał podszedł bliżej.

– Coś z Łukaszem?

Przez chwilę milczała, potem lekko skinęła głową.

– Znając ciebie, nie chciałbym być teraz na jego miejscu – powiedział cicho Michał.

Paulina odwróciła się z lekkim uśmiechem.

– Nie zrobił nic, czego konsekwencji nie mógłby przewidzieć. Sam wybrał swoją drogę.

– Nie pytam o szczegóły, ale domyślam się, że kiedy się wkurzasz, nikt nie wychodzi z tego cało.

– Nikt go nie zmuszał. Konsekwencje są naturalne. Będzie musiał zapłacić. Bólem.

– Cóż, domyślam się, że czeka go ciężka przeprawa z tobą – odparł. – Gdybyś potrzebowała pogadać o tym jestem obok.

Gdy się odwrócił, jej głos go zatrzymał.

– A ty, Michał? Jesteś gotowy na swoją sesję?

Spojrzał na nią z lekkim niepokojem.

– Prawie. Myślę, że dam radę.

Uśmiechnęła się z zadowoleniem.

– Znasz zasady. Będziesz w dobrych rękach.

– Może będziesz dla mnie odrobinę łagodniejsza? – rzucił z żartem.

Jej spojrzenie stało się przewrotne.

– Michał... Naprawdę?

– Czasem warto spróbować. Może liczyłem na specjalne traktowanie.

– A może wręcz przeciwnie – odparła. – Może sprawię, że pożałujesz tego pytania.

Zbliżyła się, niemal dotykając jego ramienia.

– Podczas sesji łagodność nie będzie czymś, czego powinieneś się spodziewać. Myślisz, że jak ładnie poprosisz, to ci odpuszczę? Nie ma mowy.

– Warto mieć nadzieję – odparł z wymuszonym uśmiechem.

– Nie lubię, gdy ktoś mnie o to prosi. 16 lutego przekonasz się, że strach może być bardzo... stymulujący.

Michał skinął głową.

– Teraz naprawdę nie wiem, czego się spodziewać.

– I dobrze. Sesja zaczęła się już teraz. W twojej głowie.

Zaśmiała się, 

– Nie bój się tak. Jesteś dużym chłopcem, prawda?

– Cóż, od czegoś trzeba zacząć.

– Poza tym, wybrałeś intro. Ty tchórzu, hahaha.

– I może dlatego dam radę.

– Spokojnie. Dam ci to, na co zasłużyłeś. Może i trochę więcej.

Nagle drzwi się otworzyły. Marek wszedł z uśmiechem.

– Aaa, tu jesteście! Szukamy was. Tort czeka!

Michał skinął głową.

– Już wracamy.

Marek nie mógł oderwać wzroku od Pauliny, gdy szła przodem. W skórzanych spodniach i szpilkach była zjawiskowa. Elegancja i pewność siebie biły od niej z każdym krokiem.

---

Późno wieczorem goście zaczęli się żegnać. Paulina i Marek mieli nocować. Anka pokazała im pokoje.

– Macie wszystko?

Paulina skinęła głową i udała się do łazienki. Po powrocie miała na sobie szarą bluzę i legginsy. Była bez makijażu, z rozpuszczonymi włosami, bosa. Marek nie mógł oderwać wzroku. Jej obecność działała na niego hipnotyzująco.

Usiadła na sofie, podciągnęła nogi, a jej bose stopy przyciągały jego spojrzenie. Były zadbane, delikatne. Każdy jej ruch wydawał się przemyślany.

Wyciągnęła z kieszeni parę skarpetek i zaczęła je zakładać. Marek obserwował to dyskretnie i  z niemal nabożną uwagą.

Rozmowy przeciągnęły się do późnej nocy. 

---

Kiedy nadeszła pora snu i  poszli korytarzem do swoich pokoi. Nagle  Marek zatrzymał się.

– Dobranoc, Paulino. Naprawdę, miło było cię poznać.

Spojrzała na niego spokojnie.

– Śpij dobrze... i nie myśl za dużo.

Zniknęła za drzwiami. Marek stał chwilę w miejscu. - Nie myśleć za dużo? – łatwo powiedzieć, pomyślał, wchodząc do swojego pokoju.

---

Trójmiasto, styczeń 2024

Poranek w domu Łukasza nadszedł spokojnie. Obudził się leżąc obok Zosi, której cichy, równy oddech wypełniał przestrzeń. Przez chwilę wpatrywał się w sufit, próbując zebrać myśli po wczorajszym wieczorze. Było mu dobrze. Zaskakująco dobrze. Spojrzał na nią. Jej ciepło, troska, sposób, w jaki na niego patrzyła i jak się do niego odnosiła – to wszystko dawało mu poczucie bliskości, którego tak bardzo mu brakowało.

Delikatnie wysunął się spod kołdry, nie chcąc jej obudzić, i poszedł do kuchni. Zosia wstała chwilę później i poszła pod prysznic, a on zaczął kroić warzywa i smażyć jajecznicę.

Kiedy wróciła – w jego dresowych spodniach i luźnym T-shircie – uśmiechnął się do niej. Była wysoka, wyrazista, ciepła. Miała zupełnie inną sylwetkę niż Paulina – bardziej kobiecą i  bardziej realną. Paulina... eteryczna chociaż zaskakująco umięśniona i  jednocześnie absolutnie dominująca. Przy niej czuł się jak marionetka. Zosia była inna – dawała mu wolność. I właśnie to teraz czuł – wolność. Po raz pierwszy od dawna.

Spojrzał, jak siada do stołu.

– Wygląda pysznie – rzuciła z uśmiechem, rozkładając talerze.

Nie mógł przestać myśleć o tym, jak bardzo dała mu wczoraj coś, czego tak długo mu brakowało. Może właśnie tego potrzebował?

Po śniadaniu atmosfera pozostała spokojna. Patrzył na nią uważnie. Może to był znak? Może z nią mogłoby być inaczej? Nigdy nie pociągała go jakoś szczególnie. Zawsze doszukiwał się w jej urodzie jakiegoś mankamentu  - za wysoka, za duża, za duże stopy, zbyt sportowy ubiór... Ale dziś, dziś wydawała mu się na swój sposób atrakcyjna.

– Wiesz, Zosiu... może moglibyśmy częściej się spotykać? – zaczął ostrożnie. – Tak na luzie, ale... może spróbujemy czegoś więcej? Zawsze dobrze się dogadywaliśmy, a wczoraj było naprawdę wyjątkowo.

Zosia zamarła. Jej twarz straciła ten swobodny wyraz, który miała jeszcze chwilę wcześniej. Łukasz nie zauważył tego – wciąż snuł plany, wpatrzony w nią z nadzieją.

– Może jakiś weekend razem? Wiesz, morze, spacery, jak kiedyś...

Westchnęła.

– Łukasz... – zaczęła cicho. – To, co się wczoraj wydarzyło, było naprawdę piękne, ale...

– Ale co, Zosiu? – zapytał zaskoczony. – Myślałem, że może to coś znaczyło.

Podeszła do niego i położyła dłoń na jego ramieniu.

– Zrobiliśmy to, czego oboje potrzebowaliśmy. Bliskość, ciepło... Ale nie jestem gotowa na coś więcej. Chcę, żebyśmy byli nadal przyjaciółmi. Tylko tyle. Aż tyle.

Te słowa uderzyły go jak cios. Cofnął się delikatnie, nie dowierzając.

– Myślałem, że...

– Rozumiem – przerwała łagodnie. – Ale ja nie mogę ci dać tego, czego szukasz. I... naprawdę uważam, że powinieneś wrócić do swojej dziewczyny.

– Wrócić...? Do Pauliny?

Zosia skinęła głową z lekkim uśmiechem.

– Tak. Przeproś ją, jeśli trzeba. Nie wiem, jaka jest wasza relacja... ale to z nią powinieneś być. Nie ze mną.

Łukasz westchnął ciężko, nie mogąc ukryć zawodu. Stał przez chwilę w ciszy. 

– Zosiu... – szepnął.

Przytuliła go mocno.

– Wszystko się ułoży, Łukasz. Zobaczysz. To tylko kwestia czasu.

– Dzięki... – powiedział cicho. – Naprawdę.

– Pamiętaj, że jestem. Jako przyjaciółka.

Po tych słowach zniknęła za drzwiami sypialni. Szybko przebrała się i pożegnała z nim. A on został – sam. Wziął telefon. Kilka nieodebranych wiadomości. Wszystkie od Pauliny.

Pierwsza: zrzut ekranu z aplikacji do zarządzania chastity. Powiadomienie: klatka została zdjęta.

„Warnung: Unautorisierter Zugriff auf das Schloss festgestellt.”

Pod spodem:
"Czy możesz mi to jakoś wyjaśnić?"

Zamarł. Palce drżały. Przetłumaczył w Google translate te słowa ale domyślał się co znaczyły. Ostrzeżenie: Wykryto nieautoryzowany dostęp do zamka.

Druga wiadomość:
"Mam nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie, bo jeśli nie, będziesz tego bardzo żałował."

Poczuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg. Wiedział, że nie są to puste słowa.

I kolejna:

"Czekam, aż zmądrzejesz, Łukasz. Ale pamiętaj, konsekwencje cię i tak nie miną."

Odłożył telefon.
– Ja pierdolę... ale narobiłem...

---

Bydgoszcz, styczeń 2024

Paulina, jak zawsze, obudziła się wcześnie. Gdy reszta domowników jeszcze spała, zeszła do salonu z laptopem pod pachą. Usiadła na skraju kanapy, zawinęła nogi pod siebie i w bezruchu wpatrywała się w ekran. Jej twarz pozostawała skupiona, a palce bezszelestnie przesuwały się po klawiaturze. Ciszę przerwał dźwięk kroków.

Nie podnosząc od razu wzroku, zdążyła zidentyfikować je. Dopiero po chwili spojrzała znad laptopa, chłodno i bez uśmiechu. W progu stał Marek – jego włosy nie były tak idealnie zaczesane jak wczoraj, był w samych bokserkach.

– Cześć, Marek – powiedziała sucho, bez cienia rozbawienia. Jej głos był spokojny, ale beznamiętny. 

– Widzę, że twoje pojęcie o granicach jest dość... elastyczne.

Marek, próbując zachować lekki ton, wzruszył ramionami. – Cóż, skoro jestem wśród znajomych...

Paulina zamknęła laptopa z cichym kliknięciem i powoli wyprostowała plecy.

– Jesteś tu gościem, nie performerem – odparła chłodno, jakby analizowała jego obecność z klinicznym dystansem. – Ale rozumiem. Niektórzy budzą się z nadmiarem pewności siebie. Często to maska.

Marek, nieco zbity z tropu, ale wciąż z uśmiechem, podszedł bliżej. – Pewność siebie to podstawa. Zwłaszcza gdy się wie, czego się chce.

Paulina nie drgnęła. Jej spojrzenie było nieprzeniknione, jakby próbowała zrozumieć jego mechanizmy, nie reagując na nie. – Odwaga bez rozeznania bywa głupotą, Marek. Ale to nie moja sprawa. Jeszcze spory kawałek drogi przed tobą, zanim mnie to zainteresuje.

Usiadł na fotelu naprzeciw niej. – W porządku. Czasem lepiej iść bez planu, niż stać w miejscu.

– Tak mówią ci, którzy rzeczywiście nie mają planu. Ale dobrze. Jeśli chcesz się wykazać, możesz zrobić mi kawę. Latte, najlepiej na mleku migdałowym, Anka miała gdzieś w lodówce – dodała, wracając wzrokiem do laptopa, dając mu jasno do zrozumienia, że rozmowa została zawieszona.

Kiedy wrócił z filiżankami, podał jej kawę, po czym usiadł z powrotem. Siedzieli w ciszy przez moment, aż Marek odezwał się z prowokacyjnym półuśmiechem:

– Jako psycholog... co powiesz o chodzeniu po domu w samych bokserkach?

Paulina powoli odłożyła filiżankę. Jej spojrzenie stało się twarde, pozbawione rozbawienia.

– Jako psycholog? Może to być przejaw nadmiernej potrzeby potwierdzenia własnej wartości. Albo nieumiejętność rozpoznania, kiedy przekracza się cudze granice. – Zrobiła pauzę. – Lub po prostu próba wymuszenia reakcji. Której, nawiasem mówiąc, nie dostaniesz.

Marek parsknął cicho. – A jeśli to tylko swoboda?

– Swoboda? – powtórzyła, przyglądając mu się z wyraźną rezerwą. – Prawdziwa swoboda nie wymaga demonstracji. Nie jest hałaśliwa. Ty zaś jesteś raczej... demonstracyjny.

Usiadł bliżej, próbując jeszcze raz. – Może więc... jakieś kameralne spotkanie?

Paulina przeniosła wzrok na niego bez cienia emocji.

– Marek, naprawdę myślisz, że jestem kobietą, którą można zainteresować pytaniem „może spotkamy się w cztery oczy”? – zapytała, powoli, z perfekcyjnie odmierzonym chłodem. – To nie flirt. To nuda. 

– Czyli – mruknął, próbując ratować sytuację – uważasz, że jestem nudny?

Paulina lekko wzruszyła ramionami. – Jeszcze cię nie oceniam. Ale póki co, w twojej narracji nie ma ani zaskoczenia, ani głębi. A wygląd? – Uniosła filiżankę, patrząc na niego znad porcelany. – Powiedzmy, że nie przeszkadza ci.

Uśmiechnął się, próbując zachować rezon. – Może przekonam cię czymś więcej.

– Może – powiedziała spokojnie, odstawiając filiżankę. – Ale pytanie brzmi: czy rozumiesz, co mnie w ogóle przekonuje? Bo wiesz, Marek... ja nie jestem ani grzeczna, ani łagodna ani święta. I nie interesują mnie mężczyźni, którzy lubią, gdy kobieta się do nich uśmiecha tylko dlatego, że nie chce robić im przykrości.

Zapadła cisza. Tym razem to Paulina patrzyła długo. Chłodno. Uważnie.

– Zastanów się, czy na pewno wiesz, w co chcesz się wpakować – dodała cicho. 

Sięgnęła po filiżankę i powoli uniosła ją do ust, nie odrywając wzroku od Marka.

– Fascynacja to dobry początek – powiedziała chłodno, z ledwie wyczuwalną ironią. – Ale tylko początek. Wielu mężczyzn najpierw się fascynuje... bo fajnie wygladam, ładnie się ubieram, potrafię mówić pełnymi zdaniami. A potem nagle przychodzi refleksja, że nie są gotowi na to, co ich naprawdę pociąga.

Marek przełknął ślinę. Wiedział, że nie wolno mu okazać zawahania, ale coś w jej tonie – ten pełen pewności spokój, to doskonale kontrolowane tempo – sprawiało, że każdy jego oddech stawał się nieco cięższy.

– Może jestem gotów, tylko... jeszcze o tym nie wiem – odpowiedział, siląc się na lekkość, choć głęboko czuł, że to Paulina steruje każdą nutą tej rozmowy.

– Może – przyznała sucho, odkładając filiżankę na spodek. – Ale to nie ty będziesz o tym decydował.

Zamilkła na moment, a cisza, która zapadła, była jak echo jej słów – nieprzyjemne, obezwładniające. Poczuł, że jej milczenie mówi więcej niż niejeden monolog. Patrzyła na niego z wyraźnym spokojem, który nie zapraszał – on badał. Obserwował.

– Widzisz, Marek – kontynuowała cicho – jesteś typem mężczyzny, który lubi mieć kontrolę. To się czuje. Twój sposób mówienia, to, jak siadasz, jak próbujesz przejąć inicjatywę... To zabawne, bo wchodząc tutaj z tą całą swoją pewnością siebie, nie zauważyłeś, że oddałeś mi ją w pierwszej minucie.

Jej słowa nie były jadowite. Były suche, analityczne. Marek czuł, jak ogarnia go dziwne uczucie – nie upokorzenia, nie irytacji. Czegoś pomiędzy zawstydzeniem a fascynacją. Czegoś, czego wcześniej nie znał.

– Mówiąc szczerze – dodała, prostując plecy i splatając dłonie – nie lubię mężczyzn, którzy próbują zaimponować mi własną wersją siebie. Wolę, kiedy przestają udawać. Wtedy rozmowa zaczyna być ciekawa.

Wziął głębszy oddech, starając się wrócić do równowagi, ale jego głos już nie miał tej samej lekkości.

– A jeśli to nie maska? – zapytał, cicho. – A jeśli właśnie taki jestem?

Paulina zmrużyła oczy i przez dłuższą chwilę nie odpowiadała. Wreszcie pochyliła się nieco w jego stronę.

– Wtedy byłoby mi cię szkoda – wyszeptała. – Bo nie miałbyś pojęcia, co stracisz.

Po tych słowach wyprostowała się, jakby definitywnie kończyła rozmowę. Jej ciało znowu przybrało formę chłodnej, wyważonej postawy. Marek nie wiedział, co powiedzieć. Poczuł się, jakby ktoś nie tylko przejrzał go na wylot, ale i rozebrał z fasady, którą zawsze miał gotową.

Chciał coś odpowiedzieć, ale wiedział, że każde słowo będzie już tylko odpowiedzią – nie ruchem.

Paulina tylko spojrzała na zegarek, potem znów na niego. Uśmiech – ledwie dostrzegalny – pojawił się na jej twarzy.

– Możemy uznać to za pierwszy test, Marku – powiedziała sucho. – I... na razie średnio ci idzie chociaż... nie odwróciłeś wzroku. Jeszcze.

Po czym znów sięgnęła po laptopa, otwierając go i wracając do przerwanej pracy – jakby nic się nie wydarzyło. Jakby on już nie istniał. Jej twarz pozostawała skupiona, jak zawsze, chłodna i nieprzystępna. Nagle podniosła wzrok i powiedziała spokojnie, bez emocji:

– Muszę iść po kabel.

Podniosła się z kanapy bez pośpiechu, nie zamykając urządzenia.

Marek – który wciąż był w samych bokserkach – odruchowo wstał, jakby chciał zachować się jak dżentelmen. Był wysportowany, a jego tors napięty, mięśnie wyraźnie zarysowane. Choć zwykle pewny siebie, teraz czuł coś zupełnie nowego – jakby nie miał już żadnej kontroli nad sytuacją.

Paulina podeszła do niego wolno, nie odrywając wzroku od jego twarzy. Gdy stanęła tuż przed nim, wyciągnęła dłoń i położyła ją na jego torsie. Jej palce były chłodne, niemal lodowate – kontrastujące z ciepłem jego skóry.

Przesunęła dłonią po jego klatce piersiowej leniwie, obojętnie, z niemal medyczną precyzją. Marek poczuł, jak napięcie rośnie w całym ciele. Był gotów na wszystko – ale nie na to, co nastąpiło chwilę później.

Bez słowa, bez ostrzeżenia, Paulina zacisnęła paznokcie na jego sutku. Ostro i bezlitośnie. Jej paznokcie były długie i idealnie wypielęgnowane – wystarczająco ostre, by wywołać ból, który przeszył go jak impuls elektryczny.

– Aagh... – jęknął krótko, pochylając się automatycznie pod wpływem bólu.

Paulina uniosła się na palcach i zbliża usta do jego ucha. Jej głos był cichy, ale wyraźny, lodowaty i spokojny.

– Jestem tą kobietą, przed którą ostrzegała cię mama. Ode mnie nie dostaniesz nic, chyba że będziesz o to błagał na kolanach. A i to nie gwarantuje sukcesu. 

Zacisnęła jeszcze mocniej, a potem nagle puściła, zostawiając na jego ciele czerwony, piekący ślad. 

Odwróciła się i ruszyła w stronę korytarza bez słowa więcej, jakby nic się nie wydarzyło.

Po chwili wróciła do salonu z kablem do laptopa w dłoni. Podeszła do stołu, podłączyła zasilacz i usiadła ponownie na sofie, nie rzucając ani jednego zbędnego spojrzenia w stronę Marka. Jej twarz była spokojna, prawie chłodna, jakby wcześniejsze napięcie nigdy nie miało miejsca.

Marek, który wciąż nie zdążył się ubrać, stał jeszcze przez moment, czując na swojej skórze niedawny dotyk Pauliny. Postanowił nie wracać już do tamtej chwili – przynajmniej nie teraz.

Ich milczenie przerwało nagłe wejście Michała. Wkroczył do salonu z rozbudzonym uśmiechem na twarzy, przeciągając się i ziewając lekko.

– O, zastaję was razem – rzucił z rozbawieniem. – Co tu się knuje?

Marek uśmiechnął się półgębkiem, choć wciąż czuł, jak echo poprzedniego spięcia rezonuje gdzieś w nim. – Nic szczególnego. Kawa i rozmowy – odpowiedział, starając się nadać sytuacji lekkości i dotykając wciąż piekącego sutka.

– To dobrze – mruknął Michał, rzucając okiem w stronę kuchni. – Anka zaraz robi śniadanie. Zdecydowanie warto się obudzić dla jej omletów.

Paulina spojrzała na niego ostrym wzrokiem, bez uśmiechu. – A dlaczego to Anka ma robić śniadanie? Czemu wyręczacie się nią?

Ton jej głosu był z pozoru swobodny, ale w słowach słychać było charakterystyczną nutę ironii – wyraźną i chłodną.

Michał spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, po czym zaśmiał się, próbując rozładować napięcie. – Cóż... bo Anka robi najlepsze śniadania?

Paulina uniosła brew, przyglądając się mu przez dłuższą chwilę, jakby oceniała nie jego odpowiedź, a cały system jego wartości.

– To nie usprawiedliwia tego, że pozwalasz jej się wyręczać – powiedziała cicho, tonem, który brzmiał jak sądowy wyrok. – Może ty powinieneś wstać i zrobić śniadanie dla niej?

Michał westchnął i uśmiechnął się z rezygnacją. – No, no. Widzę, że nie ma co dyskutować. Dobrze, Paulino. Przekonałaś mnie. Omlet po mistrzowsku w drodze.

Zwrócił się do Marka: – Chodź, nie wygrasz z nią.

Marek skinął głową i dodał z przekąsem: – Coś o tym wiem. Wygląda na to, że nie mamy wyboru.

– Właśnie o to chodzi – odpowiedziała Paulina spokojnie, opadając wygodnie na sofę i splatając dłonie na kolanach. – Czasem warto przypomnieć, kto tu naprawdę rządzi.

Obaj mężczyźni ruszyli w stronę kuchni. Paulina została w salonie sama – elegancka, chłodna, spokojna. Sięgnęła po filiżankę z kawą i upiła drobny łyk, obserwując ich  z wyraźną satysfakcją.

W tym momencie do salonu weszła Anka, przecierając oczy, wciąż w szlafroku. Zatrzymała się w progu, zdziwiona widokiem Michała i Marka krzątających się przy blacie.

– Co wam się stało? Nigdy nie widziałam was... w kuchni – rzuciła z uśmiechem.

Paulina, nie odwracając głowy, odpowiedziała spokojnie: – Postanowiłam, że dziś to oni się wykażą. Zasługujesz, Aniu, na dzień wolny od kuchni.

Anka parsknęła śmiechem. – No proszę, proszę... jacy posłuszni.

Michał rzucił jej porozumiewawcze spojrzenie znad patelni. – Nie mieliśmy wyboru, kochanie. Paulina postawiła sprawę jasno – dziś my gotujemy.

– Jesteśmy na służbie – dodał Marek z udawaną powagą, odstawiając talerze na blat.

– W takim razie chętnie zobaczę efekty tego eksperymentu – odparła Anka, siadając przy stole. – Mam tylko nadzieję, że nie będzie dymu.

Śniadanie okazało się zaskakująco smaczne a atmosfera rozluźniła się.

– Muszę przyznać, że spisaliście się całkiem nieźle – powiedziała Anka, sięgając po kolejną porcję. – Nie sądziłam, że potraficie zrobić coś więcej niż kanapki.

– Dokładnie – dodała Paulina z lodowatym uśmiechem. – Byłam mile zaskoczona. Myślę, że od teraz możecie przejąć część kuchennych obowiązków.

Marek zaśmiał się i spojrzał na Michała. – Przy takiej motywacji, kto wie. Może to wejdzie nam w nawyk?

Michał westchnął teatralnie, a potem spojrzał na Paulinę, która z chłodnym spokojem upijała kawę.

– Jak mówiłem... Paulinie trudno odmówić.

Dwie kobiety wymieniły spojrzenia. W tym domu, choć na jeden poranek, role zostały wyraźnie odwrócone.

---

Po południu Paulina i Marek byli już gotowi do wyjazdu. Pożegnali się z gospodarzami i wyszli na zewnątrz. Chłodne, zimowe powietrze owiewało twarze, a słońce przebijało się przez chmury, rozlewając matowe światło na mokrą betonową kostkę.

Marek spoglądał na Paulinę, która w skupieniu pakowała swoją walizkę do bagażnika białego Audi RS4. Jej ruchy były pewne, spokojne, jakby każda czynność była zaplanowana. Chwilę milczał, po czym zdecydował się odezwać.

– Czyli nici ze spotkania ? – zapytał, cicho, ale bez skrępowania.

Zamknęła bagażnik bez słowa. Odwróciła się do niego powoli. Jej twarz nie zdradzała emocji, spojrzenie było chłodne, niemal obojętne. Przez moment Marek nie był pewien, czy w ogóle odpowie.

– Nie jestem pewna, Marek – powiedziała w końcu. – Może kiedyś. Jeśli naprawdę będziesz miał coś do zaproponowania.

Zrobiła krok w jego stronę, ale nie było w tym ciepła. 

– Numer telefonu masz u Michała. Jeśli uznasz, że warto się odezwać... spróbuj. Ale nie spodziewaj się, że będę czekać – dodała, odwracając się bez cienia kokieterii.

Stał w miejscu, obserwując, jak Paulina podchodzi do auta i otwiera drzwi kierowcy. Nie zdążył nic dodać. Wsiadła, zapięła pas i bez zawahania uruchomiła silnik. Niskie brzmienie RS4 wypełniło przestrzeń przed domem. Marek poczuł, jak jego gardło lekko się zaciska.

Patrzył, jak włącza D, jak światło odbija się od połyskującej maski. Białe Audi było perfekcyjne – jak ona. 

Gdy ruszyła, dźwięk silnika zmienił się w niski, głęboki pomruk, doskonale dopasowany do dynamicznego przyspieszania. Sportowe kombi reagowało natychmiast na każde jej polecenie, płynnie przechodząc przez kolejne biegi. Czuła się, jakby była z nim zintegrowana, a droga pod kołami była tylko tłem dla jej jazdy.

Marek został jeszcze chwilę, czując, jak cichy pomruk silnika w jego uszach powoli gaśnie. Został tylko zapach spalin i wrażenie obecności kobiety, która – choć właśnie odjechała – wciąż była gdzieś bardzo blisko. W głowie.

Nie wiedział jeszcze nawet, czy się odezwie... ale nigdy wcześniej nie spotkał nikogo takiego.

---

 Paulina wjechała na drogę ekspresową. Audi rozpędzało się bez najmniejszego problemu. To była moc, którą czuła pod stopą, idealna mieszanka elegancji i surowej siły. Uśmiechnęła się, doceniając technologię, która pozwalała jej na pełną kontrolę nad tym potężnym autem.

Skórzane fotele doskonale dopasowywały się do jej sylwetki, ich miękkość i jednocześnie sportowy charakter sprawiały, że siedziała wygodnie, a jednocześnie pewnie – dokładnie tak, jak lubiła. Fotel idealnie wspierał jej plecy, a zimne, skórzane wykończenie dawało przyjemne uczucie luksusu.

Wnętrze auta było jak jej osobista strefa, idealnie dopasowane do jej stylu życia. System audio wypełniał kabinę krystalicznie czystym dźwiękiem, a każdy ton utworu był odtwarzany z niesamowitą precyzją. Cichy szum z zewnątrz był tłumiony przez doskonałe wygłuszenie wnętrza, dzięki czemu mogła w pełni zatopić się w muzyce, a jednocześnie czuć absolutną kontrolę nad potężną maszyną, którą prowadziła.

Audi sunęło pewnie po drodze, a Paulina doceniała każdą chwilę spędzoną za jego kierownicą. Szybkie, ale jednocześnie komfortowe – dokładnie tak, jak lubiła. Połączenie stylu, mocy i technologii......

Po powrocie będzie musiała zająć się Łukaszem....

Po nieco ponad 90 minutach bardzo dynamicznej jazdy, wjechała na podjazd swojego domu. Zatrzymała samochód, wyłączając silnik, w samochodzie zapanowała cisza.

Spojrzała na telefon leżący obok i przesunęła palcem po ekranie.

Napisała:

„O 19 u mnie.”

Wysłała wiadomość do Łukasza.

Bez pozdrowień. Bez emotek. Bez emocji.


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wilczyca 1

Wilczyca 11

Wilczyca 2