Wilczyca 36
Rozdział 36
Prom Stena Line, Sylwester 2023/2024
Nagle drzwi do kajuty otworzyły się gwałtownie. W progu pojawiła się Ania, a zaraz za nią stanęła Paulina. Michał poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu po plecach na widok tej drugiej, ale starał się ukryć swoje emocje.
– Michał, co się stało? Jesteś taki blady – zapytała Ania z troską w głosie, podchodząc bliżej.
– Może to choroba morska? – dodała Paulina, patrząc na niego uważnie, jakby próbowała ocenić, co mogło się wydarzyć.
Michał, mimo że jego myśli wciąż były rozkojarzone, szybko się pozbierał.
– Nie, wszystko w porządku – odpowiedział, próbując zabrzmieć jak najbardziej naturalnie. – Chyba tylko za dużo emocji jak na jeden wieczór – dodał z wymuszonym uśmiechem.
– No to chodźmy z powrotem na salę, impreza trwa w najlepsze! – Anka uśmiechnęła się zachęcająco, nie zauważając napięcia, które jej mąż starał się ukryć.
Paulina rzuciła mu jeszcze jedno, krótkie, ale przenikliwe spojrzenie, jakby próbowała wyczytać coś więcej z jego twarzy. Nie skomentowała jednak niczego, tylko delikatnie pokiwała głową.
Michał wstał, biorąc głęboki oddech, i razem z dziewczynami ruszył z powrotem na salę balową. Jednak w jego głowie nadal huczały myśli. Choć starał się uczestniczyć w zabawie, uśmiechać i rozmawiać, czuł, że jest jakby nieobecny. Wciąż rozmyślał o tym, co właśnie odkrył – i co to wszystko mogło oznaczać.
Ania chwyciła go za jedną rękę, a Paulina, bez słowa, za drugą. Nim zdążył zareagować, obie kobiety zaczęły go prowadzić w stronę parkietu. Ich uścisk był pewny, silny. Michał poczuł, jak wciągają go z powrotem w wir imprezy, jakby próbowały wyrwać go z tej chwilowej nieobecności.
Ania rzuciła mu porozumiewawcze spojrzenie, jakby chciała powiedzieć: „Daj spokój, baw się dobrze!”. Paulina natomiast, choć milczała, trzymała go równie mocno. Jej dłoń była chłodna, ale zdecydowana – jak gest, który nie znosi sprzeciwu.
Kiedy dotarli na parkiet, muzyka wypełniła ich uszy, a wirujące nad głowami światła dodawały całości energii. Ania i Paulina, każda na swój sposób, zaczęły go delikatnie wciągać w rytm muzyki. Michał, choć wciąż czuł ciężar wcześniejszych emocji, powoli pozwolił się ponieść atmosferze. Z każdą chwilą jego nieobecność zaczęła ustępować miejsca zabawie.
Nagle przez tłum przedarł się Łukasz. Pojawił się obok Pauliny i z czułością pochylił się, składając delikatny pocałunek na jej karku.
– Tu jest moja piękna bogini – wyszeptał, jego głos był cichy, ale pełen uwielbienia.
Paulina uśmiechnęła się lekko, odchylając głowę, by spojrzeć na niego przez ramię. Jej oczy zabłysły w świetle reflektorów, ale jej reakcja pozostała powściągliwa – jakby wiedziała, że ten rodzaj adoracji jest dla niej czymś naturalnym. Oczekiwanym.
Północ zbliżała się nieubłaganie, a atmosfera na sali balowej stawała się coraz intensywniejsza. Ludzie podekscytowani oczekiwali odliczania, a muzyka nabierała tempa, przygotowując wszystkich na kulminacyjny moment wieczoru.
Łukasz nie odstępował Pauliny na krok. Cały czas trzymał ją przy sobie, jakby bał się, że zniknie, jeśli spuści ją z oczu. Jego spojrzenie było pełne czułości, ale i adoracji – Paulina była dla niego centrum świata, jego gwiazdą przewodnią.
W pewnym momencie światła rozbłysły mocniej, a muzyka nagle przycichła. Zapanowała chwila ciszy, pełna oczekiwania. Na podwyższeniu pojawił się kapitan promu. Z mikrofonem w dłoni, uśmiechnięty, przemówił do zgromadzonych.
– Szanowni Państwo, dziękuję, że spędzacie z nami ten wyjątkowy wieczór. Niech Nowy Rok przyniesie wam szczęście, zdrowie i spełnienie wszystkich marzeń!
Salę wypełniły brawa i radosne okrzyki. DJ przejął mikrofon i rozpoczął odliczanie.
