Wilczyca 43

Rozdział 43

Berlin / Trójmiasto, styczeń 2024

Paulina siedziała przy biurku, wpatrzona w ekran laptopa, z dłońmi opartymi o klawiaturę. W pokoju panowała cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara i odgłosem stukających klawiszy. W pewnym momencie jej telefon zawibrował.

Spojrzała na wyświetlacz – wiadomość od Łukasza:

– Czy wiesz już, kiedy wracasz? Tęsknię i kocham, Paulinko.

Na jej twarzy pojawił się łagodny uśmiech, subtelny, ledwie widoczny. Przez chwilę tylko patrzyła na wiadomość, jakby zastanawiając się nie nad odpowiedzią, ale nad samym tonem jego słów – czułym, miękkim, pełnym oddania. Po kilku sekundach zaczęła pisać odpowiedź:

– Wracam w niedzielę wieczorem, Łukaszu. Bądź grzeczny i cierpliwy, a może cię wynagrodzę...

Ledwo zdążyła odłożyć telefon, gdy przyszła kolejna wiadomość:

– Już twoja obecność będzie nagrodą dla mnie, zrobię wszystko, by być z tobą... A jak długo będziesz? Bo w kolejny weekend – Michał pyta – czy wpadniemy na urodziny Anki.

Paulina przez moment zastanowiła się. Przypomniała sobie uśmiech Michała, jego spojrzenie, sposób, w jaki słuchał. Potem znów skupiła się na Łukaszu. Zaczęła pisać:

– Będę jeszcze, więc możemy się wybrać do nich. Potwierdź Michałowi, że przyjdziemy.

Po chwili przyszło kolejne pytanie:

– Czy mam coś przygotować na twój przyjazd, kochana?

Paulina uśmiechnęła się do siebie i odpisała:

– Dam znać. Dziękuję za troskę. Buziaki.

---

W niedzielny poranek Łukasz dostał krótką, ale jednoznaczną wiadomość:

– Będę w domu ok. 18. Przyjedź do mnie, zamów sushi. Weź wolne w poniedziałek, chcę nacieszyć się tobą.

Łukasz odczytał ją kilka razy, uśmiechając się z każdą kolejną. Odpisał od razu:

– Do zobaczenia, Paulinko.

---

Kiedy Łukasz podjeżdżał pod dom Pauliny w niedzielny wieczór, zauważył, że jej białe Audi stało już na podjeździe. Śnieg z dachów powoli topniał, a powietrze było chłodne i wilgotne. Zatrzymał samochód, zgasił silnik i przez chwilę jeszcze siedział w ciszy, zanim wysiadł. Mimo znajomego otoczenia, czuł lekki niepokój – ten sam, który zawsze towarzyszył mu, gdy miał znów zobaczyć Paulinę. Podekscytowanie i respekt w jednej, trudnej do opisania mieszance.

Podszedł szybkim krokiem do drzwi, a gdy tylko nacisnął dzwonek – drzwi otworzyły się niemal natychmiast. Paulina stała w progu, jej oczy błyszczały, a usta rozciągnęły się w uśmiechu, zanim rzuciła się na jego szyję. Pachniała intensywnie – jej perfumy były takie jak zawsze: wyrafinowane, wyraziste, nie do pomylenia. Łukasz objął ją mocno, jakby chciał zatrzymać ten moment na zawsze.

– Tęskniłam za tobą – powiedziała, patrząc mu głęboko w oczy i całując go powoli, bez pośpiechu, jakby chciała podkreślić wagę tej chwili.

– Ja też, Paulinko – odpowiedział, a jego głos lekko zadrżał. Czuł, jak napięcie ostatnich dni znika, topnieje jak śnieg na kapturze. W tej jednej chwili wszystko wydawało się zrozumiałe.

– Chodźmy do środka – rzuciła, prowadząc go do salonu. Wnętrze było jak zawsze idealnie urządzone, a na stoliku czekały już opakowania z sushi, które Łukasz wcześniej zamówił.

Rozpakowując jedzenie, zerkał na Paulinę. Nie mógł oderwać wzroku. Wyglądała olśniewająco.

Miała na sobie czarne, eleganckie rajstopy, które perfekcyjnie podkreślały linię jej nóg, oraz krótkie, skórzane szorty – odważne, ale noszone z klasą i swobodą, jakby były jej naturalną częścią. Czarny golf, dopasowany do ciała, zarysowywał jej niewielkie piersi z wyczuciem, ale bez fałszywej skromności. Złote kolczyki lśniły cicho przy każdym ruchu głowy, a cienki łańcuszek na szyi... Łukasz od razu zauważył, że kluczyk nadal tam był.

Nie musiała mówić nic więcej. Sam ten szczegół wystarczył, by przypomnieć mu, kto tu ustala zasady.

Włosy upięła starannie, a makijaż – jak zawsze był perfekcyjny. Cienie na powiekach pogłębiały spojrzenie, usta pokryte były szminką w odcieniu czerwonego wina. Wszystko w niej mówiło: kontrola, piękno, pewność.

Paulina podeszła do niego i stanęła bardzo blisko, głaszcząc go lekko po ramieniu.

– Łukasz... znamy się już jakiś czas, prawda?

Jej głos był miękki, niemal czuły – ale w podtekście brzmiał ton, którego Łukasz nie mógł zignorować.

– Chciałabym, żebyś od teraz, zawsze, gdy będziesz u mnie w domu, od razu po wejściu rozbierał się.

Zawahał się, nie do końca wierząc, że usłyszał to, co usłyszał.

– Paulinko... masz na myśli, że mam się rozebrać... do naga? I czy... już teraz?

Paulina uśmiechnęła się z lekko złośliwym błyskiem w oku.

– Oczywiście, że do naga, Łukaszu. A kiedy? Za godzinę? Może dwie? Czy to, co powiedziałam, było trudne do zrozumienia?

Jej spojrzenie było zimne, ale z nutą ironii.

– Od razu, kochanie.

Łukasz skinął głową i bez dalszych pytań zaczął się rozbierać. Z każdym zdejmowanym elementem garderoby czuł się coraz bardziej obnażony – nie tylko fizycznie, ale i emocjonalnie. Kiedy w końcu został nagi, złożył ubrania byle jak i odłożył je na bok. Stanął przed nią, czekając, niepewny.

Paulina zmierzyła go wzrokiem, potem spojrzała na stertę ubrań i uniosła brew.

– Łukasz, naprawdę?

Jej głos był chłodny, a uśmiech – ostry jak szkło.

– Czy tak wygląda twoja definicja porządku? Ułóż to wszystko porządnie. Chcę, żeby było schludnie i starannie. Zawsze.

Bez słowa posłusznie sięgnął po swoje ubrania i zaczął je składać. Koszulkę, spodnie, bieliznę – wszystko układał ostrożnie, z wyczuciem, jakby każda fałda materiału mogła zdradzić jego charakter.

Paulina przyglądała się temu z satysfakcją. Gdy skończył, skinęła głową.

– Lepiej. Niewiele, ale lepiej. Nauczysz się.

Zrobiła krok do przodu i wskazała palcem miejsce na podłodze.

– Uklęknij.

Łukasz opadł na kolana powoli, z pełną świadomością gestu, który wykonywał. Poczuł chłód podłogi i gorąco swojego wstydu. Ale też coś więcej – coś, co trudno było nazwać, ale co w nim rosło. Czuł, że jest dokładnie tam, gdzie powinien być.

Paulina stała nad nim, piękna, opanowana, nieporuszona.

I nie musiała mówić już nic więcej.


---


Wróciła do pokoju, trzymając w dłoni obrożę, która natychmiast przyciągnęła uwagę Łukasza. Była szeroka, wykonana z grubej, czarnej i matowej skóry, surowej w dotyku. Jej szerokość była na tyle duża, by nieco ograniczać mu ruchy, nadając uległy wygląd.

Obroża oprócz tradycyjnego zapięcia miała możliwość zamknięcia na kłódkę, co sprawiało, że nie można jej było zdjąć bez klucza. Wokół obroży rozmieszczone były mocne, metalowe pierścienie, które nadawały jej jeszcze bardziej surowy charakter. Każdy element, od kłódki po pierścienie, miał chromowane, błyszczące wykończenie, kontrastujące z matową czernią skóry.

Paulina podeszła do Łukasza, który klęczał przed nią, czekając na dalsze instrukcje. Jej ruchy były spokojne i pełne pewności siebie. Zatrzymała się tuż przed nim, patrząc na niego z góry, a następnie powoli przesunęła obrożę wokół jego szyi, upewniając się, że leży ciasno i pewnie. Kiedy obroża była już na swoim miejscu, sięgnęła do tyłu, aby zapiąć kłódkę.

– Spójrz na mnie – powiedziała zatrzaskując zamknięcie. Gdy rozległ się cichy, metaliczny klik, Łukasz poczuł, jak skóra ciasno otacza jego szyję, nie pozostawiając mu żadnej możliwości uwolnienia się. Był w pełni pod jej kontrolą.

– Idealnie – powiedziała Paulina z satysfakcją w głosie, przesuwając palcami po jednym z pierścieni obroży. – Teraz wyglądasz tak, jak powinieneś.

Uśmiechnęła się, po czym wydała polecenie:

– Siadaj do stołu, czas na kolację.

Łukasz, wciąż klęcząc, spojrzał na nią przez chwilę, a potem powoli wstał. Czuł, jak szeroka obroża wymusza na nim trzymanie głowy w jednej pozycji. Podszedł do stołu, usiadł.

Paulina, jak gdyby nigdy nic, otworzyła kartonik z sushi, rozłamała pałeczki i zaczęła spokojnie jeść. Jej ruchy były swobodne i pewne, jakby sytuacja, w której się znaleźli, była całkowicie normalna. Po kilku chwilach podniosła wzrok na Łukasza, widząc, jak siedzi naprzeciwko niej w milczeniu, uważnie ją obserwując.

Z lekkim, niemal rozbawionym uśmiechem zapytała:

– Nie jesteś głodny, kochanie?

Jej ton był niewinny, niemal rozbawiony, jakby jego obecna sytuacja była zupełnie naturalna.

Łukasz, wciąż zaskoczony tym, jak Paulina z łatwością przechodziła do porządku dziennego z jego nagością, powoli sięgnął po pałeczki. Przez chwilę wahał się, niepewny, jak się zachować, ale w końcu zaczął jeść, starając się nie myśleć o tym, jak się czuł odsłonięty i bezbronny.

– Brakowało mi Ciebie, najdroższa – powiedział cicho, patrząc na nią z uwielbieniem.

Paulina uśmiechnęła się lekko i ignorując słowa Łukasza, wstała od stołu, podeszła do szafki i wyjęła butelkę oraz dwie czarki. Wracając do stołu, nalała do nich sake.

– Zapomniałam… – powiedziała, jakby to było coś zupełnie naturalnego, po czym usiadła z powrotem, zadowolona z siebie.

Łukasz spojrzał, wziął czarkę, spróbował i z lekkim uśmiechem zauważył:

– Oo, ciepłe, dokładnie jak w Kill Bill.

Paulina również chwyciła jedną z czarek, zerkając na Łukasza z lekkim rozbawieniem.

– Tak, dokładnie takie jakie powinno być – odpowiedziała, podnosząc czarkę do ust. – Za nas – powiedziała spokojnym, pewnym siebie głosem, po czym delikatnie stuknęła swoją czarką o jego. Łukasz odwzajemnił uśmiech.

Oboje wypili, czując przyjemne ciepło, które rozchodziło się od środka. Łukasz spojrzał na Paulinę, zastanawiając się nad tym, co czuje w tej chwili. Po chwili ciszy zapytał cicho:

– Lubisz, kiedy jestem nagi, Paulinko?

Wciąż z czarką sake w dłoni, uśmiechnęła się zmysłowo. Jej spojrzenie było pełne pewności siebie, a ton głosu delikatnie prowokacyjny.

– Bardzo lubię, kiedy jesteś nagi – odpowiedziała, przesuwając wzrok po jego ciele. – Twój brak ubrania tylko podkreśla, jak bardzo jesteś mój... i jak pięknie to wygląda, gdy ja jestem ubrana, a ty całkowicie odsłonięty i... bezbronny.

Zawiesiła głos na ułamek sekundy, delektując się reakcją, jaką widziała w jego oczach. Następnie znowu uniosła czarkę do ust i upiła niewielki łyk.

– A ty, jak się czujesz, Łukaszu, kiedy jesteś nagi przede mną?

Zawahał się tylko chwilę. Wiedział, że szczerość była dla niej ważna, ale też... z jakiegoś powodu, ona była łatwa przy niej – wręcz naturalna.

– Czuję się... obnażony, ale i... w dziwny sposób wyjątkowy i... całkowicie oddany – odpowiedział spokojnie, choć w jego głosie słychać było wzruszenie. – Kiedy patrzysz na mnie, Paulinko, mam wrażenie, że wszystko inne znika. Zostaję tylko ja i twoje spojrzenie. I to wystarcza.

Paulina nie od razu odpowiedziała. Odchyliła się lekko na krześle, przyglądając mu się z uwagą i – co rzadkie – z miękkim wyrazem twarzy, w którym przez ułamek sekundy można było dostrzec coś niemal czułego.

– I właśnie dlatego jesteś tak wyjątkowy, i właśnie dlatego zasłużyłeś na tę obrożę.

Po chwili ciszy odłożyła pustą czarkę na stół i spojrzała na niego badawczo, z tym samym lodowatym spokojem, który już nie raz wzbudzał w nim drżenie.

– Wiesz, co teraz zrobię? – zapytała cicho, nie odrywając od niego wzroku.

Nie zdążył odpowiedzieć. Paulina wstała, podeszła do niego powoli, z gracją i pełną świadomością każdego kroku. Jej obcasy lekko stukały o podłogę, a przy każdym ruchu czarna skóra jej szortów szeleściła miękko. Gdy stanęła tuż przed nim,  nie odważył się poruszyć. Patrzył na nią z dołu, nagi, z obrożą na szyi, czując się absolutnie poddany jej obecności.

Bez słowa, jednym ruchem uniosła nogę i usiadła na jego nagich udach okrakiem. Czuł chłód rajstop i skórzanych szortów, czuł zapach jej perfum, ten sam, który przez całe tygodnie nie dawał mu spokoju. Jej ciało było lekkie, ale dominujące – przytłaczające bardziej niż cokolwiek, czego doświadczył.

– Patrz mi w oczy – szepnęła, kładąc dłoń na jego policzku.

Ich twarze dzieliły centymetry. Czuł ciepło jej oddechu, czuł ciężar tej sytuacji, a przede wszystkim – jej absolutną władzę. Przesunęła kciukiem po jego dolnej wardze, badając jego reakcję. Jej spojrzenie było nieczytelne – mieszanina chłodnej analizy i czegoś głębszego, znacznie bardziej osobistego.

– Lubię czuć cię pod sobą – powiedziała cicho, bezpośrednio, niemal obojętnie. – Lubię, kiedy twoje ciało drży, a ty i tak się nie ruszasz. Lubię, że się uczysz… mimo że jesteś wciąż tak bardzo niedoskonały.

Przesunęła dłoń po jego karku, aż do obroży, i pociągnęła delikatnie za jeden z pierścieni. Łukasz nie protestował. Jego dłonie spoczywały na jego własnych kolanach – nie odważył się jej dotknąć bez pozwolenia.

Paulina pochyliła się i pocałowała go w szyję – nie ciepło, nie czule, ale jakby testując. Zostawiła ślad czerwonej szminki tuż pod jego uchem. Następnie wyprostowała się  i znów spojrzała mu w oczy.

Łukasz poczuł nagły ucisk klatki

 Była niesamowicie zmysłowa, jej bliskość, słowa i dotyk potęgowały jego pragnienie, ale jednocześnie podkreślały, jak bardzo jest jej oddany. Jej uśmiech, jej ton głosu .....

- Zrobię wszystko, abyś była szczęśliwa - wyszeptał z pełnym oddania głosem, patrząc na nią z mieszanką uwielbienia i pokory. - Będę dla Ciebie cierpiał, zniosę każdą niewygodę, byle tylko zobaczyć Cię uśmiechniętą, moją kochaną sadystkę.

Paulina delikatnie uniosła rękę i zaczęła głaskać Łukasza po policzku, jej dotyk był lekki, niemalże pieszczotliwy. 

- Dziękuję, mój kochany. Będziesz cierpiał i dziękował mi - powiedziała z czułością w głosie, a w jej oczach pojawił się błysk satysfakcji, wiedząc, jak bardzo Łukasz jest jej oddany. 

– A teraz dokończ sushi – powiedziała spokojnie, z lekkim uśmiechem, jakby nic się nie stało.

Wstała powoli z jego kolan, poprawiła szorty jednym ruchem dłoni  i wróciła na swoje miejsce. Jej twarz znów była spokojna i chłodna, jakby to, co właśnie się wydarzyło, było jedynie gestem – jednym z wielu, który miał mu przypomnieć, kim jest. I dla kogo.

– Zasłużenie czegoś… to dopiero początek. Teraz musisz nauczyć się być godnym tego, co już dostałeś.

Przez chwilę siedzieli w ciszy. W tej ciszy było napięcie – ciche, gęste i elektryczne.

– Po kolacji posprzątasz i rozpalisz w kominku. Potem przyjdziesz do mnie. Na czworaka. Ale nie dlatego, że ci każę... tylko dlatego, że wiesz, że twoje miejsce jest u moich stóp.

I znów sięgnęła po sake, zupełnie tak, jakby wypowiedzenie tych słów nie kosztowało jej ani grama emocji.

Ale Łukasz wiedział, że każde polecenie Pauliny było jednocześnie próbą – i przywilejem.

---


Kiedy skończył rozpalanie kominka, podszedł do niej na czworakach, tak jak mu poleciła. Paulina, nie spuszczając wzroku z płomieni, delikatnie odsunęła stopy, robiąc mu miejsce obok siebie na sofie. Jej ruch był spokojny, pewny siebie, nieśpieszny — jakby cały świat istniał tylko po to, by czekać na jej gest.

Kiedy usiadł, uśmiechnęła się z zadowoleniem i powoli położyła swoje stopy na jego kolanach. Ruch ten był jednocześnie naturalny i absolutnie świadomy — gest kobiety, która wie, że może.

– Pomasujesz? – zapytała, a jej głos był miękki, zmysłowy, ale wciąż pełen tej delikatnej nuty dominacji, która sprawiała, że Łukasz zawsze czuł się zobowiązany spełnić każde jej życzenie. Nie było w tym pytaniu miejsca na negocjację — było polecenie ukryte w uprzejmości.

Zaczął delikatnie masować, czując jednocześnie przyjemność z dotykania ich, jak i pewien rodzaj poddańczego spełnienia. Paulina zamknęła oczy, oddając się chwilowemu relaksowi, a ciepło z kominka i jego dotyk tworzyły idealną harmonię. W salonie panowała cisza przerywana jedynie trzaskiem drewna, które dopalało się w kominku, rzucając migotliwe cienie na ściany.

Łukasz delikatnie ujął stopy Pauliny, czując pod palcami jedwabistą gładkość jej luksusowych rajstop. Materiał był niezwykle delikatny, prawie jak druga skóra, a jego dotyk na jej stopach był jednocześnie miękki i pewny. To było jak rytuał — staranny, cichy, intymny. Każdy gest miał znaczenie.

Zaczął od subtelnego, powolnego masażu palców, delikatnie ugniatając każdy z osobna, jakby chciał wyczuć każde napięcie i uwolnić je jednym, precyzyjnym ruchem. Delikatnie poruszał opuszkami palców, zataczając niewielkie kółka na nasadach paznokci, wyczuwając lekkie drżenie jej stóp, gdy trafiał w szczególnie czuły punkt.

Przesunął się na śródstopie, gdzie zaczął wykonywać koliste ruchy, używając kciuków, aby głęboko, ale z czułością, masować tę część jej stopy. Czuł, jak mięśnie rozluźniają się pod jego dotykiem, a Paulina od czasu do czasu delikatnie poruszała palcami, jakby odpowiadając na jego pieszczoty. W jej cichym westchnięciu kryła się aprobata.

Następnie jego dłonie przesunęły się ku pięcie, którą zaczął masować bardziej stanowczo, ale wciąż z wielką uwagą. Skóra pod rajstopami była ciepła i miękka, a jedwabista tekstura materiału sprawiała, że każdy ruch jego dłoni był płynny i harmonijny. Czuł pod palcami sprężystość jej ciała, a zarazem delikatność kobiety, której ufał całkowicie.

Delikatnie naciskał na piętę, a następnie masował w górę, wzdłuż łuku stopy, starając się przynieść jej jak największą ulgę i przyjemność. Każdy jego ruch był powolny, metodyczny, z pełnym skupieniem na jej ciele — jakby jego własne potrzeby przestały istnieć, gdy tylko dotykał jej stóp.

Przez cały czas czuł, jak materiał rajstop pod jego palcami jest niezwykle gładki, niemal hipnotyzujący w swojej delikatności. Było w tym coś wyjątkowo intymnego – świadomość, że jego dotyk przenika przez tę cienką, luksusową barierę, by dotrzeć do niej, sprawiała, że cała sytuacja była jeszcze bardziej zmysłowa. Jego oddech nieznacznie przyspieszył, choć jego twarz pozostała skupiona.

Kontynuował masaż, powoli przesuwając dłonie na kostki Pauliny, które masował delikatnie, jakby każdy dotyk miał być równie kojący, co uwielbiający. Jego palce zataczały miękkie kręgi, koncentrując się na miejscach, które mógłby całować. W jego gestach nie było już tylko posłuszeństwa — była adoracja.

W końcu jego ręce ponownie powróciły do palców, gdzie raz jeszcze skupił się na ich delikatnym ugniataniu, pozwalając, by jego ruchy były odpowiednio czułe. Z każdą chwilą coraz bardziej pogrążał się w tym akcie oddania, czując, jak jego podświadomość poddaje się jej całkowicie.

Gdy zakończył masaż, poczuł, że nie może się powstrzymać przed okazaniem Paulinie jeszcze większego oddania. Jego dłonie, które przez dłuższy czas pieściły i masowały jej stopy, teraz powoli uniosły się ku górze. Zbliżył się i delikatnie, z pełnym szacunkiem, złożył pierwszy pocałunek na palcach.

Jego usta dotknęły jej skóry przez materiał, a jedwabista powierzchnia rajstop wydawała się jeszcze bardziej zmysłowa pod jego wargami. Pocałunek był lekki, niemalże muśnięciem, ale pełen emocji i oddania. Następnie przeniósł się wzdłuż śródstopia, składając kolejne pocałunki, powoli, z namaszczeniem, jakby każdy z nich miał wyrażać jego absolutne uwielbienie.

Paulina ponownie zamknęła oczy, czując, jak jego usta delikatnie przesuwają się po jej stopach, i uśmiechnęła się z satysfakcją. Czuła w jego gestach pokorę, skupienie i niemal religijną cześć. Dla niej był to akt piękny — bo nie wymuszony, a wypływający z jego potrzeby służenia.

Kontynuował, całując delikatnie każdą część jej stopy, od pięty, aż z powrotem do palców. Każdy pocałunek był gestem pełnym oddania, niemalże nabożnym, jakby jej stopy były dla niego świętością. Czas się zatrzymał — byli tylko oni, ogień w kominku i rytuał.

Uniósł wzrok i zobaczył, jak Paulina spogląda na niego z wyrazem pełnym aprobaty i zadowolenia. Jej spojrzenie mówiło jedno: dobrze.

Wtedy pochylił się jeszcze raz, składając ostatni, nieco bardziej namiętny pocałunek na jej dużym palcu, po czym delikatnie odstawił jej stopy z powrotem na swoje kolana, wciąż trzymając je w swoich dłoniach, jakby nie chciał, by ta chwila się zakończyła.

– Dziękuję, Paulinko – wyszeptał. – To dla mnie zaszczyt.

Paulina nie odpowiedziała od razu. Spojrzała tylko na niego z góry, przymrużonymi oczami, jakby badając, ile jeszcze jest w nim siły. A potem powoli wyciągnęła nogę i uniosła jego brodę czubkiem stopy.

– I tak ma być – powiedziała chłodno, ale z satysfakcją. – Zawsze.

Poczuł, jak jedna z jej stóp oparła się delikatnie  na jego klatce chastity, a subtelny nacisk przełożył się na wyraźne, pulsujące napięcie w jego wnętrzu. Druga stopa zaczęła powolny, niemal pieszczotliwy ruch po jego torsie, muskając go przez chwilę opuszkami palców, jakby badała jego reakcje. Jej dotyk był spokojny, a zarazem elektryzujący – każde muśnięcie wydawało się rozniecać coś w środku, uruchamiać tęsknotę i pragnienie, które dotąd musiał skrywać głęboko. Gdy przesunęła się wyżej, aż spoczęła lekko na jego podbródku, uniósł wzrok i spojrzał w górę – na twarz pełną zadowolenia, władczości i kobiecego piękna.

– Nawet nie wiesz, jak mnie to relaksuje... – powiedziała miękko, z lekko przymkniętymi powiekami. – Nikt nigdy tak dobrze nie masował moich stóp.

Dla niego te słowa były jak nagroda, jak pochwała, na którą czekał. Mimo że ucisk klatki dawał mu się we znaki, jego umysł całkowicie podporządkował się chwili – tej jednej, w której był całkowicie jej.

Tymczasem palce jej dłoni bawiły się cienkim złotym łańcuszkiem, na którym zawieszony był  kluczyk. Przekładała go z dłoni do dłoni, czasem pozwalając mu zawirować w powietrzu, jakby był nic nieznaczącym rekwizytem. Ale oboje wiedzieli, jak wielka władza kryła się w tym drobiazgu. On patrzył na nią z dołu, oczami pełnymi uwielbienia, z mieszaniną nadziei, pokory i napięcia, które rosło z każdą sekundą.

Każdy obrót kluczyka w jej dłoniach był dla niego niczym obietnica – może ulgi, może rozkoszy, a może przedłużonego oczekiwania. Ona o tym wiedziała. I delektowała się tą świadomością.

Zabrała swoją stopę powoli, z gestem kontrolowanym, teatralnym niemal. Spojrzała na niego z góry, jej wzrok przeszył go jak promień światła w ciemności. W jej oczach malowało się zadowolenie, ale też subtelna miękkość.

– Zasłużyłeś na odrobinę czułości – powiedziała cicho, jej ton był ciepły, choć wciąż miała w sobie ten dystans, który nie pozwalał zapomnieć, kto tu rządzi.

Wstała i podeszła do komody, otworzyła jedną z górnych szuflad i wyjęła parę czarnych skórzanych rękawiczek – perfekcyjnie dopasowanych, lśniących, z delikatnymi przeszyciami na wierzchu. Wróciła z nimi do salonu, nie spuszczając z niego wzroku.

– Połóż się – poleciła krótko, bez zbędnych wyjaśnień.

Posłuchał od razu, jak zahipnotyzowany, układając się na sofie. Usiadła na jego nogach okrakiem, unieruchamiając go, jednocześnie przejmując pełnię kontroli. Jej ciężar był wyraźnie wyczuwalny, ale nie przytłaczający – raczej jak znak obecności kogoś, komu wolno wszystko.

Pochyliła się lekko do przodu, dłońmi opierając o jego tors. Jej palce przesunęły się po klatce chastity – powoli, badawczo, z niemal naukową ciekawością. W końcu sięgnęła po kluczyk. Cichy klik metalu niósł się po pokoju jak zapowiedź przełomu.

Rozpięła zamek i zaczęła zsuwać klatkę. Ruch był precyzyjny, uważny, niemal celebracyjny. Obserwowała każdy etap uwalniania jego męskości, która natychmiast zaczęła pulsować pod jej wzrokiem. Uśmiech pojawił się na jej ustach – nie triumfalny, ale satysfakcjonujący, jakby wszystko było dokładnie tak, jak sobie zaplanowała.

Kiedy ostatni element został zdjęty, odłożyła go obok, nie mówiąc nic – bo słowa w tej chwili były zbędne. Zmieniła pozycję, teraz była tyłem do niego, pozwalając, by jej ciężar spoczął na jego klatce piersiowej. Czuł każde napięcie jej ciała. To, co się działo, miało w sobie coś z rytuału – coś więcej niż erotyczna scena. Był w tym sens, przekaz, podskórne znaczenie.

Był jej. Na każdym poziomie.

Powoli, z niemal ceremonialną starannością, zaczęła zakładać rękawiczki. Ich czarna, lśniąca skóra zsunęła się gładko na jej dłonie, nadając palcom nową precyzję, nową siłę. On wciąż nie widział, co się dzieje – leżał spokojnie, ufny, nieświadomy, że ten drobny gest przygotowuje grunt pod coś zupełnie innego niż dotychczasowe pieszczoty.

Nagle poczuł, jak jej dłonie zaczynają go dotykać. Powolne, niemal kojące ruchy sunęły po jego członku i mosznie, wywołując znajome dreszcze. Na początku było przyjemnie – zbyt przyjemnie, zbyt idealnie.

Aż coś się zmieniło.

Zamiast gładkiego dotyku, pojawiło się nagłe ukłucie. Potem kolejne. Aż w końcu ból przeszył jego ciało tak intensywnie, że krzyk wyrwał mu się z gardła, zupełnie niekontrolowanie. Ciało napięło się jak cięciwa, serce przyspieszyło, a oddech stał się nierówny, szarpany.

W tym samym momencie usłyszał jej cichy, zadowolony śmiech. Obróciła się w jego stronę powoli, majestatycznie, jak artystka, która chce pokazać swoje dzieło.

Oczy błyszczały jej z dumą, a usta wykrzywił uśmiech, który łączył w sobie triumf, rozbawienie i chłodną satysfakcję. Uniosła dłoń i przesunęła ją powoli przed jego twarzą, tak by widział wszystko dokładnie.  Rękawiczka była pooryta drobnymi, ostro zakończonymi igiełkami.

– Podoba ci się, kochanie? – zapytała z ledwo ukrytą drwiną, tonem słodkim jak miód, ale z wyraźnym, dominującym pazurem. - To vampire gloves - dodała z uśmiechem.

Nie odpowiedział – nie potrafił. Wpatrywał się w ten przedmiot grozy i fascynacji jednocześnie, czując mieszaninę bólu i podniecenia, która zaczynała go obezwładniać.

Bez słowa wróciła do tego, co robiła. Ścisnęła  go nogami, jakby żaden krzyk się nie wydarzył, jakby ból był naturalnym tłem ich relacji. Ręce, odziane w rękawiczki o podwójnej twarzy – gładkiej z wierzchu, pełnej kolców od wewnątrz – przesuwały się po jego ciele z powolną precyzją.

Zaczęła znów od członka. Jej dotyk był jak kontrapunkt – jedna chwila ciepła i gładkości, po której następował wstrząs bólu, ukłucie, które sprawiało, że jego ciało drgało niekontrolowanie. Każde przesunięcie dłoni po jądrach było jak kolejna fala – najpierw ulga, a potem pieszczota tak bolesna, że aż musiał zacisnąć powieki.

Jej ciało pozostawało nieruchome, ale dłonie były w nieustannym ruchu. Poruszała się z gracją i obojętnością, która tylko potęgowała intensywność tego, co czuł. On leżał pod nią całkowicie odsłonięty, bezbronny, stężały z napięcia, nie mając ani chwili wytchnienia od tych skrajnych bodźców.

A ona...

Ona śmiała się. Nie głośno – to był raczej chichot, cichy, niemal dziewczęcy, ale przepełniony szczerym zachwytem. Brzmiała jak ktoś, kto właśnie odkrył idealną zabawkę i nie miał zamiaru się nią znudzić.

Każde jego drgnięcie, każdy niekontrolowany jęk tylko podsycał jej zadowolenie. Przez moment trwało to w milczeniu – tylko oddechy, lekkie westchnienia, odgłosy skórzanej rękawiczki sunącej po napiętej skórze.

A on...

On znosił wszystko. Zaciskał zęby, nie krzyczał, choć ciało aż rwało się, by uciec. Ale nie chciał – nie mógł zawieść. Wiedział, że każda sekunda bólu jest dla niej rozkoszą, że jego oddanie teraz znaczy więcej niż jakiekolwiek słowa.

W końcu zmieniła rytm. Wierzchem dłoni zaczęła delikatnie głaskać jego członek – gest był pełen miękkości i... czułości? A może tylko grała? Nie był już pewien. Tę delikatność przeplatały niespodziewane powroty do wbijających się boleśnie igiełek.

I znów – zmysłowość i brutalność zlały się w jedno.

Czuł, jak jego ciało nie potrafi już rozróżniać – rozkosz i cierpienie mieszały się w jeden, obezwładniający stan, który odbierał mu resztki oddechu.

A ona, nie spuszczając z niego wzroku, kontynuowała to, co zaczęła – z całkowitą kontrolą, pewnością siebie i bezlitosną precyzją.

I wiedział, że to właśnie czyni ją tak niezwykłą – jego Paulinę. Jego panią. Jego sadystkę.

W końcu, po długiej i intensywnej zabawie, zaczęła się nudzić. Obróciła się przodem, płynnym ruchem, jakby tanecznym. Jej spojrzenie – pełne zmysłowej pewności siebie – natychmiast spoczęło na jego zmęczonej twarzy. Delikatnie poprawiła obie rękawiczki, pociągając materiał przy nadgarstkach i wygładzając fałdki skóry, jakby przygotowywała się do nowej, precyzyjnej fazy rytuału.

Dłonie zaczęły powoli przesuwać się po jego torsie, eksplorując mięśnie, które drżały jeszcze z napięcia. Jej dotyk, początkowo miękki, łagodny, z gładką stroną rękawiczek, wywoływał u niego dreszcze. Każde przesunięcie palców zdawało się go koić – wprowadzać w fałszywe poczucie bezpieczeństwa.

Aż nagle wszystko się zmieniło.

Bez ostrzeżenia, jej ruchy stały się ostrzejsze. Zamiast głaskania – ukłucia. Igiełki wewnątrz rękawiczek zsunęły się bezlitośnie po jego skórze, szczególnie po sutkach i dolnej partii brzucha. Z każdą kolejną sekundą jego ciało wyrywało się ku górze w odruchowej reakcji na ból, który przychodził niespodziewanie, jak cięcie brzytwą.

Zaciskał powieki i zęby, próbując zachować kontrolę. Wiedział, że nie może pozwolić sobie na błaganie, nawet jeśli jego mięśnie paliły z napięcia, a oddech stawał się urywany. Skóra reagowała gwałtownie, a każdy skurcz mięśni tylko potęgował wrażliwość. Sutki twardniały, brzuch unosił się nerwowymi szarpnięciami. Nie było żadnego rytmu, który mógłby przewidzieć – tylko czysta, kapryśna wola kobiety, której oddał wszystko.

Gdy w końcu postanowiła zakończyć tę część gry, zrobiła to z chłodną elegancją. Podsunęła mu dłonie – najpierw jedną, potem drugą – w geście, który nie wymagał wyjaśnień. Miał je pocałować.

Nie igiełki. Gładką stronę.

Z trudem uniósł głowę. Delikatnie, niemal nabożnie, złożył pocałunek na powierzchni skóry, gdzie nie było kolców. Jeden, potem drugi – miękki, posłuszny, pełen wdzięczności, jakby dziękował nie tylko za ulgę, ale i za cierpienie, które przyjął w milczeniu.

Z satysfakcją patrzyła na jego twarz – oszołomioną, zarumienioną, lekko spoconą. Zaczęła powoli zdejmować rękawiczki. Jeden palec, potem drugi. Rozciągała moment, celebrując go jak mistrzyni ceremonii. Kiedy zsunęła pierwszą, odkrywając dłoń o smukłych palcach i chłodnym, cielistym odcieniu skóry, on już wstrzymywał oddech. Potem druga – wolniej, jakby chciała pokazać, że już nie potrzebuje igiełek, by kontrolować sytuację.


Obie rękawiczki odłożyła na bok, jakby były czymś świętym. Spojrzała na niego, po czym zsunęła się z jego klatki piersiowej i usiadła tuż obok, nadal zachowując ten sam dystans i władzę.

Jej spojrzenie padło w dół – tam, gdzie jeszcze przed chwilą był w pełnym wzwodzie, a teraz pozostała tylko zwiotczała bezradność. Kącik jej ust uniósł się w drwiącym uśmiechu.

– Wygląda na to, że całe to zamieszanie było dla ciebie zbyt wyczerpujące, kochanie – rzuciła chłodno, z ledwie ukrytą ironią. Ton był ostry jak stal, pełen kpiącego zadowolenia.

Zanim zdążył się choćby poruszyć, sięgnęła po klatkę. Ruch był błyskawiczny i perfekcyjny – tak, jakby robiła to dziesiątki razy. Bez wahania, z wprawą godną mistrzyni, zsunęła pierścień na swoje miejsce. Przez sekundę spojrzała na niego, potem zapięcie – klik. Zamek zamknął się z miękkim, ale nieubłaganym dźwiękiem.

Podniosła łańcuszek, na którym zawieszony był kluczyk. Oparł się na jej obojczyku, migocząc delikatnie przy każdym ruchu, jakby przypieczętowując cały wieczór – swoją władzę, swoje prawo do jego ciała i jego bólu.

Wstała.

– Idź się kąpać – powiedziała tonem, który nie dopuszczał sprzeciwu. Nie patrzyła już na niego. Rozkazała – i to wystarczyło.

---

Łukasz szybko wziął prysznic w dolnej łazience, odświeżając się po wszystkim, co tego wieczoru przeżył. Skóra na jego klatce wciąż delikatnie piekła, a świadomość klatki znów zamkniętej na miejscu przypominała mu o roli, jaką pełnił. Kiedy wszedł do sypialni, czekał – niecierpliwy i podekscytowany, choć jeszcze nie wiedział, co go czeka dalej.

Usłyszał kroki. Zbliżały się powoli, miarowo, z gracją.

W drzwiach stanęła ona. Ubrana w jedwabną, czarną koszulkę nocną, która przylegała do jej ciała jak druga skóra. Ramiączka były niemal niewidoczne, a materiał delikatnie błyszczał w miękkim świetle lampy nocnej. Tkanina kończyła się wysoko na udach, odsłaniając długie, smukłe nogi. Koronkowy dekolt układał się miękko wokół piersi, jakby podkreślając ich jędrność. Na plecach głębokie wycięcie ukazywało jedwabistą skórę, gładką i napiętą.

Z każdym krokiem poruszała się z naturalną elegancją i pewnością siebie – biodra subtelnie kołysały się w rytmie jej władczej obecności. Na szyi połyskiwał cienki łańcuszek, z którego zwisał niewielki kluczyk. Symbol. Przypomnienie.

Spojrzała na niego i uniosła kącik ust w uśmiechu – ciepłym, ale jednocześnie zmysłowo drapieżnym.

– Wyglądasz bosko, moja kochana sadystko – powiedział cicho, niemal z zachwytem, jego oczy nie mogły się od niej oderwać.

Nie odpowiedziała słowem. Uśmiech mówił wszystko – wiedziała, jak działa na niego, i nie zamierzała tego ukrywać. Przeszła przez pokój, otworzyła szufladę i zaczęła czegoś szukać. W jej ruchach nie było pośpiechu – tylko precyzja. A potem, między palcami zabłysnęły dwie srebrne klamry.

Odwróciła się i spojrzała na niego z błyskiem w oku.

– Twoje... ulubione – powiedziała słodko. Po chwili dodała z zadziornym uśmieszkiem: – A może raczej... moje ulubione.

Weszła na łóżko bezszelestnie, z tą samą gracją, z jaką poruszała się przez cały wieczór. Usiadła na nim okrakiem, opierając uda o jego boki. Materiał koszulki dotknął jego skóry, łaskocząc zmysły, a ciepło jej ciała potęgowało napięcie.

Uniosła jedną rękę i chwyciła pierwszy z klipsów. Jej palce poruszały się powoli, jakby chciała, by sam dźwięk metalu wzmacniał oczekiwanie. Zacisnęła go na jego sutku.

Ból był szybki, ostry i głęboki. Czuł, jak mięśnie brzucha napinają się pod jej ciężarem. W jego oczach pojawił się błysk – niepewność, ale i oddanie.

Bez słowa sięgnęła po drugi. Tym razem zrobiła to jeszcze wolniej, uważnie obserwując jego twarz. Gdy metal ścisnął drugi sutek, spojrzała mu w oczy.

– Zobaczymy, jak bardzo to lubisz – wyszeptała. Jej usta musnęły jego skroń, oddech był ciepły, niemal łaskoczący.

– Ała, boli, Paulinko – wydyszał z wysiłkiem, ledwo powstrzymując drżenie głosu. Nie poruszył się jednak ani o centymetr.

Patrzyła przez chwilę z wyraźnym zadowoleniem.

– Zatem zdecydowanie to moje ulubione klamry, a nie twoje – odpowiedziała z udawaną powagą i chłodną satysfakcją. – Przepraszam za pomyłkę.

Zanim zdążył odpowiedzieć, poruszyła się zwinnym ruchem – precyzyjnie, jak kot. Jej ciało przesunęło się nad nim z gracją i siłą kontroli. Znalazła się nad jego głową, a z tej perspektywy jego spojrzenie mogło podążać tylko w jedno miejsce – ku niej.

Na jego twarzy pojawiło się nowe napięcie. Zmieszanie bólu i podniecenia nie pozwalało mu już odróżnić jednego od drugiego.

Nad nim unosiła się kobieta, która była wszystkim – pięknem, karą, pragnieniem i granicą. A on był tylko mężczyzną, który miał przywilej klęczeć pod jej spojrzeniem.

Patrząc na nią z tej nowej perspektywy, poczuł, jak jego serce znów zaczyna walić. Naprężone mięśnie, pulsujący ból i napięcie unoszące się w sypialni – wszystko to zlało się w jeden, elektryzujący moment. Ona, panująca nad nim z bezgraniczną pewnością siebie, znajdowała się tuż nad jego twarzą, jej ciało stawało się jedynym światem, jaki w tej chwili istniał.

Zniżyła się powoli, z wyrafinowaną gracją, która była niemal teatralna. Delikatne napięcie mięśni nóg, błysk łańcuszka z kluczykiem, jedwab koszulki muskający jego skórę – każdy szczegół stawał się symbolem absolutnej dominacji. Gdy jej biodra zatrzymały się tuż nad jego ustami, zrozumiał bez słów, czego od niego oczekuje. I nie wahał się ani chwili.

Mimo że klamry na jego sutkach nadal paliły, język zaczął poruszać się z oddaniem i precyzją. Dotknął jej delikatnie, z wyczuciem, z początku ostrożnie, jakby chciał najpierw złożyć hołd, a dopiero potem przejąć inicjatywę. Poczuł jej zapach, wilgoć, smak – wszystko mieszało się w jedno, przyćmiewając ból i zmęczenie. Każdy ruch jego ust był pełen czujności i zaangażowania, jakby jego całe istnienie skupiło się teraz na tym jednym zadaniu: dać rozkosz kobiecie, którą czcił.

Unosiła się lekko nad nim, oddychając coraz głębiej. Jej skóra napinała się pod wpływem narastającego napięcia. Czuł, jak delikatne drżenia zaczynają ogarniać jej ciało, jak każdy jego ruch wywołuje nową falę rozkoszy. Zmysłowy ciężar jej ciała, ciepło, zapach – wszystko składało się na intensywność tej chwili.

Mimo że ból towarzyszył mu nieustannie, stawał się on niemal częścią przyjemności – cichym, gorzkim kontrastem do słodyczy, jaką mógł jej dawać. Jej reakcje były dla niego nagrodą, której nic nie mogło równać. Czuł, że z każdym kolejnym muśnięciem, z każdą falą napięcia zbliża ją do granicy.

W pewnej chwili jej ciało zatrzęsło się subtelnie, potem mocniej. Oddech stał się urywany, przyspieszony, a jej uda zacisnęły się lekko wokół jego głowy. Wiedział. Czuł to pod palcami, językiem, każdym centymetrem swojej skóry. Dotarła tam.

Osiągnęła szczyt. Zatrzymała się w bezruchu, ciężko oddychając, a jej ciało przez chwilę było tylko napiętym łukiem spełnienia. Potem powoli, prawie niechętnie, rozluźniła mięśnie i zsunęła się na bok. Ruch był miękki, spokojny, jakby wciąż płynęła na fali rozkoszy.

Objęła go nogą, leniwie, zmysłowo, jakby chciała jeszcze przez chwilę czuć jego obecność przy sobie. Jej dłoń, już wolna od narzędzi kontroli, zaczęła ostrożnie zdejmować klamry z jego ciała. Jeden klik. Długi, wydech bólu ulgi. Drugi klik. Delikatne, kojące muśnięcie opuszków palców w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą tkwił metal.

– Kochanie… dziękuję – wyszeptała, wtulając twarz w jego ramię. Głos był cichy, ale pełen prawdziwego ciepła. Dajesz mi świetne orgazmy.

Jej spojrzenie było miękkie, niemal rozmarzone, ale nie straciło tej charakterystycznej nuty pewności siebie. Delikatny uśmiech pojawił się na ustach, a jej palce przesunęły się leniwie po jego torsie.

– Jesteś mój – dodała z czułością, po czym spojrzała mu głęboko w oczy. – Bądź mi zawsze posłuszny.

Nie potrzebował niczego więcej. Te słowa, ten ton, ten moment – dla niego były wszystkim.

Leżeli przytuleni, prawda ich emocji nie wymagała już żadnych słów. Ciepło rozchodzące się ze splecionych ciał, bijący w jednym rytmie oddech, lekki półmrok pokoju… a potem sen.

Przyszedł cicho i naturalnie. Jak ukojenie. Jak nagroda.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wilczyca 1

Wilczyca 11

Wilczyca 2