Rozdział 49
Trójmiasto, styczeń 2024
Paulina zdjęła płaszcz i rękawiczki po czym ruszyła w stronę jadalni. Usiała przy stole i z lekkim westchnieniem otworzyła swojego MacBooka. Przez chwilę przeglądała wiadomości, wsłuchując się w odgłos stukających klawiszy.
Jej twarz przybrała spokojny, niemal obojętny wyraz, jakby to, co działo się na ekranie, było jej jedyną rzeczywistością. Jej wzrok przemykał po nagłówkach wiadomości, a palce pewnie poruszały się po touchpadzie. Świat za oknem zdawał się nie istnieć, a ona całkowicie zanurzyła się w swojej pracy, pozostawiając Łukasza samemu sobie, uwięzionego w dybach w szopie stojącej w ogrodzie. Tylko czasem, zerkała w róg ekranu, gdzie w otwartym oknie miała podgląd z kamery. Łukasz, nagi w dybach co jakiś czas poruszał się, próbując znaleźć wygodną pozycję. Uśmiechnęła się.
Cisza w domu była przerywana tylko odgłosami dochodzącymi z jej laptopa. Paulina wiedziała, że wszystko jest pod kontrolą, a on – cóż, nauczy się jeszcze cierpliwości. Praca dawała jej wytchnienie, możliwość zapanowania nad wszystkim, co działo się wokół niej. Dopiero po ponad godzinie odłożyła komputer na bok, zastanawiając się, jak długo powinna jeszcze trzymać go w dybach.
Uśmiechnęła się do siebie. - Prawdziwy głuptas - pomyślała, przypominając sobie jego słowa o dybach. Sam się o to prosił więc teraz musi zmierzyć się z konsekwencjami swoich pragnień. Jej uśmiech stał się bardziej drapieżny. Wiedziała, że dziś wieczorem zamierza zabawić się z nim.
Wstała od stołu, przeciągnęła się leniwie, jak kot szykujący się do polowania. Miała zamiar dać Łukaszowi lekcję, której długo nie zapomni. Czuła narastające podniecenie na myśl o tym, jak będzie wyglądał dalszy ciąg ich wspólnego wieczoru.
Skierowała się do garderoby, gdzie powoli i z namaszczeniem zdjęła swoją elegancką sukienkę, odkładając ją starannie na wieszak. Wybrała swój ulubiony zestaw - obcisłe spodnie ze skóry, które doskonale podkreślały jej zgrabne nogi, oraz czarny, miękki golf. Potem sięgnęła po swoje ulubione, wysokie kozaki. Wzięła je do rąk i usiadła na krześle, wsuwając nogi w buty, których skórzane cholewki sięgały aż do połowy uda. Kiedy zaczęła zapinać zamek, przez chwilę pomyślała, że to przecież zadanie Łukasza. Uśmiechnęła się do siebie, myśląc, że nie można mieć wszystkiego naraz – Łukasz był teraz w dybach, dokładnie tam, gdzie chciała, aby był. I miał lekko unieruchomione dłonie.
- Jak zawsze bezużyteczny - powiedziała do siebie, uśmiechając się.
Zapięła ostatni zamek, wstała, czując jak kozaki idealnie przylegają do jej nóg.
Stanęła na chwilę przed lustrem, przeglądając się z satysfakcją. Jej włosy opadały delikatnie na ramiona, a w oczach tańczyła iskierka ekscytacji na myśl o tym, co za chwilę miała zrobić.
Zeszła po schodach do piwnicy. Gdy dotarła na dół, skierowała się do jednego z pomieszczeń w którym wisiały na specjalnych haczykach różne narzędzia do bicia. Po chwili w jej dłoniach znalazły się trzy różne baty i dwie trzcinki.
Przyglądała się swojemu arsenałowi.
Pierwszy bat który wybrała to bullwhip. Był dość długi, z warkoczowym splotem biegnącym od rękojeści aż po końcówkę. Warkocz był ściśle spleciony, co nadawało mu odpowiedniej ciężkości i pozwalało na osiąganie dużych prędkości podczas uderzeń. Rękojeść była solidna, skórzana, zapewniała pewny chwyt, a jej wykończenie nadawało całości eleganckiego wyglądu.
Drugi bat to cat o'nine tails który składał się z eleganckiej rękojeści, do której przymocowanych było dziewięć cienkich, skórzanych rzemieni. Każdy z nich zakończony był małym supełkiem, który przy każdym uderzeniu zwiększał siłę rażenia. Rzemienie były miękkie, ale jednocześnie miały zdolność do zostawiania śladów na skórze, co dodawało im szczególnej grozy. Cat o'nine tails był stosunkowo krótki, ale wystarczająco elastyczny, aby uderzać precyzyjnie i z dużą siłą.
Ostatni z wybranych batów to single tail. Był to najprostszy i zarazem najbardziej niebezpieczny z narzędzi, jakie wybrała. Składał się z jednego, długiego rzemienia, który zwężał się ku końcowi. Był niezwykle precyzyjny i wymagał dużej wprawy w użyciu, ale przy odpowiednim zastosowaniu mógł powodować intensywny ból i zostawiać wyraźne ślady. Rzemień był dobrze nawilżony i elastyczny, gotowy do wydobycia krzyku z ofiary, gdy tylko Paulina postanowiła go użyć. Rękojeść była solidna, wyściełana miękką skórą, która zapewniała jej pewny i komfortowy chwyt.
Obok nich znalazły się dwie trzcinki – jedna długa i cienka, druga krótsza, ale grubsza, idealna do głębszych, bardziej dotkliwych uderzeń. Obie trzcinki były gładkie i perfekcyjnie proste.