– Dziesięć… dziewięć… osiem…
Tłum dołączył, krzycząc z ekscytacją.
– Siedem… sześć… pięć…
– Cztery… trzy… dwa… jeden!
Rozległ się huk – korki od szampanów wystrzeliły, powietrze wypełniło się dźwiękiem świętowania i eksplozją radości.
Paulina odwróciła do Łukasza. W jej oczach było światło – nie tylko fajerwerków, ale czegoś głębszego. Przysunęła się do niego, objęła go ramionami i wtuliła się w jego ciało.
Łukasz objął ją z czułością. Czuł zapach jej perfum, miękkość włosów na swoim policzku, dotyk jedwabnej tkaniny jej ubrania. Czuł, jak jego serce bije szybciej – ta chwila była wszystkim, o czym mógł marzyć.
Wokół pary świętowały, obejmując się, składając życzenia, śmiejąc się. Ale Paulina i Łukasz byli jakby poza tym wszystkim. Ich własna sfera – prywatna, nienaruszalna.
Po chwili dołączyli do nich Ania i Michał.
– Wszystkiego najlepszego! – zawołała Ania, obejmując Paulinę, a potem Łukasza. – Niech ten rok będzie pełen miłości i radości!
Michał również się uśmiechnął.
– Dużo szczęścia wam obojgu – powiedział, choć jego głos był niepewny jakby zdradzał cień myśli, które wciąż krążyły w jego głowie.
Pojawiały się kolejne pary, kolejne uściski, kolejne kieliszki szampana. Wszyscy świętowali – bezgranicznie, spontanicznie, chcąc by ten moment trwał wiecznie.
DJ zwiększył głośność muzyki, parkiet znów się zapełnił, światła zatańczyły nad głowami gości.
Paulina i Łukasz – spleceni w tańcu, cieleśnie blisko – byli jak dwie energie wirujące w rytmie tej nocy. Dla nich nie liczyło się już nic więcej – tylko ten moment, ten dotyk, to spojrzenie.
---
Berlin, wiosna 2011
Jonas von Hagen, prezes jednej z największych europejskich firm farmaceutycznych, opuścił salę konferencyjną z twarzą zastygłą w wyrazie zmęczenia, zniechęcenia i wewnętrznego napięcia. Całodniowe, przeciągające się w nieskończoność negocjacje z partnerami z Korei Południowej zakończyły się sukcesem, ale kosztowały go więcej, niż chciałby przyznać nawet przed samym sobą. Czuł się jak wyciśnięta cytryna – pozbawiony energii, z duszą obciążoną nieustanną odpowiedzialnością z miliardy euro.
Gdy dotarł do domu w prestiżowej dzielnicy Kleinmachnow pod Berlinem – modernistyczna willa ukryta za kutą bramą, z dużym ogrodem i widokiem na las – miał nadzieję, że w ciszy i luksusie znajdzie chwilę ukojenia. Zamiast tego, od razu po wejściu został powitany przez Clarę. Jej ton był chłodny, napięty, w głosie pobrzmiewało rozczarowanie.
– Nawet nie zadzwoniłeś, że się spóźnisz. Goście siedzieli i czekali jak idioci – rzuciła od progu.
– Clara, miałem spotkanie, mówiłem ci...
– Zobacz która jest godzina. Zawsze masz spotkanie. Ale jak chodzi o mnie, to cię nie ma. Nigdy. Prosiłam żebyś przyjechał dziś normalnie do domu, mieliśmy ustalić z do której szkoły wysyłamy Sophie i specjalnie zaprosiłam Beckerów żeby opowiedzieli nam, bo ich syn jest przecież ....
Jonas westchnął głęboko. Nie miał już siły ani na tłumaczenia, ani na kolejne emocjonalne szantaże. Bez słowa ubrał marynarkę, którą przed chwilą rzucił na oparcie fotela, po czym odwrócił się i wyszedł. Drzwi trzasnęły z głuchym echem.
Wszedł do garażu – Otto, jego kierowca, miał już wolne – wsiadł do swojego samochodu. Był to Mercedes-Benz S 65 AMG Coupé – topowy model z tego roku, potężna maszyna z silnikiem V12, symbolem statusu i potęgi. Skórzane wnętrze otuliło go znajomą, chłodną elegancją.
Silnik zaryczał głęboko, miękko, gdy minął bramę i wyjechał na pustą o tej porze ulicę. Prowadził przed siebie, bez celu, ale z coraz bardziej narastającą potrzebą ucieczki – nie tyle z miejsca, co z własnej głowy.
W końcu, mijając światła miasta, chwycił za telefon. Zatrzymał się na parkingu przy jakimś, nie ryzykując jazdy w tym stanie. Wysunął kontakt oznaczony tylko jednym słowem.
