Wilczyca 33

Rozdział 33

Berlin,  jesień 2010

Kilka dni po powrocie do Berlina, gdy emocje campu w Spreewaldzie nieco opadły, Bella zaprosiła Paulinę na kawę. Spotkały się w eleganckiej kawiarni przy Savignyplatz – miejscu cichym, stylowym, z wyraźnie berlińskim klimatem, gdzie porcelanowe filiżanki stawiano na marmurowych blatach, a obsługa mówiła cicho i z szacunkiem.

Było jesienne, pochmurne popołudnie. Paulina przyszła punktualnie – w dopasowanym czarnym płaszczu, czarnych skórzanych rękawiczkach i kaszmirowym szalu. Na ustach miała neutralny odcień matowej pomadki, a jej blond włosy opadały swobodnie na ramiona. Bella przybyła chwilę później – ubrana w beżowy płaszcz, wysokie kozaki i kremowy golf, z dużymi okularami przeciwsłonecznymi, które zdjęła zaraz po wejściu.

Przywitały się ciepło – uściskiem i dwoma pocałunkami w policzki, w tym charakterystycznym włoskim stylu, który Bella zaszczepiła Paulinie prawie od początku  znajomości. Ich kontakt był swobodny, ale pełen niewypowiedzianego porozumienia – jakby obie doskonale wiedziały, kim są i w jakim świecie się poruszają.

– Pięknie wyglądasz – rzuciła Bella, siadając naprzeciwko. – Widać, że camp cię nie tylko nie zmęczył, ale wzmocnił.

– Tobie też dobrze robi ten klimat – odpowiedziała Paulina z lekkim uśmiechem. – Nadal się we mnie wszystko układa. Ale... tak, było intensywnie. I pięknie. Podobało mi się. 

Zamówiły kawy – espresso dla Pauliny, zwykłą czarnę dla Belli. Przez chwilę rozmawiały o codziennych sprawach – Bella wspominała o zbliżającej się imprezie klubowej, o nowych twarzach w zespole Dominia Studio Berlin. 

W pewnym momencie Bella sięgnęła do swojej torebki. Spokojnym, pewnym ruchem wyjęła prostą, beżową kopertę, lekko zgiętą na jednym brzegu. Położyła ją na stoliku i przesunęła w stronę Pauliny.

– Co to? – zapytała Paulina, marszcząc lekko brwi.

– Od Evy – odpowiedziała Bella z pozorną obojętnością. – Otwórz.

Paulina sięgnęła po kopertę i rozchyliła ją powoli. W środku znajdował się plik czterdziestu banknotów po 50 euro – razem dwa tysiące. Równo ułożone, pachnące jeszcze drukarnią. Przez chwilę patrzyła na zawartość w milczeniu, przeliczając szybko.

– Dwa tysiące – powiedziała cicho.

– Twoje honorarium – uśmiechnęła się Bella. – Pierwszy raz i od razu zrobiłaś wrażenie. Eva była pod ogromnym wrażeniem, kiedy opowiadałyśmy jej jak sobie radziłaś. Wszyscy byli. Masz talent, Paulino. Naturalny.

Paulina zamknęła kopertę i wsunęła ją do torebki. Nie zareagowała emocjonalnie, ale jej oczy zabłysły. To nie była kwestia pieniędzy – choć suma była znacząca – tylko potwierdzenia. Uznania. 

– Nie spodziewałam się.

– I dobrze. A teraz... – wstała, zarzucając płaszcz na ramię – skoro masz swoje pierwsze zarobione w tym świecie dwa tysiące euro… idziemy na zakupy?

Paulina odpowiedziała spojrzeniem. I uśmiechem, który był potwierdzeniem wszystkiego.

– Oczywiście.

---

Dziewczyny minęły przeszklone drzwi i weszły do luksusowego butiku z obuwiem przy Kurfürstendamm. Wnętrze pachniało nową skórą, drewnem i delikatnym perfumowanym powietrzem. Półki z włoskimi i francuskimi markami rozmieszczone były geometrycznie – każde buty wyeksponowane jak dzieło sztuki.

Z zaplecza wyszedł sprzedawca. Wysoki, przystojny, o oliwkowej karnacji i szlachetnych rysach twarzy. Ciemne, starannie przycięte włosy, lekki zarost i głęboko osadzone oczy. Na szyi – jedwabna apaszka, na lewej piersi – dyskretna plakietka:

Emre Yilmaz 

Uśmiechnął się uprzejmie, ale z pewnym zaciekawieniem, kiedy spojrzał na dwie eleganckie kobiety w progu. Od razu widać było, że nie przyszły tu przypadkiem – ich postawa, ruchy, sposób spojrzenia mówiły jasno, że wiedzą, czego chcą.

– Witamy w La Maison du Cuir. W czym mogę pomóc?

Bella spojrzała na niego z błyskiem w oku, po czym lekkim ruchem dłoni wskazała Paulinę.

– Szukamy wyjątkowych kozaków dla mojej pięknej przyjaciółki – powiedziała. – Czarne. Eleganckie. Skórzane. I muszą być absolutnie doskonałe.

Emre spojrzał na Paulinę, zmierzył ją spojrzeniem – profesjonalnie, ale uważnie. Skinął głową, jakby właśnie przyjął wyzwanie.

– Proszę za mną. Myślę, że mam coś... odpowiedniego.

Paulina usiadła na eleganckim, tapicerowanym krześle obitym granatowym aksamitem. Przeciągnęła palcami po kolanie, poprawiając spodnie i delikatnie skrzyżowała nogi, unosząc lekko podbródek – była wyraźnie zaintrygowana sytuacją, ale nie dawała tego po sobie poznać. Jej spojrzenie było chłodne, kontrolujące, z tym typowym dla niej dystansem. Bella stanęła za nią, opierając się o marmurową półkę z ekspozycją, i obserwowała scenę z wyraźnym rozbawieniem.

Emre wrócił z zaplecza z kilkoma pudłami w dłoniach. Ułożył je starannie obok krzesła, po czym wyprostował się, patrząc na Paulinę z lekkim uśmiechem.

– Mam kilka modeli, które mogą panią zainteresować. Klasyka, ale z charakterem – powiedział miękko, po czym rzucił porozumiewawcze spojrzenie Belli. Rozmiar 38, zgadłem ?

To właśnie wtedy Bella, z typową dla siebie lekkością i cieniem prowokacji w głosie, odezwała się:

– Emre… pomożesz mojej przyjaciółce z przymiarką? Wydaje mi się, że to w tak eleganckim butiku możemy liczyć na równie elegancką obsługę, prawda?

Emre nie potrzebował więcej. Skinął głową z uśmiechem, po czym przyklęknął przed Pauliną, jego twarz na wysokości jej kolan. Sięgnął do jej stopy – delikatnie, ale pewnie – i zaczął rozpinać jej but. Zsunął go ostrożnie, a potem powoli ściągnął, jego dłonie zetknęły się z czarną, półmatową rajstopą na jej stopie. Przez sekundę spojrzał w górę, na Paulinę – ona nie mrugnęła nawet okiem.

– Dziękuję – powiedziała chłodno, ale z nutą rozbawienia.

Emre sięgnął po pierwszą parę – klasyczne, czarne kozaki z delikatnie lśniącej skóry, sięgające tuż pod kolano. Rozpiął zamek i jedną dłonią uniósł stopę Pauliny, drugą prowadząc but, wsunął ją z wyczuciem. Zakładał kozaki powoli, niemal z nabożeństwem. Zamek zasunął gładkim ruchem.

– Idealne dopasowanie – mruknął, przesuwając palcami po linii cholewki. – Pani łydka… ma idealne proporcje do tego modelu.

– Co o nich sądzisz? – zapytała Bella, przechylając głowę z uśmiechem.

Paulina spojrzała w lustro.

– Zgrabne, ale chcę coś odważniejszego. Czegoś… co zostaje w pamięci.

Emre uśmiechnął się, jakby tylko czekał na te słowa. Sięgnął po drugie pudełko. Tym razem wyjął wyższe kozaki – sięgające ponad kolano, o gładkiej, błyszczącej powierzchni. Ich linia była prosta, zdecydowana, podkreślająca nogę z każdej strony. Emre znów uklęknął i z uwagą ściągnął poprzedni but.

Tym razem Paulina uniosła stopę wcześniej, jakby chciała ułatwić mu zadanie. Ich kontakt był krótki – ale wyraźny. Kiedy zakładał jej nowe kozaki, jego palce musnęły jej łydkę przez materiał rajstop. Jej skóra była chłodna, gładka. On zaś wydawał się całkowicie skoncentrowany.

– Te... – powiedział, zapinając zamek z precyzją – są bardziej wyraziste. Miękka skóra cielęca, wewnątrz podszyta jedwabiem. Idealne na jesień i zimę, ale... nie dla każdej kobiety.

Paulina spojrzała mu prosto w oczy.

– A dla mnie?

Emre nie zawahał się.

– Właśnie dla pani. Tylko dla pani. Proszę spojrzeć.

Odsunął się lekko, pozwalając jej przejrzeć się w lustrze. Paulina wstała, stanęła w butach i zrobiła kilka kroków po miękkim dywanie. Obcasy uderzały cicho, ale stanowczo. Linia nóg wyglądała perfekcyjnie – smukłe, zwarte, zamknięte w skórze jak w eleganckim pancerzu. Paulina przyjrzała się odbiciu w lustrze, po czym odwróciła się do Belli.

– Biorę.

Bella uśmiechnęła się szeroko.

– Wiedziałam. Są idealne.

Emre schylił się ponownie, tym razem, by zdjąć jej buty i  zapakować je w eleganckim kartonie.  Robił to powoli, z widocznym szacunkiem, jakby właśnie miał zamknąć w pudełku coś więcej niż tylko skórę i formę. Kiedy wstał, podawał pudełko z delikatnym skłonem głowy.

– Doskonały wybór. I wyjątkowa klientka.

Paulina spojrzała na  niego.

- A moje stare kozaki ? Mam je sama ubierać ? 

Emre uśmiechnął się lekko zmieszany i ponownie przyklęknął pomagając jej ubrać buty. - Wszystko dla tak wyjatkowej klientki.

Przyjęła ten komplement bez słowa. Ale jej uśmiech – chłodny, ledwie zauważalny – był jednoznaczną odpowiedzią.

Zapłaciła.

Paulina skinęła głową, zadowolona, trzymając torbę z logo butiku. Jej ruchy były eleganckie, wyważone, jakby miała za sobą nie zwykły zakup, ale rytuał, który coś przypieczętował. Gdy mijały próg sklepu, obie – i ona, i Isabella – posłały Emremu ostatnie spojrzenie: lekkie, uwodzicielskie, pełne kobiecej pewności siebie. On stał przy wejściu, patrząc za nimi z nieukrywanym zachwytem.

Gdy drzwi zamknęły się za nimi, Paulina westchnęła cicho, zadowolona z nowego zakupu, ale bardziej jeszcze – z samej atmosfery tego spotkania.

– To co, jeszcze jakiś sklep? – zapytała z błyskiem w oku Isabella, poprawiając włosy i wsuwając rękę pod ramię Pauliny.

Paulina spojrzała na nią kątem oka, z cieniem uśmiechu.

– Czemu nie. Ale teraz coś bardziej... zmysłowego. Zostało mi jeszcze trochę kasy. Boże... Bella.... właśnie wydałam na buty ponad tysiąc euro.

Isabella uśmiechnęła się szeroko, niemal zadziornie.

– Zasługujesz na to. A teraz chodź, mam coś idealnego – powiedziała z entuzjazmem i ruszyła przed siebie, ciągnąc Paulinę lekko za rękę. – Zaufaj mi. To butik, do którego chodzą tylko wyjątkowe kobiety.

Szły pod rękę przez szeroki chodnik Kurfürstendamm, otoczone miejskim szmerem i światłem witryn. W ich krokach była lekkość, w spojrzeniach – pewność, a w aurze wokół nich – coś, co sprawiało, że mijający ich ludzie odwracali za nimi głowy. Kobiety, które wiedzą, kim są.

Po kilku minutach skręciły w jedną z bocznych uliczek. Tam, w wąskim lokalu z przyciemnionymi szybami i dyskretnym szyldem z napisem Liaison Privée, znajdował się butik z bielizną i akcesoriami – elegancki, wyrafinowany, o wnętrzu przypominającym prywatny salon haute couture. Delikatne światło, aksamity, satyny i dyskretna nuta piżma w powietrzu.

Drzwi otworzyła starsza kobieta w czerni, i z perłowym naszyjnikiem. Skinęła głową, rozpoznając Isabellę.

– Witaj, moja droga. Kogo mi przyprowadziłaś?

– Moją przyjaciółkę, Paulinę – odpowiedziała Bella, z dumą w głosie. – I uprzedzam: nie wystarczą dla niej koronki. Potrzebuje czegoś absolutnie wyjątkowego.

Paulina, stojąc w progu, rozejrzała się uważnie. Jej wzrok przebiegł po manekinach w aksamitnych gorsetach, jedwabnych halkach i skórach w odcieniach burgundu i czerni. Na jednej ze ścian wisiał komplet z cienkiej, czarnej siateczki i złotych przeszyć Na innej – elegancko wyeksponowane harnessy ze skóry najwyższej jakości.

– Mmm... – mruknęła, wchodząc wolnym krokiem. – To miejsce zdecydowanie ma potencjał.

Isabella posłała jej porozumiewawcze spojrzenie.

– Mówiłam.

Podeszła do jednej z ekspozycji, dotknęła delikatnej czarnej koronki z domieszką jedwabiu. Jej palce przesunęły się powoli po materiale.

– A co powiesz na coś w kolorze ciemnego wina? – zapytała, nie odwracając głowy.

Isabella już stała przy jednej z otwartych szaf, przeglądając kolekcję ekskluzywnych body.

– Mam nadzieję, że nie masz dziś nic więcej w planach – rzuciła przez ramię. – Bo dziś będziemy się rozpieszczać. Bez litości.

Paulina uśmiechnęła się lekko, niemal niewidocznie.

– Raz się żyje – powiedziała cicho, przesuwając palcem po misternym hafcie na bordowym body. 

– W takim razie – powiedziała właścicielka butiku, która podeszła bliżej – pozwólcie, że zaproponuję coś, co dopiero dziś rano przyszło z Paryża. Z kolekcji Maison du Silence.

Otworzyła zamaszyście jedne z bocznych drzwi, za którymi znajdowała się osobna, zaciemniona sala z dwoma aksamitnymi fotelami i półokrągłym lustrem. Na stojaku wisiały trzy komplety – każdy z nich zupełnie inny, ale wszystkie wyrażały coś niepokojąco intymnego.

Paulina podeszła do pierwszego – głęboko bordowe body, wykonane z półprzezroczystej siateczki i skóry, z delikatnymi złotymi zapięciami przy szyi i biodrach. Przejechała dłonią po jego linii.

– Chcę przymierzyć – powiedziała krótko.

Isabella usiadła w fotelu z kieliszkiem prosecco, który podała im właścicielka.

– Zaczynamy spektakl – zażartowała, a Paulina tylko przewróciła oczami, znikając za kotarą.

Kilka minut później wyszła z przebieralni. Stała w body jak stworzonym dla niej – materiał idealnie układał się na ciele, podkreślając jej talię i biodra, miękko opinając jej nieduży biust. Złote zapięcia przy szyi i na udach odbijały światło, a wysoki kołnierz dodawał czegoś... władczego.

Isabella uniosła brwi.

– No i? Jak się czujesz?

Paulina spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Było coś niemal obrzędowego w tym, jak powoli poprawiła pasek na biodrze, a potem spojrzała sobie w oczy. Jakby mówiła do własnego cienia.

– Jakby było stworzone dla mnie – odpowiedziała po chwili.

Właścicielka butiku zbliżyła się i nachyliła konspiracyjnie.

– Ten model zaprojektowano z myślą o kobietach, które nie pytają. Które każą.

Paulina skinęła głową.

– Biorę je.

Isabella klasnęła w dłonie z uciechy.

Dziewczyny wyszły z butiku w rytmie stukotu obcasów, każda z torbą w ręku – elegancką, czarną, z wytłoczonym złotym logo Liaison Privée. Światła Berlina odbijały się w mokrym bruku, powietrze było rześkie, pachniało jesienią i wilgocią.

Szły powoli, niespiesznie, jakby wciąż delektując się atmosferą butikowego wnętrza i tym, co się tam wydarzyło. Paulina zerknęła na swoją torbę, potem na Bellę.

– Dziękuję, że mnie tam zabrałaś – powiedziała cicho, ale z wyraźną nutą satysfakcji w głosie.

– Wiedziałam, że ci się spodoba – odpowiedziała Isabella, uśmiechając się z lekkim przymrużeniem oka. – A to dopiero początek, Paulino. Ten świat... czekał na ciebie.

Przez chwilę szły w milczeniu, wśród ulicznych lamp i przemykających samochodów. Potem Bella spojrzała na nią z ukosa.

– Pogadasz z Evą? – zapytała.

Paulina westchnęła cicho, nie przerywając kroku. Jej wzrok był skupiony gdzieś daleko.

– Pomyślę – odpowiedziała po chwili. – Chcę… sama dojść do tego, czego naprawdę chcę. Bez deklaracji.

Bella skinęła głową z uznaniem. – Mądrze. Ale pamiętaj – ona już wie, że jesteś wyjątkowa. I nie zrezygnuje łatwo.

Zatrzymały się przy rogu ulicy. Tu miały się pożegnać.

– Daj znać, jak się zdecydujesz – powiedziała Bella, podchodząc bliżej.

Paulina uśmiechnęła się tajemniczo.

Uściskały się krótko, po czym Bella musnęła jej policzek lekkim, włoskim pocałunkiem – delikatnym, ale znaczącym. Potem każda ruszyła w swoją stronę. Paulina szła powoli, cicho, z torbami w dłoni i wyprostowanymi plecami. W jej spojrzeniu była pewność. Już nie była tą samą kobietą, która kiedyś szukała odpowiedzi.

Teraz szła po swoje.

---

Póżnym wieczorem Paulina leżała w łóżku, przykryta jedwabną kołdrą w odcieniu przygaszonego granatu. Pokój był niemal zupełnie ciemny – jedynie przez półprzymknięte zasłony wpadała wąska smuga światła z latarni na ulicy. Cicho tykający zegar na nocnym stoliku wybijał kolejne minuty, które zdawały się nie mieć końca.

Jej ciało było spokojne, ale umysł wciąż pracował. Oczy wpatrzone w sufit, gdzie cień firanki rysował drgające linie. Przewróciła się na bok. Przez głowę przelatywały obrazy z ostatnich dni – twarze, słowa, gesty, dotyk skóry, dźwięk świstu bata, duma w oczach Belli, ciężar torby z butiku, spojrzenie Emrego. Ale najbardziej – własne odbicie w lustrze w ciemnoczerwonym body.

Myślała o Berlinie. O Evie. O tym, jak wiele zmieniło się w niej samej.

Sięgnęła po szklankę wody, upiła łyk i znów położyła się na plecach. Wpatrywała się w ciemność. Jej dłoń przesunęła się powoli po biuście, brzuchu i łonie, jakby szukała decyzji gdzieś poza głową.

Cisza ciążyła, gęsta i miękka jak aksamit. W końcu westchnęła.

– Ach, verdammt. – Jej głos brzmiał cicho, ale stanowczo.

W tym jednym słowie było wszystko – bunt, zgoda, zmęczenie i determinacja.

Przymknęła oczy.

– Jutro zadzwonię.

Tym razem bez wahania. Bez lęku.

Jej ciało rozluźniło się, jakby wraz z tą myślą odnalazło wreszcie spokój. Paulina otuliła się szczelniej kołdrą i pozwoliła sobie odpłynąć w sen – spokojny, głęboki.


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wilczyca 1

Wilczyca 11

Wilczyca 2