Paulina założyła swój długi, czarny, skórzany płaszcz. Zapięła go starannie, upewniając się, że idealnie przylega do jej ciała. Na dłonie wsunęła rękawiczki i - z batami i trzcinkami w jednej ręce, a drugą poprawiając kołnierz płaszcza - ruszyła niespiesznym krokiem w stronę szopy.
Z lekkim uśmiechem na ustach, otworzyła drzwi a następnie weszła do środka, przygotowana na dalszy ciąg zabawy.
Łukasz poczuł, jak zimny powiew powietrza przeszył jego nagie ciało, gdy drzwi do szopy otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Jego serce zamarło, gdy zobaczył wchodzącą Paulinę. W jednej ręce trzymała kilka batów i dwie trzcinki. Patrzył na to wszystko z przerażeniem, a jego twarz stężała. Próbował przypomnieć jej ich wcześniejszą rozmowę, w której obiecała, że nie będzie go bić. Jego głos drżał, gdy mówił: - Paulinko, miałaś mnie nie bić... proszę...
Paulina tylko roześmiała się z politowaniem, jej śmiech odbił się echem w małym pomieszczeniu.
- Mówiłam, że nie użyję niczego, co było w tym pomieszczeniu - odpowiedziała z zadowoleniem. - Więc wzięłam coś innego. Posądzasz mnie o mówienie nieprawdy ?
Łukasz poczuł się kompletnie bezbronny i bezradny, głupiutki, jak dziecko, które nie rozumie zasad gry. Paulina cieszyła się każdą sekundą tej chwili, wiedząc, że w pełni kontroluje sytuację.
Stanęła tuż przed nim, a jej twarz rozjaśnił delikatny, ale chłodny uśmiech. Uniosła rękę, i zbliżyła dłoń do jego twarzy, a zimny dotyk rękawiczki przeszył jego skórę, wywołując dreszcz, który przebiegł przez jego ciało.
Czuł, jak delikatna, chłodna skóra rękawiczki ociera się o jego policzek, zostawiając po sobie ledwie wyczuwalny ślad. Jej dotyk był jednocześnie miękki i niepokojący, jak pieszczota jedwabiu, ale z chłodem, który przypominał o jej sile. Zapach skórzanej rękawiczki wypełnił jego nozdrza, intensywny i bogaty, z subtelną nutą jej perfum. Był to zapach dominacji i kontroli, mieszanka, która działała na niego w sposób, którego nie mógł zignorować.
- Łukasz - szepnęła zmysłowo, a jej głos przenikał jego świadomość jak hipnotyczne zaklęcie. - Nawet nie wiesz, jak bardzo uwielbiam te momenty, kiedy jesteś taki bezbronny… taki mój. Tylko mój.
Jej dłoń przesunęła się powoli po jego policzku, schodząc wzdłuż linii jego szczęki, zatrzymując się na chwilę, by unieść jego twarz do góry, zmuszając go, by spojrzał jej prosto w oczy. Nic nie powiedziała już.
Podeszła do stojącego stolika i sięgnęła po bullwhip, i przez chwilę bawiła się nim w dłoni, obracając rączkę z wprawą kogoś, kto dobrze zna swoje narzędzie. Jej uśmiech stał się bardziej rozbawiony, gdy spojrzała na Łukasza, który patrzył na nią z mieszaniną niepokoju i fascynacji.
Podchodząc bliżej, uniosła rękę i kilkakrotnie mocno uderzyła go otwartą dłonią po pośladkach. Każdy cios wywoływał głuchy odgłos, a Łukasz z trudem powstrzymywał się od wykrzywienia twarzy w bólu.
- No proszę, jeszcze tyle zabawy przed nami, a ty już tak reagujesz - powiedziała z drwiną w głosie, jej ton był jednocześnie surowy i zmysłowy. - Zobaczymy, jak długo wytrzymasz.
Paulina stanęła za Łukaszem, uniosła bullwhip i patrząc na niego z chłodnym uśmiechem, rzuciła rozkaz:
- Licz głośno, każde uderzenie.
Łukasz poczuł, jak serce zaczyna bić mu szybciej. Wiedział, że nie ma odwrotu. Skupił się na tym, by przygotować się na ból, który miał za chwilę nadejść. Zamknął oczy.
Pierwsze uderzenie dosięgnęło jego pleców z sykiem, zostawiając za sobą płonącą linię bólu. Z trudem powstrzymał krzyk, zamiast tego wypowiadając głośno
- Jeden...
Paulina nie dała mu chwili wytchnienia. Kolejne uderzenie spadło równie szybko, równie mocno.
- Dwa...
Ból zaczął się kumulować, każdy kolejny raz był jak rozdzierająca fala, która rozchodziła się po jego ciele.
Przy trzecim uderzeniu poczuł, jakby jego skóra miała pęknąć, a mięśnie napięły się w bolesnym skurczu. Mimo to zmusił się do wypowiedzenia kolejnego słowa, jego głos drżał:
- Trzy...
Paulina kontynuowała, nie okazując żadnego współczucia. Jej ruchy były precyzyjne, pełne surowej dyscypliny. Każde uderzenie było wymierzone dokładnie, z pełną kontrolą. Gdy dotarli do piątego, Łukasz zaczął tracić oddech.
- Pięć...
Każde uderzenie było gorsze od poprzedniego, ale Łukasz, choć z trudem, wciąż liczył.
- Sześć... siedem... osiem... Z każdą kolejną liczbą jego głos stawał się coraz bardziej stłumiony, a bólu nie dało się już ukryć.
Gdy dotarli do dziesiątego uderzenia miał wrażenie, że jego ciało jest na granicy wytrzymałości.
- Dziesięć - wydusił z siebie, ledwo trzymając się na nogach. Paulina zatrzymała się, patrząc na swoje dzieło z wyraźnym zadowoleniem. Zbliżyła się do Łukasza, dotykając delikatnie jego pleców. Łukasz poczuł ból. Paulina przesunęła dłonią po czerwonych, nabrzmiałych śladach, które zostawił bullwhip, i uśmiechnęła się zimno.
- Mmmmm, piękne ślady, powiedziała z satysfakcją w głosie. - Idealne linie, równomiernie rozłożone. Twoje plecy będą teraz długo przypominać ci o tej chwili.
Jej głos był chłodny, jakby mówiła o czymś zupełnie banalnym, a nie o bólu, który mu zadała.
- Każde uderzenie zostawiło na tobie swój znak - kontynuowała, przesuwając palcami po szczególnie głębokich śladach.
- Niektóre miejsca są już lekko opuchnięte, a tutaj... ojej - wskazała palcem na jedno miejsce - zdaje się, że pojawia się mały ślad krwi. A to dopiero początek, dopiero początek.... Jej słowa były pełne satysfakcji, cieszyła się widokiem jego cierpienia.
Wzięła do ręki cat o'nine tails, przeszła kilka kroków przed Łukaszem, bawiąc się nim, jakby prezentowała wyjątkowy okaz.
- To jest cat o'nine tails, Łukaszu ale Polsce nazywamy go czasem kańczugiem. To narzędzie ma długą i bolesną historię. Każdy z tych dziewięciu rzemieni może zadać ból w sposób, który zapamiętasz na długo.
Jej głos był jednocześnie spokojny i zmysłowy, jakby opowiadała mu o czymś pięknym, a nie o narzędziu tortur. Łukasz patrzył na nią, czując, jak w jego sercu rośnie przerażenie.
Stanęła za nim i delikatnie przeciągnęła rzemieniami po jego plecach, jakby chciała go przygotować na to, co miało nadejść.
Pierwsze uderzenie spadło na jego plecy z siłą, która wyrwała mu z ust stłumiony jęk. Rzemienie uderzyły między łopatki, rozchodząc się jak płomienie, które paliły jego skórę. Każdy rzemień zdawał się wbijać głęboko, zostawiając za sobą piekące ślady.
- Jeden - wyszeptał, próbując opanować drżenie głosu.
Paulina nie pozwoliła mu na długą przerwę, kolejne uderzenie spadło szybko, a potem następne. Każde uderzenie było precyzyjne, uderzało dokładnie tam, gdzie chciała. Czuł, jak jego skóra pęka pod siłą rzemieni, a ból rozlewa się po całym ciele.
- Dwa... trzy... - liczył dalej, walcząc z bólem, który coraz bardziej przytłaczał jego zmysły.
Jej uśmiech stawał się coraz szerszy, a oczy błyszczały z sadystycznej radości. Każde uderzenie było wyrazem jej władzy nad nim, a ona delektowała się każdą chwilą.
- Pięć... sześć...- szeptał, czując, jak ból z każdym uderzeniem staje się coraz bardziej nie do zniesienia. Rzemienie biły jego skórę, tworząc gęstą sieć poprzecznych czerwonych linii.
- Dziewięć... - łzy zaczęły napływać mu do oczu, ale nadal starał się liczyć. Ból był niemal obezwładniający, ale wiedział, że musi to znieść.
- Dziesięć - powiedział na koniec, ledwo słyszalnie, jego głos drżał od bólu. Całe jego ciało było napięte, jakby każda komórka jego ciała reagowała na ból, który mu zadano.
Paulina odsunęła się, patrząc na swoje dzieło z zadowoleniem.
- Łukaszu, muszę przyznać, że dobrze sobie radzisz z bólem. Może masz w sobie więcej siły, niż sądziłam. Może. Muszę to dziś sprawdzić.
Jej głos, choć z pozoru łagodny, był pełen sadystycznej satysfakcji. Czuł, jak pod jej spojrzeniem jego ciało drży, a umysł próbuje zrozumieć, co się właśnie stało. Dla niej była to tylko gra, kolejna zabawa, w której jego cierpienie było narzędziem jej rozkoszy.
Stał tam, cały czas czując ból palący jego plecy, a łzy płynęły po jego policzkach. Jego ciało drżało z bólu i wyczerpania, szlochał cicho, próbując opanować drżenie.
Paulina, widząc jego stan, podeszła do niego z powolnym, niemal opiekuńczym krokiem. Położyła bat na stole obok, a następnie zdjęła jedną z rękawiczek. Jej delikatne palce dotknęły jego policzka, gładząc go z niespodziewaną czułością. Czuł, jak jej ciepłe palce przesuwają się po jego skórze, uspokajając go w sposób, który wydawał się niemal surrealistyczny po tym, co przed chwilą przeszedł.
Delikatnie odgarnęła mu włosy z czoła i dalej głaskała go, jej palec śledził ścieżkę łez, które spływały z jego oczu.
- Już dobrze - wyszeptała cicho, jej głos był teraz niespodziewanie łagodny. - Wiem, że to bolało. Ale widzisz, czasem ból jest częścią nauki, częścią oddania...
Jej palce sunęły po jego twarzy, delikatnie łagodząc ból emocjonalny, który czuł w tej chwili. To był kontrast, który wywoływał w nim zamęt – od chłosty i tortur, do tej chwili czułości, która zdawała się go uspokajać.
Nachyliła się lekko, by spojrzeć mu prosto w oczy, jej twarz teraz blisko jego.
- Na razie całkiem dobrze sobie poradziłeś, kochanie - powiedziała z uśmiechem, który mógłby być równie dobrze uśmiechem opiekunki jak i sadystycznej mistrzyni.
Sięgnęła po ostatni bat – single tail. Jego wygląd był surowy i prosty, ale każdy, kto miał z nim do czynienia, wiedział, że potrafił zadawać najdotkliwszy ból. Łukasz widział, jak bat zwija się w jej dłoni, jakby żył własnym życiem.
Pierwsze uderzenie przeszyło powietrze i zadało mu ból, jakiego wcześniej nie znał. Jego plecy wygięły się w spazmie bólu, a usta wydały z siebie głośny jęk. Drugi raz sprawił, że jego ciało zapłonęło jeszcze bardziej intensywnym bólem, a przy trzecim ciosie zaczął krzyczeć:
- Nie dam rady! Paulinko, nie dam rady!
Jego głos wypełnił całą szopę, a echo jego słów odbijało się w ciszy, która zapadła. Krzyki były pełne desperacji, błagania o litość, jakiej spodziewał się po tym, co właśnie przeżył.
Paulina zrobiła krok bliżej, odkładając na moment bat, i spojrzała mu głęboko w oczy. Jej spojrzenie było jak stal – zimne, skoncentrowane, ale w jej głosie pobrzmiewała nuta czegoś innego, czegoś bardziej manipulującego.
- Łukasz - zaczęła powoli, jej głos był spokojny, jakby chciała uśpić jego obawy. - Dziś nie karzę cię. Teraz robisz to dla mnie. Ten ból, to oddanie, to wszystko pokazuje, jak bardzo jesteś mi oddany, jak bardzo pragniesz mnie zadowolić. Czyż nie na tym Ci zależy? Aby być moim, całkowicie i bezgranicznie?
Jej słowa były jak hipnotyzujące, wciągające go głębiej w stan poddania. Mówiła do niego z troską, a jednocześnie używała bólu jako narzędzia, by utrzymać go w tej roli, w której chciała go widzieć.
- Pomyśl o tym - kontynuowała, jej palce delikatnie muskały jego policzek jakby chciała złagodzić jego strach. - Każde uderzenie, które wytrzymasz, to dowód twojej miłości do mnie. A ja doceniam każdy taki dowód. Jestem kobietą, która tego potrzebuje.
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wzięła single taila w dłoń i wycelowała. Uderzyła znowu, ale tym razem robiła to wolniej. Każdy cios wymierzała z dłuższymi przerwami, dając mu czas na złapanie oddechu, a jednocześnie na wchłonięcie każdego uderzenia z pełną świadomością.
Czwarty raz spadł na jego plecy, a ból był ostry i przenikliwy, ale Łukasz powstrzymał się od błagania. Z każdą chwilą, z każdym uderzeniem, jego ciało, napięte jak struna, z trudem utrzymywało się w ryzach, ale przestał protestować. Piąty, szósty, siódmy... Każde kolejne uderzenie było jak grom, uderzające w niego z niesłabnącą siłą.
Paulina, widząc jak walczy, jak stara się przetrwać, była coraz bardziej zadowolona. W jej oczach błyszczał złośliwy uśmiech, który zdradzał, że to wszystko było dokładnie tym, czego pragnęła. Ostatnie trzy ciosy były najgorsze. Zadane z precyzją, niemalże celebrowane. Przerywała między nimi, pozwalając, by ból narastał, rozchodził się, a Łukasz musiał czekać na to, co wiedział, że nieuchronnie nadchodzi.
Dziewiąty cios był tak ostry, że Łukasz ledwo utrzymał się na nogach wydając ostry krzyk. Ostatni, dziesiąty, przyszedł powoli, jakby Paulina chciała, by zapamiętał go na długo. Kiedy w końcu uderzyła, jego krzyk był już tylko stłumionym jękiem. Czuł się jakby całe jego ciało było jednym wielkim, pulsującym bólem.
Podeszła bliżej, cicho stukając butami o zimną, betonową podłogę szopy. Zatrzymała się tuż za Łukaszem, niemal czując ciepło bijące od jego zmaltretowanego ciała. Jego plecy były teraz poprzecinane licznymi, czerwonymi pręgami, z niektórych miejsc zaczynała sączyć się krew. Był to widok, który dla wielu byłby przerażający, ale w oczach Pauliny pojawiła się iskra sadystycznej satysfakcji.
Jej spojrzenie powoli przesuwało się po każdym śladzie, który pozostawiły na jego ciele. Przechyliła głowę lekko na bok, jakby zastanawiając się nad swoim dziełem, chłonąc każdy szczegół z ciekawością. Dotknęła jednego z głębszych śladów, a jej palec przesunął się po ranie, sprawiając, że Łukasz zadrżał z bólu. Delikatnie przesuwała palcem po jego zranionych plecach. Łukasz wciąż pojękiwał z bólu, ale starał się nie dać tego po sobie poznać zbyt wyraźnie. Paulina uśmiechnęła się kpiąco, jej głos był spokojny, ale w jego tonie kryła się drwina.
- Czy naprawdę aż tak cię bolało ? – zapytała, udając troskę, choć jej spojrzenie zdradzało zupełnie co innego.
Łukasz starał się opanować drżenie w głosie.
- Tak, Paulinko... bardzo – przyznał z trudem, z bólem malującym się na jego twarzy.
Paulina przysunęła się bliżej, jej oddech muskał jego ucho, gdy szepnęła:
- Aż tak? Ojej... byłam przekonana że jesteś jednak silniejszy.... cóż...
Delikatnie się uśmiechnęła, sięgając po jedną z trzcinek, którą obracała w dłoni z namysłem, jakby zastanawiała się, jak jej użyć, by wywołać największe wrażenie.
- Twoje plecy mają dosyć… na razie – powiedziała z nieco złośliwym uśmiechem na ustach, obserwując jego reakcję. - Ale... wiesz co to jest six of the best ? – dodała, unosząc trzcinkę w jego kierunku i machając nią kilka razy w powietrzu.
- Nie… Paulinko” – odpowiedział cicho, w głosie wyczuwalny był cień strachu.
Paulina nachyliła się nieco bliżej, jej głos był teraz jednocześnie miękki i pełen groźby. - To proste… Sześć uderzeń, jedno po drugim. Każde z nich dokładnie wymierzone... Jesteś gotowy?
Łukasz, z trudem łapiąc oddech, zaczął błagać:
- Nie, Paulinko, proszę... nie dam już rady. Błagam, wystarczy...
Jego głos drżał, a w oczach pojawiły się łzy. Był wyczerpany i ledwo trzymał się na nogach. Każde uderzenie wcześniej było niczym ostry nóż przeszywający jego plecy i teraz jego ciało po prostu nie mogło znieść więcej.
Paulina spojrzała na niego - w jej oczach pojawił się cień satysfakcji. Podniosła trzcinkę na wysokość jego twarzy, patrząc mu głęboko w oczy.
- Łukaszu - powiedziała miękkim, ale stanowczym tonem - to nie chodzi o to, co ty chcesz. Chodzi o to, czego ja chcę. I chcę, żebyś pamiętał, że robisz to dla mnie. Czy potrafisz zrobić ten ostatni krok, właśnie dla mnie?
Jej słowa były jak hipnotyzujące zaklęcie, które mieszało się z jego bólem i zmęczeniem. Łukasz czuł, jak jego umysł walczy między poddaniem się a pragnieniem spełnienia jej oczekiwań. W końcu, nie mając już sił, po prostu skinął głową, zgadzając się na to.
Paulina delikatnie uniosła trzcinkę, a potem zamaszystym ruchem skierowała ją na pośladki Łukasza. Usłyszał świst, a potem ból, jakby przez skórę przebiegały płomienie. Trzcinka zostawiła po sobie cienką, czerwoną linię, która natychmiast zaczęła piec.
- Jeden - wydusił z siebie, drżąc na całym ciele. Ból był bardziej intensywny niż cokolwiek, co do tej pory przeżył.
Paulina, widząc jego reakcję, uśmiechnęła się lekko, zadowolona z efektu. Bez pośpiechu uniosła trzcinkę ponownie i zadała kolejne uderzenie, celując nieco wyżej. Łukasz znowu poczuł rozdzierający ból, który zmusił go do zaciskania zębów, aby nie krzyknąć z całej siły.
- Dwa - powiedział, choć jego głos ledwie się łamał. Paulina przyglądała się z fascynacją, obserwując, jak cienkie czerwone ślady formowały się na jego skórze, każdy z nich jak podpis jej władzy nad nim.
Każde kolejne uderzenie było zadawane z tym samym precyzyjnym zamachem, a ból przenikał głęboko przez jego ciało, sprawiając, że każde słowo, które wypowiadał, stawało się coraz trudniejsze do wykrztuszenia. Jednak wytrwał, licząc kolejne uderzenia, aż do ostatniego, szóstego, które niemalże spowodowało, że ugięły się pod nim nogi.
Podeszła do niego i delikatnie pogłaskała po policzku, czując, jak jego ciało drży od bólu i zmęczenia. - Czy było aż tak źle? - zapytała z lekkim uśmiechem a jej głos pełen zmysłowej ironii. W jej oczach pojawiła się nuta satysfakcji, gdy obserwowała, jak zmaga się z bólem, który mu zadała.
Nie czekając na jego odpowiedź, sięgnęła po drugą trzcinkę. Przez chwilę bawiła się nią w dłoniach, po czym spojrzała na Łukasza z góry, jej spojrzenie było przenikliwe i chłodne.
- Chcesz mnie o coś poprosić ? - powiedziała cicho, ale stanowczo. - Może o litość ?
Łukasz poczuł iskierkę nadziei. Z trudem przełknął ślinę, jego ciało było na granicy wytrzymałości.
- Proszę, Paulinko - wyszeptał z desperacją w głosie. - Błagam, zlituj się... przepraszam...
Jej uśmiech poszerzył się, gdy słuchała jego błagań.
- Jeszcze raz i głośniej - poleciła, oczekując, że poczuje pełnię jego poddania.
- Proszę, Paulino, oszczędź mnie... proszę cię o litość - powtórzył Łukasz, głośniej i z wyraźniejszą nutą błagania w głosie.
Paulina, z zimnym uśmiechem na twarzy, spojrzała na niego widząc jak drży. Gdy jego błagania o litość wypełniły przestrzeń, przestała bawić się trzcinką i nachyliła się ku niemu, by powiedzieć
- Nie, nie okażę ci litości – powiedziała, jej głos brzmiał zaskakująco delikatnie, prawie jakby współczuła mu, lecz w oczach miała chłodny błysk, który zdradzał zupełnie inne emocje. - Dla mnie to, co robisz, to dowód twojego oddania. Przecież to mi właśnie obiecałeś, prawda? By służyć mi bez względu na ból. Twoje obietnice nic nie znaczą ? To były puste słowa? Teraz, mój drogi, zakończymy to, co zaczęliśmy.
Po słowach Pauliny, które brzmiały jak zimny wyrok, Łukasz nie mógł już dłużej powstrzymywać swoich emocji. Jego całe ciało zaczęło drżeć, a w oczach pojawiły się kolejne łzy, które szybko spłynęły po jego policzkach. Wybuchł płaczem, szlochając głęboko i rozpaczliwie. Każdy jego oddech był ciężki, przerywany łkaniem, a jego słowa stały się chaotycznym strumieniem błagań.
- Proszę, Paulino, proszę... błagam Cię o litość... Nie mogę już... to naprawdę za dużo... – łkał, jego głos był drżący i pełen desperacji, a ciało zdawało się zapadać pod ciężarem nie tylko bólu fizycznego, ale i upokorzenia. Czuł, jak jego siły wyczerpują się, jakby cały jego świat skurczył się do tej jednej chwili, do tej jednej osoby, która mogła zakończyć jego cierpienie.
Paulina stała przed nim niewzruszona, patrząc na jego roztrzęsioną postać z chłodną, niemal obojętną ciekawością. Przez moment wydawało się, że rozważa jego błagania, ale jej wyraz twarzy nie zmienił się ani na chwilę. Z jej oczu biła mieszanka rozbawienia i satysfakcji.
Po chwili, gdy jego płacz stał się już bardziej szlochem niż prośbą, pochyliła się nad nim, obserwując z bliska jego zrozpaczony wyraz twarzy. Delikatnie, niemal czułym gestem, dotknęła jego policzka, a następnie, z wyczuwalnym sarkazmem w głosie, zapytała:
- Skończyłeś już ?
- Proszę, Paulino... naprawdę nie dam rady... to za dużo... proszę... – jego głos był przerywany przez szlochy i drżenie, jakby każda cząstka jego ciała walczyła z bólem i strachem. Próbował poruszyć się, uwolnić, ale każde szarpnięcie tylko potęgowało otarcia na jego skórze. Szarpał się gwałtownie, najpierw próbując podnieść głowę, a potem naprężyć ramiona, żeby wysunąć dłonie z drewnianych uchwytów, ale twarde deski nie dawały żadnej swobody. Zaczynał coraz bardziej panikować. Próbował naprężyć mięśnie nóg, żeby wysunąć stopy z dolnych uchwytów, ale im mocniej się starał, tym bardziej czuł, jak drewno wrzyna się w jego ciało. Każde kolejne szarpnięcie sprawiało, że jego skóra była coraz bardziej podrażniona, a ból promieniował z miejsc, w których dyby zaciskały się najmocniej. Próbował znaleźć choć odrobinę przestrzeni, która mogłaby mu pomóc się wydostać, ale wszystko na próżno. Jego ciało wkrótce zaczęło drżeć z wysiłku, a łzy znowu płynęły po policzkach, gdy wreszcie zdał sobie sprawę z beznadziejności swojej sytuacji. Każde szarpnięcie było bolesne i nie dawało żadnej ulgi – wręcz przeciwnie, tylko pogarszało jego stan.
W tym momencie usłyszał cichy śmiech Pauliny, która obserwowała jego zmagania z wyraźnym rozbawieniem. Poczuł, jak zimna dłoń w rękawiczce dotknęła jego pośladka wywołując dreszcz przechodzący przez całe ciało.
Paulina, widząc jego bezradne wysiłki, uśmiechnęła się szerzej, wyraźnie rozbawiona całą sytuacją.
- Naprawdę myślałeś, że się uwolnisz? – zapytała z kpiną w głosie, patrząc na jego bezskuteczne próby. - Jesteś taki zabawny.... Jej oczy błyszczały z rozbawienia, podczas gdy Łukasz dalej próbował się oswobodzić, mimo że z każdą sekundą czuł się coraz bardziej zmęczony. W jego głosie pojawił się desperacki ton, kiedy krzyknął:
- Dosyć, dosyć, wypuść mnie!
Paulina, która dotychczas obserwowała jego zmagania z pewnym rozbawieniem, zmieniła nagle wyraz twarzy. W jej oczach pojawiła się złość. Podeszła do niego szybko, chwyciła go za twarz, jej palce mocno ścisnęły jego policzki od dołu, unieruchamiając jego głowę. -
Spokój! Bo zostaniesz ukarany dodatkowymi razami - syknęła, patrząc mu prosto w oczy wymierzając mu kilka silnych policzków.
Łukasz, wstrząśnięty jej reakcją, próbował opanować się, ale strach i ból były zbyt silne. Czuł, jakby jego świat się zawalił. Cierpienie fizyczne było przytłaczające, ale to psychiczne jeszcze bardziej go dobijało. Paulina, którą tak uwielbiał, okazała się być bardziej bezwzględna i okrutna, niż kiedykolwiek mógł sobie wyobrazić. W jego myślach krążyły pytania, czy to, co się dzieje, to naprawdę miłość, czy raczej przemoc, której nie potrafił powstrzymać. Załamał się wewnętrznie, a jego poczucie własnej wartości zostało zniszczone. Był przestraszony i zagubiony, nie wiedząc, jak poradzić sobie z bólem, zarówno tym fizycznym, jak i emocjonalnym. Każda myśl była przepełniona strachem, wątpliwościami i bezradnością wobec kobiety, która, choć była dla niego wszystkim, teraz zdawała się być najbardziej przerażającym koszmarem.
Przez głowę przeszła mu nawet myśl czy Paulina jest zrównoważona psychicznie. Choć wcześniej był przekonany, że jej dominacja i sadystyczne skłonności to po prostu część ich wspólnej gry, zabawy, teraz.... miał poważne wątpliwości. Nie miał wcześniej świadomości co jest ukryte pod fasadą inteligentnej i atrakcyjnej kobiety. Myślał o tym, czy przypadkiem nie przekroczył pewnej granicy, angażując się w tę relację, czy nie stał się ofiarą czegoś, co wymknęło się spod kontroli.
Stanęła za Łukaszem, trzymając w ręku drugą trzcinkę. Próbował przygotować się na to, co miało nastąpić, ale wiedział, że ból, który zaraz poczuje, będzie niemal nie do zniesienia.
Pierwsze uderzenie przecięło powietrze z przerażającym świstem, a trzcinka z całej siły uderzyła w jego pośladki, rozlewając falę bólu przez całe ciało. Łukasz zadrżał, zaciskając zęby, próbując stłumić krzyk, ale nie był w stanie powstrzymać przeciągłego jęku, który wyrwał się z jego ust.
Drugie uderzenie było jeszcze silniejsze, jakby Paulina chciała wycisnąć z niego każdą kroplę uległości. Ból był piekący, jak gdyby jego skóra była palona żywym ogniem. Łukasz poczuł, jak po jego twarzy znowu zaczynają spływać łzy.
Trzecie, czwarte, piąte uderzenie – każde kolejne było jak ostry nóż przecinający jego ciało, sprawiając, że każdy nerw w jego ciele błagał o litość. Ale litość nie przyszła. Paulina była bezwzględna, kontynuując z precyzją i spokojem, który tylko potęgował jego cierpienie.
Szóste i ostatnie uderzenie było najgorsze ze wszystkich. Trzcinka z hukiem uderzyła w jego spuchniętą skórę, a Łukasz poczuł, jak cały świat się zatrzymuje. Ciało odmówiło posłuszeństwa, a umysł pogrążył się w mroku bólu. Przez chwilę nie mógł złapać oddechu, jakby całe powietrze zostało wyssane z jego płuc.
Paulina, widząc jego cierpienie, odsunęła się powoli, pozwalając mu poczuć ciężar bólu, który mu zadała. Delikatnie odłożyła trzcinkę na bok i podeszła. Położyła delikatnie rękę na jego policzku. Po chwili, jakby chcąc go lepiej poczuć, zsunęła rękawiczkę z dłoni, odsłaniając swoją ciepłą, miękką skórę. Jej palce powoli przesunęły się po jego policzku, aż dotarły do linii szczęki.
- Już po wszystkim, kochanie – szeptała cicho, jakby chciała go uspokoić. Nie było w jej głosie pochwały ani czułości, które mogłyby złagodzić jego cierpienie. Dotyk był uspokajający, ale pozbawiony prawdziwego współczucia.
Kiedy przesunęła dłonią po jego twarzy, jej palce delikatnie pogładziły jego skórę, jakby próbowała zatrzeć ślady łez, które spływały po jego policzkach. - Już po wszystkim – powtórzyła.
Łukasz jednak milczał. Czuł jej dłoń na swojej skórze, ale nie potrafił się odprężyć. W jego oczach pojawił się cień wyrzutu, coś, czego nie był w stanie ukryć. Paulina nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś w nim pękło.
- Zrozumiesz to kiedyś... albo i nie...– powiedziała łagodnie, ale w jej głosie nie było ciepła.
Delikatnie przekręciła mechanizm zamka dybów, a drewno z cichym trzaskiem się otworzyło. Łukasz, z trudem opierając się na zmarzniętej podłodze, powoli wyprostował się, próbując odzyskać równowagę. Jego ciało było obolałe, mięśnie napięte od długiego unieruchomienia, a skóra na nadgarstkach i kostkach poobcierana od kontaktu z szorstkim drewnem. Każdy ruch sprawiał mu ból, a plecy i pośladki pulsowały od śladów po chłoście.
Jego nogi, niemal zdrętwiałe, ledwo go utrzymywały. Powoli przesunął ręce, próbując rozprostować zesztywniałe palce. Każdy oddech przypominał o bólu, który przeszedł, a świadomość tego, co właśnie się wydarzyło, jeszcze bardziej go przytłaczała. Jego oczy były zamglone od łez i bólu, a wzrok nie mógł się skupić na niczym konkretnym.
Gdy w końcu stanął na nogach, czuł się jak wrak człowieka, zmęczony i przytłoczony ciężarem zarówno fizycznym, jak i psychicznym. Paulina, obserwując go uważnie, miała na twarzy wyraz zadowolenia, jakby ten widok przynosił jej satysfakcję.
- Powoli - nie musisz się spieszyć” – powiedziała.
Nie oglądając się za siebie, wyszła z szopy na świeże, mroźne powietrze styczniowej nocy. Delikatnie stąpała po pokrytej lekkim szronem ścieżce. Łukasz, wciąż obolały i wyczerpany, szedł za nią z trudem, każdy krok wymagał od niego ogromnego wysiłku. Chłód otoczył go niczym lodowaty uścisk, przenikając przez ciało, które było wyczerpane i zmaltretowane.
Z każdym krokiem czuł, jak ból w plecach, nogach i nadgarstkach nasila się, a mróz tylko potęgował jego cierpienie. Powietrze było ostre, niemal kłujące, a każdy oddech przynosił bolesne przypomnienie o tym, przez co przeszedł. Jego ciało drżało, nie tylko z powodu temperatury, ale także z wyczerpania i szoku.
Po wejściu do domu Paulina od razu poleciła mu wziąć prysznic.
– Idź się umyj. Nie chcę, żebyś śmierdział mi krwią i potem – powiedziała chłodno, zrzucając z siebie płaszcz i rzucając go niedbale na wieszak.
Wszedł do kabiny, starając się jak najmniej dotykać zranionych miejsc. Gdy ciepła woda spłynęła po jego ciele, poczuł natychmiastowe szczypanie tam, gdzie jego skóra była najbardziej poraniona. Każdy kontakt wody z ranami wywoływał ból, który niemal go paraliżował. Spojrzał w dół i zobaczył, jak woda w brodziku zaczyna nabierać delikatnego czerwonego odcienia, mieszając się z krwią spływającą z jego pleców. Oddychał płytko, z trudem, czując, jak woda miesza się z potęgą jego bólu i wstydu.
Po zakończonym prysznicu, Łukasz stanął przed lustrem, drżąc na widok tego, co zobaczył. Jego plecy były pokryte licznymi czerwonymi pręgami od bullwhipa, biegnącymi wzdłuż całej ich długości, każda z tych linii była głęboka i wyraźna. Między łopatkami widniały ślady po cat o’nine tails – gęsto rozmieszczone, równoległe nacięcia, które pozostawiły charakterystyczne, rozgałęzione ślady. W niektórych miejscach, gdzie baty uderzały najmocniej, skóra była lekko rozcięta.
Najgorsze były jednak ślady po trzcince na jego pośladkach. Były to równoległe, głębokie pręgi – niemalże od koloru purpury do czerni – tam, gdzie skóra była najbardziej delikatna i podatna na uszkodzenia. Każdy ruch, każdy dotyk wywoływał piekący ból, przypominający Łukaszowi o każdym ciosie, który otrzymał.
Wzrok Łukasza zatrzymał się na jego odbiciu w lustrze. Patrzył na siebie, ledwie rozpoznając mężczyznę, który jeszcze kilka godzin wcześniej wierzył, że zdoła udźwignąć wszystko, co Paulina mu zgotuje. Teraz stał przed sobą, poraniony, zmęczony, z poczuciem, że Paulina przekroczyła granice, których nie powinna była przekraczać. Ale jednocześnie wiedział, że sam te drzwi otworzył. Sam poprosił. Sam spojrzał na dyby.
Ledwo wyszedł spod prysznica, niemal wpadł na nią. Stała przed nim z apteczką w ręku. Jej twarz była surowa, jej spojrzenie nie zdradzało żadnych emocji.
– Stań przy ścianie i oprzyj dłonie – powiedziała cicho, ale jej głos był rozkazem.
Łukasz posłusznie wykonał polecenie, opierając dłonie o chłodne kafelki.
Paulina wyjęła z apteczki parę lateksowych rękawiczek i założyła je ze spokojem i rutyną, jak pielęgniarka przed zabiegiem. Sięgnęła po spray dezynfekujący i bez ostrzeżenia zaczęła aplikować go na jego plecy. Zimna mgiełka uderzyła w rany, wywołując natychmiastowe pieczenie. Łukasz wzdrygnął się, jego ciało instynktownie próbowało się cofnąć.
– Nie ruszaj się, muszę zdezynfekować te rany. Chyba nie chcesz, żeby się zainfekowały?
Jej ręce pracowały metodycznie, bez litości. Każdy ruch powodował nową falę bólu. Naklejała plasterki na najgłębsze zranienia, zaciskała taśmy opatrunkowe. Na potem zdjęła jednym, szybkim ruchem rękawiczki i rzuciła je na podłogę. Lateks upadł na podłogę obok zużytych gazików.
– Posprzątaj – powiedziała oschle, nawet na niego nie patrząc. Odwróciła się na pięcie i wyszła z łazienki, kierując się do salonu.
Łukasz przez chwilę stał bez ruchu, wciąż czując pieczenie na plecach. Jego ciało bolało, ale dusza bolała bardziej. Bez słowa zaczął zbierać porozrzucane na podłodze kompresy i rękawiczki.
W salonie Paulina leżała na sofie, z nogami niedbale zarzuconymi na podłokietnik. Oglądała coś na telefonie. Kiedy Łukasz wszedł, zatrzymał się w progu, nie wiedząc, czy może podejść.
– Tak ? – zapytała zimno, nie podnosząc wzroku.
– Paulinko… chciałbym… muszę… chcę jechać już do domu – powiedział cicho, z pochyloną głową.
Paulina spojrzała na niego bez emocji. Milczała przez moment, a potem wzruszyła ramionami.
– Jak chcesz.
Łukasz przez chwilę nie był pewien, czy dobrze usłyszał. Oczekiwał gniewu, szantażu, jakiegoś gestu – czegokolwiek. Tymczasem spotkała go obojętność. Powoli odwrócił się i poszedł po ubranie.
Kiedy wrócił, był już ubrany. Stał jeszcze przez chwilę, jakby chciał coś powiedzieć. Paulina leżała tak, jak wcześniej, przeglądając ekran telefonu.
– Do zobaczenia, Paulinko… – rzucił nieśmiało.
Paulina podniosła wzrok tylko na chwilę.
– Coś jeszcze chcesz?
– Nie, Paulinko. Do zobaczenia.
Nie odpowiedziała. Z powrotem skupiła się na swoim telefonie a on wyszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi. Zamek szczęknął cicho.
Przez chwilę siedziała w milczeniu. W końcu powoli podniosła się z sofy, podeszła do drzwi i przekręciła zamek. Spojrzała na puste miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Łukasz.
– Głupi gówniarz – mruknęła bez emocji. Potem westchnęła, zrzuciła ubranie i poszła do łazienki. Czas na kąpiel. Czas się oczyścić...
❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń