Wilczyca 29
Rozdział 29
Berlin, wiosna 2010
Gabinet profesora Karla-Heinza Schneidera znajdował się na ostatnim piętrze neoklasycystycznego budynku Instytutu Psychologii, z widokiem na zielone podwórze i dachy centralnego Berlina. Ściany były pokryte półkami z książkami – wiele z nich nosiło tytuły w językach angielskim i francuskim, a spomiędzy nich wystawały kartki, notatki, zakładki, pocztówki. Było też kilka zdjęć – młody Schneider z Michelem Foucaultem, z konferencji w Montrealu, inne z jakiejś demonstracji z lat 80. w Hamburgu.
Profesor Schneider był postacią niemal legendarną. Szef Katedry Psychologii Płci i Seksualności – barwny, ekscentryczny, otwarty. Nosił okulary w grubych, czerwonych oprawkach, kolorowe marynarki i szaliki w niezależnie od pogody. Znany był ze swojej bezkompromisowej postawy wobec ciasnoty myślenia, ale także ze swojej życzliwości wobec studentów. Szczególnie tych, którzy myśleli odważnie.
Paulina zapukała do drzwi, lekko podenerwowana. Wiedziała, że nie każdy może pisać pracę magisterską u tego profesora, trzeba go było naprawdę czymś zainteresować. Gdy usłyszała charakterystyczne „Komm rein!”, weszła i zamknęła za sobą drzwi.
– Ach, Fräulein Ritter! – zawołał radośnie profesor, wstając zza biurka i wskazując jej miejsce naprzeciwko. – Cieszę się, że pani przyszła. Słyszałem od pani prowadzących, że błyszczy pani na ćwiczeniach.
Paulina uśmiechnęła się lekko, siadając. – Dziękuję, Herr Professor. Chciałabym porozmawiać o temacie pracy magisterskiej. Mam pewien pomysł… nieco nietypowy.
Schneider uniósł brew z zaciekawieniem. – Zamieniam się w słuch. Najlepsze prace to są właśnie te nietypowe. Co pani chodzi po głowie?
Paulina wyciągnęła kartkę, na której wcześniej spisała roboczy tytuł. Podała mu ją.
– „Władza, intymność, kontrola – psychologiczne aspekty relacji FemDom w perspektywie dominujących kobiet.” – przeczytał na głos, a jego brwi jeszcze bardziej się uniosły. – A to dopiero! – spojrzał na nią z uznaniem. – Proszę mówić.
– Chciałabym przeprowadzić serię wywiadów z kobietami identyfikującymi się jako dominujące w relacjach BDSM. Interesuje mnie, jak postrzegają władzę i intymność, jakie mechanizmy kontroli stosują i… jak wpływa to na ich relacje emocjonalne. Częściowo chciałabym też wykorzystać... - zawahała się - własne doświadczenia.
Profesor oparł się wygodnie na krześle, splótł palce i przez chwilę milczał.
– To... odważne. Bardzo odważne – powiedział w końcu. – Ale też doskonale wpisuje się w aktualne debaty o płci, relacjach, władzy i konstrukcie intymności. I – jeśli pani to dobrze poprowadzi – może stać się naprawdę znakomitą pracą.
– Chciałabym, by była nie tylko rzetelna naukowo, ale też… prawdziwa. Autentyczna.
– Jeśli do tego dojdzie solidna metodologia – na przykład analiza narracyjna lub teoria ugruntowana – to widzę w tym ogromny potencjał. Ja pani tego nie ułatwię, Fräulein Ritter. Będę wymagający. Ale jeśli się pani na to zdecyduje, poprowadzę tę pracę z przyjemnością.
Paulina poczuła, jak coś w niej drgnęło – ekscytacja, ale i pewność siebie.
– Decyduję się.
– Doskonale! – Schneider uderzył dłońmi w blat biurka. – W takim razie proszę przygotować zarys koncepcji i wstępną listę tematów wywiadów. I proszę nie zapominać: badania nad dominacją wymagają subtelności. Proszę unikać sensacji. My pracujemy z psychologią – nie z tabloidem.
– Rozumiem. I dziękuję za zaufanie Panie Profesorze.
Paulina wstała, dziękując za rozmowę i możliwość pisania pod jego opieką. Była już przy drzwiach, kiedy jego głos znów ją zatrzymał.
– Fräulein Ritter?
Odwróciła się. Schneider sięgnął do jednej z dolnych szuflad biurka i wyjął niewielką wizytówkę. Przesunął ją w jej stronę przez blat.
– Jeśli chce pani zacząć... proponuję od tego – powiedział, spokojnie, z ledwo wyczuwalnym uśmiechem. To moja stara... znajoma, Eva Stern.
Paulina wzięła kartonik do ręki. Na jego matowej powierzchni znajdował się tylko numer telefonu i stylizowane, czarne logo: DSB.
Spojrzała pytająco na profesora, ale on tylko skinął głową.
– Dziękuję za wizytówkę – powiedziała cicho, chowając ją ostrożnie do notatnika.
– Do zobaczenia, Fräulein Ritter. – Jego głos był łagodny, ale wyraźny.
Paulina wyszła z gabinetu z wizytówką, której znaczenia jeszcze w pełni nie rozumiała, ale czuła instynktownie, że to początek czegoś poważniejszego niż tylko praca magisterska.
---
Paulina siedziała przy biurku, w otwartym notatniku miała starannie wypisaną listę pytań i obszarów, które chciała poruszyć podczas planowanych wywiadów do pracy magisterskiej. Były tam kwestie związane z doświadczeniem dominacji, granicami intymności, relacją władzy i odpowiedzialności oraz emocjonalnym aspektem kontroli. Miała świadomość, że to delikatna tematyka, ale właśnie to czyniło ją fascynującą – i wyjątkowo bliską jej samej.
Zebrała oddech, spojrzała raz jeszcze na numer, który znajdował się na wizytówce z tajemniczym logo DSB, i nacisnęła zieloną słuchawkę. Po kilku sygnałach odezwał się kobiecy głos – dojrzały, spokojny, wyraźny, z lekko chropowatą nutą, która sugerowała wieloletnie nadużywanie papierosów.
– Tak, słucham?
– Dzień dobry – Paulina starała się brzmieć uprzejmie, ale też zdecydowanie. – Nazywam się Paulina Ritter. Studiuję psychologię na Uniwersytecie Humboldta i przygotowuję pracę magisterską związaną z tematyką kontroli i intymności. Dostałam ten numer od profesora Schneidera…
Po drugiej stronie zapadła krótka cisza. Potem kobieta zaśmiała się cicho – nie kpiąco, raczej z pobłażliwą sympatią.
– Ach, od Heinzi'ego? No proszę… .
Paulina uniosła brwi z lekkim zaskoczeniem. To zdrobnienie – Heinzi – zabrzmiało tak swobodnie i pewnie, jakby pochodziło z zupełnie innego kręgu niż uniwersytet. Kobieta kontynuowała:
– Dobrze, Paulino. Skoro trafiłaś do mnie od Heinzi’ego, to znaczy, że wiesz, w co się pakujesz. Albo dopiero się dowiesz. Spotkajmy się. Zdecydowanie wolę rozmowę twarzą w twarz. Jesteś dziś dostępna ? Mam czas za godzinę.
Paulina szybko zapisała adres podany przez Evę i chwilę później wyruszyła z mieszkania. Miała na sobie prosty, ale elegancki strój – ciemne jeansy, czarny golf i beżowy płaszcz. Włożyła słuchawki do uszu, ale nie włączyła muzyki – bardziej pomagały jej odgrodzić się od świata, niż faktycznie czegoś słuchała. Wsiadła do metra na Alexanderplatz i ruszyła w kierunku stacji Zitadelle, położonej na obrzeżach Spandau.
Podróż zajęła jej niespełna pół godziny. Im dalej na zachód, tym mniej ludzi wsiadało do wagonów. Kiedy wysiadła na stacji, zaskoczyła ją industrialna atmosfera okolicy – zamiast klasycznych miejskich ulic i sklepów, dookoła rozciągały się hale magazynowe, punkty przeładunkowe, siedziby firm kurierskich i niewielkie biura.
Szła przed siebie, trzymając się wskazówek z aplikacji mapowej. Droga wiodła najpierw wzdłuż ogrodzonego placu z jakimiś paletami, potem minęła firmę zajmującą się logistyką międzynarodową i sklep z częściami samochodowymi. Powietrze pachniało kurzem, chłodnym powiewem od pobliskiego kanału i lekkim zapachem oleju maszynowego.
Na końcu ulicy znajdował się ogrodzony parking – betonowy plac z jednym starym drzewem rosnącym tuż przy ogrodzeniu. Za nim wznosił się duży budynek o przemysłowym charakterze, z cegły i szarego betonu, typowy dla powojennych konstrukcji użytkowych. Miał metalowe drzwi wejściowe z domofonem i niewielką, skromną tabliczkę przy jednym z przycisków: Dominia Studio Berlin. Obok widniało to samo stylizowane logo, które widziała już na wizytówce.
Paulina nacisnęła przycisk. Po kilku sekundach w domofonie odezwał się kobiecy głos:
– Hallo?
– Dzień dobry, mam spotkanie z panią Evą Stern.
– Proszę wejść. Windą na drugie piętro – usłyszała, po czym zabrzęczał elektromagnetyczny zamek.
Drzwi ustąpiły z lekkim oporem. W środku panował półmrok. Ściany były surowe, betonowe, z widocznymi śladami po dawnej instalacji przemysłowej. Pomieszczenie wejściowe pełniło rolę niewielkiego holu. Po lewej stronie znajdowała się winda – stara, mechaniczna, z metalowymi drzwiami, które trzeba było zamknąć ręcznie przed wciśnięciem guzika.
Paulina wsiadła do środka. Wewnątrz panował charakterystyczny zapach – nieco smaru, trochę kurzu, a może nawet cień perfum, które ktoś zostawił tu przed nią. Przesunęła metalową kratę, usłyszała kliknięcie. Wcisnęła guzik z cyfrą „2”. Winda ruszyła z lekkim szarpnięciem, a potem wolno, z charakterystycznym buczeniem, zaczęła się wspinać.
Kiedy dotarła na drugie piętro, drzwi otworzyły się z lekkim zgrzytem. Przed nią znajdował się krótki korytarz i pojedyncze drzwi z czarną tabliczką – ten sam symbol, co na dole. Dzwonek był elegancki, z mosiężną obwódką. Paulina nacisnęła go bez wahania.
Po kilku sekundach drzwi otworzyła młoda kobieta – ciemne, krótkie włosy, srebrny kolczyk w nosie, subtelny makijaż. Ubrana była w prostą, czarną bluzkę i dopasowane spodnie.
– Zapraszam – powiedziała cicho i gestem wskazała wnętrze.
Paulina przekroczyła próg. Dziewczyna poprowadziła ją przez niewielką, skromnie urządzoną recepcję do drugiego pomieszczenia. Salonik był niewielki, ale urządzony z wyczuciem – ciemna sofa, dwa miękkie fotele, niewielki niski stolik i barek w rogu. Na barku ustawiono butelkowaną wodę, kilka soków oraz kilka butelek zimnych napojów.
– Proszę się rozgościć. Pani Stern zaraz do pani dołączy – powiedziała cicho i wyszła, zostawiając Paulinę samą w półmroku oświetlonym ciepłym światłem lampy stojącej w rogu pokoju.
Paulina usiadła na jednym z foteli, rozglądając się wokół, czując, że wchodzi do zupełnie innego świata.
Drzwi do saloniku otworzyły się cicho, ale zdecydowanie. Paulina odwróciła głowę. Do pomieszczenia weszła kobieta w wieku około pięćdziesięciu lat, o nienagannej sylwetce i wyraźnie pewnym siebie kroku. Miała starannie przycięte, ciemne włosy z prostą grzywką, wyrazisty makijaż – precyzyjnie podkreślone oczy i usta w głębokim odcieniu burgundu. Na sobie miała dopasowany kombinezon z błyszczącej, czarnej skóry, który jednocześnie przyciągał wzrok i nie pozostawiał wątpliwości co do jej dominującej prezencji.
– Dzień dobry – powiedziała głosem niskim, nieco chropowatym, ale spokojnym i wyważonym. – Wybacz, dziecko, mam dziś napięty grafik. Kilka sesji jedna po drugiej. Ale chciałam Cię poznać już dziś.
Uśmiechnęła się lekko, siadając na jednym z foteli. Gestem dłoni zaprosiła Paulinę, by usiadła naprzeciwko niej.
Paulina, zachowując pewien dystans, ale z profesjonalnym opanowaniem, sięgnęła po swój notes. Zanim zaczęła, przez chwilę opowiedziała o swojej pracy magisterskiej, o kierunku, który wybrała, o profesorze, który skierował ją właśnie tutaj. Wspomniała o tytule pracy i założeniach badawczych.
Za każdym razem, gdy wspominała profesora, pani Stern uśmiechała się z lekkim przekąsem – nie kpiącym, lecz znaczącym, jakby znała go lepiej, niż można by przypuszczać.
– Ach, on… no tak – mruknęła w którymś momencie. – Zawsze miał nos do tego, co ciekawe.
Rozmowa zaczęła nabierać rytmu. Paulina zadawała pytania rzeczowo, ale z wyczuwalną ciekawością i szacunkiem. Ewa Stern odpowiadała swobodnie, pewna siebie, czasem nawet anegdotycznie. Nie unikała trudnych tematów. Mówiła o doświadczeniu, o pracy z ludźmi, o psychologicznych mechanizmach kontroli, o granicach i ich przekraczaniu, o dynamice władzy. Paulina robiła dokładne notatki, czasem dopytując o szczegóły.
Atmosfera była osobliwa – z jednej strony formalna i badawcza, z drugiej: przesiąknięta pewnym napięciem, wynikającym z charakteru miejsca i samej osoby rozmówczyni. Ale właśnie ten kontrast nadawał spotkaniu głębi – i Paulina to czuła. Wiedziała, że trafiła na kogoś, kto może być dla jej pracy kluczowy. I być może… nie tylko dla pracy. Chociaż... szybko odrzuciła tę myśl.
Po około godzinie rozmowy Eva Stern uniosła wzrok znad filiżanki herbaty i powiedziała:
– To było dobre spotkanie. Widzisz, Paulino… nie każdy ma odwagę zająć się tym tematem na poważnie. A ty… masz w sobie coś, co sprawia, że chce się mówić więcej i więcej. Masz dar otwierania innych ludzi, sama jestem zaskoczona, że tyle Ci opowiedziałam.
Nie czekając na odpowiedź, wstała i podeszła do drzwi.
– To nie będzie ostatnia rozmowa, prawda?
Paulina również wstała, skinęła głową.
– Nie. Mam nadzieję, że nie.
– Doskonale – odparła Eva, otwierając drzwi saloniku.
Na pożegnanie uścisnęły sobie dłonie. Chwilę później Paulina wychodziła już z budynku – myślami wciąż krążąc wokół tego, co usłyszała… .
---
Prom Stena Line, grudzień 2023
Paulina wyszła z łazienki z lekkim obrotem, jakby chciała zaprezentować swój strój w pełnej okazałości. Jej satynowy kombinezon, który wybrała wcześniej, prezentował się oszałamiająco. Dopasowany krój idealnie podkreślał jej sylwetkę, a lekko rozszerzane ku dołowi spodnie nadawały jej elegancji i klasycznego szyku. Czarne, jedwabiste rajstopy dodatkowo podkreślały elegancję, a całości dopełniały niesamowite szpilki Louboutina – czarne, błyszczące, z charakterystyczną czerwoną podeszwą, która dodawała im drapieżnego charakteru.
Kiedy obróciła się, Łukasz zauważył, jak mocno odkryte plecy kombinezonu dodają całości zmysłowego charakteru. Ramiączka trzymały materiał, który subtelnie opadał na jej skórę, eksponując smukłe i gładkie plecy aż do linii talii.
Spodnie kombinezonu, choć lekko rozszerzane ku dołowi, były niesamowicie dopasowane na wysokości bioder, doskonale podkreślając jej kształty. Materiał gładko przylegał do jej ciała, akcentując każdą krzywiznę, a zwłaszcza jej idealnie zarysowane pośladki. Każdy ruch Pauliny w tym stroju przyciągał uwagę, a Łukasz nie mógł oderwać wzroku od jej sylwetki. Czuł, że była uosobieniem perfekcji – pewna siebie, dominująca, a jednocześnie prowokująco piękna.
Jej biżuteria była równie zjawiskowa. Na szyi miała delikatny, złoty łańcuszek, na którym wisiał mały, subtelny kluczyk – symbol czegoś więcej, czego tylko ona i Łukasz byli świadomi (i może jeszcze Michał). Ten drobny detal przyciągał wzrok i nadawał jej wyglądowi tajemniczości. Złote kolczyki, długie i smukłe, delikatnie lśniły przy każdym ruchu jej głowy. Na nadgarstku połyskiwała cienka, złota bransoletka, dodająca całości subtelnej elegancji.
– Jesteś... niesamowita, Paulinko – powiedział cicho, niemal z niedowierzaniem, nie mogąc ukryć fascynacji w głosie.
Paulina, widząc jego reakcję, uśmiechnęła się z zadowoleniem. Wiedziała, że zrobiła na nim ogromne wrażenie, i cieszyła się, że jej wybór okazał się tak trafiony.
Bawiąc się delikatnie kluczykiem, spojrzała na Łukasza z czułością. Jej oczy błyszczały tajemniczo, a uśmiech na ustach był pełen subtelnego, zmysłowego uroku.
Paulina uśmiechnęła się zadowolona, widząc reakcję Łukasza. Przestała bawić się kluczykiem i spojrzała na niego uważnie.
– Widzę, że już jesteś gotowy... – powiedziała z nutą zadowolenia w głosie, zauważając jego pełne oddania spojrzenie. – Ooo, jaki ładny zegarek – dodała, śmiejąc się lekko, jakby celowo podkreślając ironię w tej sytuacji.
Wkroczyli do sali balowej, gdzie już czekała na nich reszta znajomych. Sala była elegancko udekorowana, z migoczącymi światłami i muzyką, która zaczynała pulsować w tle, tworząc atmosferę pełną energii i oczekiwania.
– Dziękuję, Michale – odpowiedziała Paulina z lekkim uśmiechem, przyjmując komplement z charakterystyczną dla siebie gracją. – Widzę, że wszyscy są gotowi na zabawę.
Tłum odpowiedział okrzykami i oklaskami, a muzyka zaczęła głośniej pulsować, zapowiadając początek imprezy. DJ puścił pierwszy utwór, a parkiet zaczął wypełniać się ludźmi gotowymi do tańca. Paulina spojrzała na Łukasza, uśmiechając się lekko. Wiedziała, że ta noc będzie wyjątkowa.
Z lekkim ruchem głowy wskazała na parkiet, dając mu do zrozumienia, że pora dołączyć do tańczących. Atmosfera szybko nabierała tempa.
DJ grał największe przeboje, a parkiet wciąż wypełniał się tańczącymi parami. Wszyscy poruszali się w rytm muzyki, która przyciągała raz za razem. Atmosfera była pełna energii, a sala balowa tętniła życiem.
Pary przeplatały czas spędzony na parkiecie z chwilami przy stolikach, gdzie czekało na nich pyszne jedzenie i kieliszki wypełnione alkoholem. Śmiechy i rozmowy wypełniały przestrzeń, tworząc przyjemny gwar, który idealnie komponował się z muzyką w tle.
Wznoszono toasty, celebrując nie tylko nadchodzący Nowy Rok, ale i wspólnie spędzone chwile. Każdy z gości cieszył się tym wyjątkowym wieczorem na swój sposób – niektórzy tańczyli bez przerwy, inni prowadzili ożywione rozmowy, dzieląc się planami na przyszłość i wspomnieniami z mijającego roku.
Paulina i Łukasz także przeplatali taniec z rozmowami i toastami. Mimo swojej zazwyczaj powściągliwej natury, wyraźnie cieszyła się towarzystwem Ani. Obie kobiety spędzały dużo czasu na rozmowach, co jakiś czas wybuchając śmiechem.
Ania była znana ze swojego entuzjazmu i zdolności do rozkręcania imprezy. Jej pozytywna energia i otwartość sprawiały, że szybko nawiązywała kontakt z każdym, kogo spotkała. Paulina, choć zazwyczaj bardziej zdystansowana, pod wpływem Ani stopniowo rozluźniała się i zaczynała coraz bardziej angażować w to, co działo się wokół.
Obserwujący ich Łukasz i Michał z przyjemnością patrzyli na to, jak dziewczyny się dogadują.
Paulina spojrzała na niego z zaciekawieniem, po czym skinęła głową.
Razem ruszyli w stronę baru, mijając roztańczony tłum. Kiedy dotarli na miejsce, Michał gestem zaprosił Paulinę, by usiadła na jednym z wysokich hokerów, sam zajmując miejsce obok niej. Zamówił dwie szklanki whisky, upewniając się, że barman serwuje coś wyjątkowego.
– Więc, Paulina, jak ci się podoba ostatni wieczór starego roku? – zaczął Michał, patrząc na nią z zainteresowaniem, jakby między wierszami szukał czegoś więcej.
– Jest... interesujący – odpowiedziała Paulina z lekkim uśmiechem, unosząc swoją szklankę.
Ich rozmowa szybko zeszła na tematy bardziej wyrafinowane, pełne subtelnych aluzji. Michał, jak to miał w zwyczaju, poruszał tematy dotyczące relacji damsko-męskich, ale robił to w sposób, który sugerował, że chodzi mu o coś więcej niż tylko powierzchowną rozmowę.
– Zastanawiam się, Paulina, co według ciebie stanowi o sile kobiety w relacji? Władza, którą trzyma w swoich rękach, czy raczej to, jak potrafi nią zarządzać? – zapytał, spoglądając na nią spod przymrużonych powiek.
Ich rozmowa nabierała coraz głębszego tonu, pełna była intelektualnych wyzwań, ale i ukrytych znaczeń. Michał z każdą chwilą stawał się bardziej zafascynowany Pauliną – jej sposobem myślenia i tą nieuchwytną aurą, którą wokół siebie roztaczała.
– Wydaje mi się, że niektórzy ludzie nigdy nie zrozumieją prawdziwego znaczenia takich relacji – powiedział Michał z nutą refleksji, unosząc swoją szklankę w geście toastu. – Ale to właśnie czyni je tak wyjątkowymi, prawda?
Oboje unieśli swoje szklanki, delektując się smakiem whisky, która zdawała się idealnie pasować do tonu ich rozmowy. Michał czuł, że ta rozmowa była czymś więcej niż tylko wymianą myśli – była subtelną grą, której reguły oboje doskonale rozumieli.
Michał zamilkł na chwilę, przetwarzając to, co właśnie usłyszał.
Przeprosił szybko Anię, która patrzyła na niego z zaskoczeniem, i bez dalszych wyjaśnień odwrócił się na pięcie. Pobiegł w stronę wyjścia z sali, kierując się w stronę ich kajuty...
❤️❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń