Wilczyca 52

Rozdział 52

Bydgoszcz, styczeń 2024

W domu Ani i Michała zaczęli pojawiać się pierwsi goście. Atmosfera była przyjemna, a w powietrzu unosił się zapach świeżo upieczonego ciasta. Ania, ubrana w elegancką, ale wygodną sukienkę, krzątała się po salonie, witając każdego z uśmiechem i dbając o to, aby wszyscy czuli się swobodnie. Michał, stojąc nieopodal, rozlewał pierwsze drinki, rozmawiając z przybyłymi i upewniając się, że wszyscy mają co pić.  

Mimo że utrzymywał wesoły nastrój i angażował się w rozmowy z gośćmi, co jakiś czas zerkał nerwowo w stronę drzwi wejściowych. Jego myśli ciągle krążyły wokół Pauliny. Z niecierpliwością czekał na moment, kiedy w końcu zobaczy ją w progu.

Ania podeszła do Michała, delikatnie dotykając jego ramienia, aby zwrócić na siebie jego uwagę.

- Rozmawiałam z Pauliną, będzie za kilkanaście minut -  zaczęła.  - Jeszcze tylko ona i Marek, i mamy komplet.

Michał spojrzał na nią z lekkim niepokojem w oczach. 

- A Łukasz? -  zapytał, chociaż w głębi duszy było mu obojętne czy akurat on przyjedzie.

Ania pokręciła głową. 

- Nie dojedzie. Podobno źle się czuje.

Michał skinął głową, próbując ukryć swoją reakcję, ale nie mógł powstrzymać myśli, które zaczęły mu się kłębić w głowie na temat tego, co mogło być powodem absencji Łukasza.

---

Paulina pojawiła się po kilkunastu minutach,  zgodnie z zapowiedzią. Michał zauważył ją, gdy tylko weszła do domu. Zobaczył jej filigranową sylwetkę w eleganckim, czarnym płaszczu ze skóry, tym samym który miała na sobie w Berlinie. Na twarzy miała spokojny, niemal chłodny wyraz, a jej spojrzenie było pewne i nieco zdystansowane. W dłoni trzymała elegancką kopertówkę, a gdy zdjęła płaszcz, odsłoniła swój elegancki strój – skórzane spodnie, które podkreślały jej figurę, i top z lekkiej, prześwitującej dzianiny. Wyglądała zjawiskowo, co nie umknęło uwadze Michała.

Paulina uśmiechnęła się delikatnie, kiedy podeszła do Anki, aby złożyć jej życzenia urodzinowe i wręczyć mały prezent. Pocałowała ją w policzek. 

- Wszystkiego najlepszego, Aniu. Dużo sukcesów, radości i pociechy z tego dorodnego kawalera -  powiedziała z ciepłym, lecz nieco oficjalnym tonem wskazując na Michała.

Michał zbliżył się do nich. Pocałował ją w policzek i z lekkim zawahaniem w dłoń z lekko szelmowskim uśmiechem.

- Paulina, a co z Łukaszem? Miał przecież być z tobą, prawda?

Spojrzała na niego chłodno, ucinając rozmowę jednym zdaniem: 

- Nie będę się za niego tłumaczyć, Michał. Jeśli go nie ma, to widocznie tak zdecydował, jest dorosły. 

Jej ton nie pozostawiał miejsca na dalsze pytania i sprawił, że Michał poczuł się trochę nieswojo.

---

Marek, mocno spóźniony i zdenerwowany w końcu dotarł pod dom przyjaciela. Najpierw zmagał się z kolejką na stacji, bo przecież każdy musiał kupić swojego hot doga, dogłębnie analizując smak sosów, potem miał problem z kartą flotową, którą zablokował przez błędne podanie PIN-u. Na domiar złego, ta mądralińska blondi, która specjalnie zjechała za nim na stację, by zwrócić mu uwagę, jeszcze bardziej popsuła mu nastrój. Nawet nie samą uwagą, może miała nawet trochę racji ale tym,  że nie zdążył zripostować, pociągnąć tematu, przejść do ataku... zaproponować jej spotkanie.

- Wydaje jej się, że jest w Niemczech. A to Polska, tu się zapierdala -  roześmiał się. Zadzwonił szybko do swojego kolegi Adasia, mówiąc ze na siłownię może iść dopiero jutro późnym popołudniem. Dziś ma zamiar popić, tu zawsze dają świetną whisky. Ale ta blondi... fajna była no... Blondyna z Belina. Spodobał mu się ten rym, pochwalił w myślach własną kreatywność.

Gdy podjechał pod dom, jego wzrok natychmiast zatrzymał się na białym Audi i rejestracji którą zdążył zapamiętać: B LF666. Poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. 

- Ja pierdole, to nie może być prawda…-  pomyślał z przerażeniem, przypominając sobie wcześniejsze wydarzenia. Samochód, którym jechała tamta kobieta….. Blondyna z Berlina. Co innego fantazjować a co innego... stanąć twarzą w twarz. Ciekawe skąd zna Ankę i Michała...

----

Berlin, grudzień 2015

Ostatnie cztery lata Paulina wspominała jak długi, intensywny film – nieprzerwane pasmo wydarzeń, emocji, wysiłku i chwil absolutnego spełnienia. Czasem zastanawiała się, jak to wszystko się zmieściło: doktorat, studia podyplomowe z psychoterapii, zajęcia na uniwersytecie, rola Lady Fenriss w Dominia Studio Berlin, mordercze treningi z Andreasem, biegi z Naomi i Gretą, podróże z Patrickiem, i – równie ważne – noce z winem, śmiechem i zwierzeniami z Bellą.

Jej doktorat, prowadzony pod czujnym okiem profesora Schneidera, był już na ukończeniu. Wiosną miała stanąć przed komisją. Praca była ambitna i dobrze przyjęta – łączyła psychologię relacji z aspektami władzy i kontroli, unikając jednak zbyt oczywistych odniesień do jej życia poza uczelnią. Schneider był zachwycony jej dojrzałością i poziomem analizy. Wymusił prawie na niej kontynuowanie  zajęć – w tym obowiązkowego dla pierwszego roku przedmiotu: "Wprowadzenie do psychologii antropologicznej”. Zaproponował również, by od jesieni przejęła seminarium dla kilku studentów piszących prace licencjackie.

Na uczelni była znana z profesjonalizmu i stylu. Zawsze elegancka, spokojna, nieco chłodna. Męska część studentów nie ukrywała zauroczenia, choć Paulina nigdy nie dopuszczała do żadnych niejednoznaczności. Nawet Florian, który teraz był na trzecim roku, podchodził do niej z wielkim respektem. Nadal pamiętał swoją pomyłkę z pierwszego dnia – i nadal miał nadzieję, że kiedyś naprawdę zabierze ją na tę kawę. Po pierwszym roku nie udało mu się, napisał egzamin na 93 %. Paulina była nieubłagana.

W studiu BDSM Paulina jako Lady Fenriss była uosobieniem absolutnej kontroli. Nie akceptowała już wielu nowych klientów ograniczając się do  sprawdzonych, oddanych, lojalnych. Wśród nich był Jonas. To, co zaczęło się od jednej sesji, z czasem stało się czymś więcej – nie relacją, nie przyjaźnią, ale pewnym rytuałem obecności. Czasem trenowali razem bieganie. Czasem rozmawiali. Nigdy o emocjach – ale Paulina czuła, że Jonas nie jest tylko jednym z wielu. Mimo to, drażniła się z Bellą:

– On jest jak filiżanka dobrej herbaty. Elegancki, ciepły, aromatyczny… ale ja czasem mam ochotę na espresso. 

Bella parskała śmiechem.

– Ty masz ochotę na huragan bo sama nim jesteś.

Studio z czasem się zmieniało. Eva powoli wycofywała się z życia zawodowego. Pojawiała się coraz rzadziej. Przekazała Paulinie i Grecie kilku swoich lojalnych klientów. Ich rozmowy – wcześniej regularne, teraz rzadsze – miały w sobie coraz więcej niedopowiedzeń. Eva była spokojna, zamyślona. Jakby coś zamykała.

Paulina miała poczucie, że jeden rozdział dobiega końca – ale nie było w tym strachu. Była gotowa. Może dlatego, że wszystko inne działało jak w zegarku.

Andreas – jej trener personalny – doprowadził jej ciało do formy, o jakiej wcześniej nawet nie marzyła. Jej sylwetka, smukła, lekko chłopięca, pełna siły, bez zbyt wielu krągłości, przyciągała spojrzenia. Bella żartowała, że Paulina jest jak modelka z innej planety – stalowa, z pazurem.

Z Naomi i Gretą tworzyły zgrany, piękny, ale też niebezpieczny tercet. Ich obecność na biegowych wydarzeniach była zawsze zauważana przez mężczyzn. Wspólne treningi – szczególnie w ramach projektu Berlin Pulse wspieranego przez lokalnych sponsorów – były nie tylko fizycznym wysiłkiem, ale też pretekstem do wspólnego śmiechu, motywacji i opowieści o ostatnich sesjach, randkach i podróżach. Greta, od kiedy związała się z Marco – lekko uległym i oddanym – promieniała. Naomi pozostawała wolnym duchem, z niejedną przygodą w tle. A Bella? Bella była jak zjawisko – nigdy nie biegała, ale często była. Na rowerze, na Vespie, z prosecco przelanym do butelki termicznej.

Czasem wyjeżdżały – do Mediolanu, Pazyża, Londynu, Monaco, Amsterdamu, Lizbony. Potrafiły spędzić cały weekend na zakupach, kolacjach i nocnych rozmowach. Podróże były szalone, pełne luksusu, zapachu perfum i stukotu obcasów na brukowanych uliczkach. Paulina żyła – intensywnie, pięknie, bez kompromisów. Czasem dołączała do nich Olga, czasem zabierały jakiegoś uległego lub uległych.

A Patrick? Patrick był ciągle obecny w jej życiu. Dwa, trzy, cztery  razy w roku. Kochanek, który znał jej ciało lepiej niż ktokolwiek. Byli jak dwie równoległe linie, które od czasu do czasu spotykały się w punkcie światła, ognia i rozkoszy. Nie dzwonili codziennie. Nie pytali, co u ciebie. Ale kiedy już byli razem – świat wokół znikał.

Wszystko miało swój rytm. Wszystko było pod kontrolą. I tylko czasem, kiedy wracała wieczorem zmęczona, siadała na sofie w swoim pięknym mieszkaniu w Charlottenburgu, nalewała kieliszek wina i przez chwilę zastanawiała się, co będzie dalej. Przeprowadziła się tu w połowie roku, kiedy okazało się,  że w kamienicy w której wynajmowała mieszkanie jest coś na sprzedaż. Nie wahała się ani chwili. 

Ale to była tylko chwila. Potem wstawała. I szła dalej. Bo życie – jej życie – było dokładnie takie, jakie miało być.

Do tego wszystkiego dołożyła jeszcze studia podyplomowe z psychoterapii, które rozpoczęła rok po rozpoczęciu studiów doktoranckich, kierując się nie tylko naukową ciekawością, ale też potrzebą głębszego zrozumienia ludzkich emocji i mechanizmów psychicznych. Już od pierwszych zajęć wiedziała, że to była dobra decyzja – wymagająca, pochłaniająca mnóstwo energii i czasu, ale dająca jej coś, czego do tej pory brakowało: narzędzia i struktury, by pomagać, ale też lepiej rozumieć siebie.

Przez trzy ostatnie lata jej kalendarz wypełniony był po brzegi. Cotygodniowe zajęcia teoretyczne i praktyczne, regularne spotkania superwizyjne, własna terapia oraz godziny obserwacyjne i praktyk w placówkach psychologicznych – to wszystko przeplatało się z wykładami i prowadzeniem zajęć na uniwersytecie, treningami z Andreasem, spotkaniami w Dominia Studio Berlin oraz coraz częściej  pojawiającymi się podróżami z Patrickiem.

Paulina była perfekcyjnie zorganizowana, niemal jak maszyna – ale za tym kryło się coś więcej. Wchodziła w dojrzały etap życia, w którym własna siła przestała być manifestem, a stała się spokojną pewnością. Z każdym kolejnym rokiem stawała się bardziej wyważona, bardziej obecna. W swoich esejach i analizach potrafiła łączyć kliniczną precyzję z głęboką refleksją. W dyskusjach na uczelni – stanowcza, ale nie nachalna. Na sali sesyjnej – nieugięta i piękna. W życiu prywatnym – selektywna i coraz bardziej świadoma.

Na przedostatnim roku, przygotowując się już  powoli do końcowego egzaminu i certyfikacji,  wiedziała, że ten etap, podobnie jak doktorat, dobiega końca. Ale równocześnie czuła, że nic się nie kończy – wszystko dopiero się zaczyna.

---

Paulina właśnie zapinała ostatnią kieszeń walizki, przesuwając dłonią po gładkiej powierzchni jedwabnej sukienki, którą starannie ułożyła na wierzchu. Czerń materiału połyskiwała w świetle lampy, jakby sama przeczuwając, że noc, na którą została wybrana, miała być wyjątkowa.

Sylwester w Dubaju. Patrick.

Na myśl o tym, jak wyglądał ich ostatni wspólny wieczór, usta Pauliny rozciągnęły się w lekki, niemal nieobecny uśmiech. To miała być podróż krótka, ale intensywna. Tak jak oni. Bez zbędnych planów, z tylko jednym założeniem – miało być zmysłowo. I namiętnie. Bardzo namiętnie.

Spojrzała na łóżko – obok walizki leżały już przygotowane: czarne sandałki od Gianvito Rossi, długi szal z jedwabiu i delikatne, koronkowe body. Wszystko, co eleganckie, luksusowe i lekkie jak powietrze. Nawet perfumy wybrała inne niż zwykle – lżejsze, z nutą bergamotki i różowego pieprzu. Miała ochotę być kimś innym, a jednak sobą – Pauliną, która potrafi zachwycać nie tylko siłą.

Na fotelu czekał paszport, bilety i nieduża torebka. Telefon zabrzęczał cicho – wiadomość od Patricka: Będę czekał na Ciebie na lotnisku. Mamy pokój z widokiem na morze. 

Zadrżała lekko – z ekscytacji. 

Zamknęła drzwi mieszkania i zjechała na dół. Taksówka już czekała.

– Lotnisko, proszę – powiedziała krótko.

A w myślach miała już Patricka. I Dubaj. I całe morze czekającej ją rozkoszy.


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wilczyca 1

Wilczyca 11

Wilczyca 2