Eva.
Po kilku sygnałach w słuchawce odezwał się spokojny, aksamitny głos.
– Tak?
Jonas zamknął oczy, jakby samo brzmienie tego głosu przyniosło mu ulgę.
– Eva… potrzebuję cię – powiedział cicho, prawie szeptem.
W jego głosie było wszystko: wyczerpanie, frustracja, niepokój… i pragnienie.
– Eva… potrzebuję cię – Jonas powtórzył cicho, jakby to jedno zdanie mogło odgonić napięcie, które ciążyło mu na barkach.
Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy. Eva Stern, której głos zawsze brzmiał zmysłowo odpowiedziała z wyraźnym współczuciem, ale bez cienia rozczulenia:
– Jonas, słyszę to w twoim głosie. Ale… dziś mnie nie ma. Jestem poza Berlinem, wracam dopiero w przyszłym tygodniu.
Jonas zacisnął zęby i westchnął, odsuwając telefon od twarzy. Uderzył dłonią w kierownicę.
– Do cholery… Eva, ja naprawdę muszę się zresetować. Dziś. Teraz. Nie mogę tego dłużej nosić w sobie. Przez cały dzień miałem ochotę wrzasnąć komuś prosto w twarz, a w domu…
– Jonas, wiem. Wiem, jak to działa. I właśnie dlatego chcę ci coś zaproponować – powiedziała spokojnie Eva, po czym zrobiła krótką pauzę. – Mam kogoś. Kogoś, komu możesz zaufać.
Jonas zmarszczył brwi.
– Kogo? Nie chcę jakiejś nowej… początkującej.
– To nie jest jakaś pierwsza lepsza początkująca – Eva przerwała mu stanowczo. – Nazywa się Fenriss. Jest doskonała. Zaufaj mi.
– Nie znam jej – odpowiedział chłodno Jonas. – Nie wiem, kim jest. A ty dobrze wiesz, że nie lubię niespodzianek.
– Jonas, posłuchaj mnie. Przypomnij sobie, ile razy szukałam ci kogoś do sesji na ostatnią chwilę, kiedy sama nie mogłam cię przyjąć i ile razy cię zawiodłam.
Zamilkł. Chociaż właśnie przypomniał sobie "pilne" spotkanie z jakąś niedoświadczoną dziewczyną i już chciał jej o tym powiedzieć ale Eva kontynuowała.
– Właśnie. Fenriss to nie „jakaś dziewczyna”. Ma talent. Instynkt. I ciemną stronę, której potrzebujesz bardziej niż chcesz przyznać.
Jonas westchnął z rezygnacją, ale w jego głosie pojawiła się nuta zainteresowania.
– Czyli uważasz, że da radę?
– Ręczę za nią, zaufaj mi – powiedziała Eva stanowczo. – Ma dziś jeszcze jedną sesję, ale kończy za godzinę. Muszę tylko zapytać, czy zostanie dłużej. Jeśli tak, przyjmie cię dzisiaj.
Jonas spojrzał przez przednią szybę na pustą ulicę i pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Nie wierzę, że to znowu robię… bez ciebie. Dobrze. Zadzwoń do niej. Daj mi znać.
– Dam. Zasługujesz dziś na Fenriss. Wiem, co mówię.
Jonas rozłączył się, opadając ciężko na fotel z westchnieniem, które niosło w sobie całą gorycz ostatnich godzin. Po raz pierwszy od dawna poczuł jednak coś na kształt ciekawości.
---
Telefon zawibrował na marmurowymn blacie.. Paulina zerknęła na ekran – Eva. Zmarszczyła brwi. Była właśnie w trakcie ostatnich przygotowań do zaplanowanej sesji. Miała jeszcze kilka minut. Ubrana już w czarną, satynową koszulę, skórzane spodnie i oficerki poprawiała jeszcze włosy. Odebrała.
– Hallo – rzuciła krótko, chłodno.
Po drugiej stronie panowała przez moment cisza. Tylko cichy oddech Evy.
– Mam do ciebie prośbę. Pilną. Bardzo. Wiesz, ze jestem poza Berlinem i nie mogę dziś nikogo przyjąć, a on potrzebuje sesji. Natychmiast.
Paulina przewróciła oczami, choć nie zmieniła tonu.
– "On"? Ktokolwiek, kto dzwoni do ciebie o tej porze, jest pewnie zdesperowany. Ale ja za chwilę mam godzinę.... A potem miałam już wracać do domu.
– Wiem. Ale to ktoś zaufany. Mój stały klient. Bardzo, bardzo lojalny. Nigdy nie prosi o coś takiego bez potrzeby. A dziś... jest rozbity. Musi odreagować.
Paulina przeszła wolno do lustra, w którym odbijało się światło lamp na zawieszonym łańcuchu. Spojrzała na swoje odbicie – wyprostowana sylwetka, spokojny oddech, perfekcyjny makijaż. Cienie na powiekach i czerwień ust nadawały jej twarzy wyraz, który znała dobrze. Władczy, nieprzenikniony.
– Ile czasu potrzebuje?
– Godzina. Może dłużej. Stawka podwójna – wszystko dla ciebie dziecko.
Paulina milczała przez chwilę, po czym westchnęła cicho.
– Dobrze. Zgadzam się. Ale muszę przejrzeć jego ankietę. Chcę znać preferencje, ograniczenia, hasła bezpieczeństwa. Zacznę z nim pół godziny po północy. Nie wcześniej.
– Zaraz ci go udostępnię. I, Paulino...
– Tak?
– Zrób z nim to, co robisz najlepiej. On ci się odda. Uwierz mi.
Paulina nie odpowiedziała od razu. Przesunęła palcem po zimnej powierzchni blatu. W końcu rzuciła:
– Zobaczymy.
I rozłączyła się.
---
Telefon Jonasa zawibrował w ciemnym wnętrzu jego Mercedesa zaparkowanego na pustym parkingu sklepu sieci Edeka, nieopodal Zehlendorfu. Na ekranie wyświetliło się – Eva. Nerwowym ruchem sięgnął po telefon i odebrał.
– Tak?
– Jonas. Lady Fenriss się zgodziła. Sesja o 00:30.
Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy. Jonas odchrząknął.
– Eva… Ja… Nie wiem, czy to dobry pomysł. Nie znam jej. A jeśli się nie odnajdę? Jeśli to wszystko pójdzie źle? Jestem zmęczony. Jeśli coś nie zagra – ten wieczór mnie tylko dobije.
Eva zamilkła na moment. Kiedy znów się odezwała, jej głos nie miał już w sobie czułości – był lodowato spokojny i chłodno stanowczy.
– Jonas. Nie dzwoń do mnie po pomoc, jeśli zamierzasz potem wycofywać się jak chłopiec. Wiesz dobrze, że nie powierzam byle komu moich najlepszych klientów. Lady Fenriss zostanie specjalnie dla ciebie dłuzej a ona nie lubi zmian na ostatnią chwilę.
– Ale…
– Słuchaj uważnie. Jeśli naprawdę wolisz wrócić do Kleinmachnow i wdawać się z żoną w kolejną dyskusję – droga wolna. Możesz z powrotem zamknąć się w swojej złotej klatce. Udawać, że jesteś szczęśliwy. Że masz kontrolę.
Jonas zacisnął szczękę, ściskając mocniej telefon.
– Eva, ja tylko…
– Nie. Masz być na miejscu punktualnie. I masz jej zaufać. Jeśli nie potrafisz – to znaczy, że nie jesteś gotów. Ale błagam, nie mów mi, że po tych latach nie potrafisz zaryzykować. Przypomnij sobie, dlaczego tu dzwonisz. I co tak naprawdę trzyma cię jeszcze w pionie.
Rozłączyła się.
Jonas przez chwilę siedział w milczeniu, słuchając ciszy. A potem, bez słowa, przekręcił kluczyk w stacyjce.
Punktualnie o północy był już na dobrze znanym mu parkingu pod Dominia Studio Berlin. Znał to miejsce, znał też jego zasady – dzisiejsza noc miała być inna tylko pod jednym względem: nowa domina. Fenriss. Oby była OK. Nic więcej nie oczekiwał.
Wjechał windą na górę, otworzyła mu Anja. Wymienili krótkie spojrzenie – znali się dobrze. Bez słowa sięgnęła po kluczyk i podała mu go przez blat.
– Numer siedem – powiedziała krótko.
– O której? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. Musiał ją usłyszeć jeszcze raz.
– Zero trzydzieści. Lady Fenriss już wie, że pan będzie.
Jonas skinął głową i odszedł w stronę szatni. Bez pośpiechu, ale i bez zawahania. Zdjął garnitur, zegarek – wszystko układał starannie w szafce.
Zamknął metalowe drzwiczki i ruszył pod prysznic. Nie musiał się rozglądać. Robił to setki razy.
Woda spływała po jego karku i plecach, gorąca, kojąca. Jonas zamknął oczy i pozwolił sobie na dłuższy moment ciszy. Oddychał głęboko. Nie wiedział, co go czeka – i właśnie to najbardziej go elektryzowało.
❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń