Wilczyca 8

 Rozdział 8

Wnętrze zamku zachwycało od pierwszych kroków. Przestronny hol z kamienną posadzką, wysokim sklepieniem i ogromnymi, kryształowymi żyrandolami robił imponujące wrażenie. Blask światła odbijał się w lśniących powierzchniach, a ciepłe, przytulne akcenty wnętrza – jak tapicerowane fotele czy dyskretna muzyka – tworzyły aurę elegancji i spokoju.

Recepcjonistka w eleganckim mundurku sprawnie dopełniła formalności, wręczając kartę do pokoju i informując o atrakcjach dostępnych dla gości – restauracji, strefie wellness oraz nocnym zwiedzaniu zamku.

Pokój, do którego zostali zaprowadzeni, zachwycał klasycznym wystrojem połączonym z nowoczesnym komfortem. Wysokie sufity i duże okna z widokiem na pokryte śniegiem lasy dodawały przestrzeni oddechu. W centrum stało majestatyczne łóżko z baldachimem, ubrane w miękką, pachnącą pościel. Na podłodze leżał ręcznie tkany dywan w głębokich odcieniach czerwieni i granatu. Łazienka była równie luksusowa – marmurowe wykończenia, mosiężne detale i nawet wanna stojąca przy oknie.

Paulina rozejrzała się uważnie po wnętrzu, a na jej twarzy pojawił się subtelny uśmiech.

– Jest naprawdę pięknie – powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niego.

Łukasz odetchnął z ulgą, widząc jej zadowolenie. – Cieszę się, że ci się podoba.

– Jakie mamy plany na wieczór? – zapytała, spoglądając na niego z zainteresowaniem.

– Myślałem o obiedzie w zamkowej restauracji. Mają specjalne menu inspirowane średniowiecznymi recepturami, ale z nowoczesnym akcentem. A potem nocne zwiedzanie zamku i... lochów.

Paulina uniosła lekko brew. – Lochy? A tak, mówiłes mi – Na jej twarzy pojawił się cień zaintrygowania. – Brzmi obiecująco.

Podeszła do Łukasza, obejmując go bez słowa, lekko opierając dłonie na jego ramionach. Przyciągnęła go do siebie – subtelnie, ale stanowczo. Przez dłuższą chwilę stali w milczeniu, ciesząc się bliskością. W jej oczach błyszczała aprobata, ale też coś więcej – cień tajemnicy, której Łukasz jeszcze nie potrafił do końca odczytać.

– Naprawdę mi się tu podoba – szepnęła. – Dziękuję, że się postarałeś.

Obiad minął w przyjemnej atmosferze. Restauracja zaaranżowana w dawnej zamkowej sali rycerskiej pełna była klimatu – kamienne ściany, świece na ciężkich świecznikach, dyskretny blask lamp i muzyka na żywo. Po posiłku Paulina i Łukasz poszli ubrać się i wyszlo na dziedziniec, gdzie zbierała się grupa na nocne zwiedzanie.

Wieczór był mroźny, a powietrze ostre i czyste. Łukasz zadrżał, chowając dłonie w kieszeniach kurtki. Paulina spojrzała na niego spod czapki, mrużąc lekko oczy.

– Dlaczego trzymasz ręce w kieszeniach? – zapytała chłodno. – W obecności kobiety to nie wypada.

Łukasz, wyraźnie zaskoczony, spojrzał na nią z zakłopotaniem.

– Marzną mi dłonie... Nie zabrałem rękawiczek. Nie pomyślałem, że będzie aż tak zimno.

Paulina nie odpowiedziała od razu. Na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, w którym było coś pomiędzy ironią a pobłażaniem.

– Cóż, jak już mówiłam... w obecności kobiety, to nie przystoi.

Łukasz natychmiast wyjął ręce z kieszeni, lekko speszony, ale nie odezwał się więcej. Chwilę później na dziedzińcu pojawił się przewodnik – starszy mężczyzna w długim, ciemnym płaszczu, trzymający latarnię z imitacją świecy.

– Dobry wieczór, proszę państwa – powiedział głosem niskim i pełnym powagi. – Zapraszam na nocne zwiedzanie. Odkryjemy najciemniejsze zakamarki zamku, wejdziemy do lochów i miejsc, o których historia wolałaby milczeć.

Grupa ruszyła za przewodnikiem. Łukasz podał rękę Paulinie – w odpowiedzi ujęła jego dłoń. Skóra jej rękawiczki była zimna i gładka, chłód przeszył go na wskroś. Nie wiedział, czy dreszcz, który przeszedł mu po kręgosłupie, był spowodowany temperaturą… czy raczej jego skrywanym przed swiatem fetyszem.

Przewodnik, trzymając latarnię, ruszył powoli naprzód, prowadząc grupę wokół zamkowego dziedzińca. Po zmroku zamek zyskał zupełnie nowy wymiar – cichy, majestatyczny, jakby zamarły w czasie. Migotliwe światło latarni tańczyło na kamiennych murach, rysując cienie, które wznosiły się ku niebu niczym ciche strażnice minionych wieków. Dźwięk kroków odbijających się od wilgotnych kamieni tylko potęgował atmosferę tajemnicy.

Zatrzymali się przy bocznej bramie prowadzącej na zewnątrz dziedzińca.

– Ta brama była niegdyś głównym wejściem od strony północnej – wyjaśnił przewodnik, wskazując ręką. Przeszli przez nią i stanęli przy dawnej fosie – teraz już suchej, ale wciąż imponująco głębokiej. – Kiedyś wypełniona wodą, była jednym z najważniejszych elementów obronnych zamku – dodał. – Podobno istniały także podziemne przejścia, prowadzące poza mury...

Łukasz i Paulina wymienili krótkie spojrzenia. Te opowieści o tajemnych tunelach pobudzały wyobraźnię – zwłaszcza Pauliny, której wzrok wydawał się rozświetlać coraz bardziej z każdą mroczną legendą.

Po chwili grupa wróciła na dziedziniec. Przewodnik wskazał kolejne ciężkie wrota, tym razem prowadzące do podziemi.

– Teraz... zejdziemy do lochów – zapowiedział, jego głos zabrzmiał niżej. – Proszę uważać na stopnie, są strome.

Pracownik zamku powoli otworzył masywne, drewniane drzwi, a zawiasy zaskrzypiały cicho, jakby protestując przed zakłóceniem spokoju, który panował tu przez wieki. Grupa zeszła kamiennymi schodami w głąb ziemi. Powietrze było cieplejsze, ale przesiąknięte wilgocią i zapachem starych murów. Przewodnik mówił dalej:

– Te lochy niegdyś służyły jako więzienie. Przetrzymywano tu buntowników, szpiegów, czasem całkiem niewinnych ludzi... Wystarczyło znaleźć się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie.

Korytarze były wąskie, a ich ściany nierówne, jakby wyżłobione przez historię. Płomienie w lampach rzucały długie, niepokojące cienie. Słowa przewodnika mieszały się z ciszą, która zdawała się nasłuchiwać każdego kroku.

– Warunki były surowe. Mroczne pomieszczenia, zimno, głód... Większość nie wychodziła stąd żywa, a jeśli już, to na zawsze odmieniona – zakończył ponuro.

Na końcu korytarza znajdowała się niewielka komnata, przekształcona w wystawę narzędzi tortur. Gdy weszli, blask lamp padł na metalowe konstrukcje – masywne, przerażające, nieruchome, jak duchy dawnej epoki.

– To repliki – zaczął przewodnik, stając przed najgroźniej wyglądającym eksponatem – ale wykonane z historyczną dokładnością. – Tu, proszę państwa, widzimy słynną Żelazną Dziewicę.

Jego głos stężał, gdy kontynuował:

– Urządzenie w kształcie ludzkiej sylwetki, zamykane jak trumna. Wewnątrz – kolce. Ułożone tak, by ranić, nie zabijać. Męka była długotrwała. Rzadko jej używano – bardziej jako symbol grozy niż realnego narzędzia. Ale działała na wyobraźnię.

W pomieszczeniu zapanowała cisza. Nawet ci, którzy wcześniej szeptali, zamilkli.

Łukasz dostrzegł kątem oka Paulinę. Jej twarz była spokojna, ale coś w jej spojrzeniu się zmieniło. Uśmiech, który zaledwie musnął jej usta, był subtelny, lecz niepokojący. Oczy błyszczały tajemniczo – jakby ta opowieść z przeszłości była jej wyjątkowo bliska.

Następnie przewodnik przeszedł do kolejnego eksponatu.

– A to – dyby. Stare, ciężkie, drewniane. Niezwykle proste, ale skuteczne. Skazańców zamykano tu na wiele godzin, czasem dni. Wystawieni na widok publiczny, upokorzeni.

Zamilkł na chwilę, po czym dodał z lekkim uśmiechem:

– Może ktoś z państwa chciałby zobaczyć, jak to działa? Ochotnik?

Zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, Paulina – z tym samym tajemniczym uśmiechem – delikatnie wskazała ręką Łukasza.

– On chciałby – powiedziała spokojnie.

Zaskoczony, spojrzał na nią z niedowierzaniem, ale nie zdążył zaprotestować. Przewodnik uśmiechnął się z zadowoleniem.

– No proszę, mamy ochotnika. Zapraszam.

Łukasz podszedł wolno. Przewodnik pokazał mu, jak pochylić się i ułożyć dłonie oraz głowę w odpowiednich miejscach. Po chwili klapa zamknęła się z ciężkim stukiem. Łukasz został unieruchomiony – dokładnie tak, jak przed wiekami.

– Tak to wyglądało – mówił przewodnik do reszty grupy. – Publiczne upokorzenie. Najgorsze nie była kara fizyczna, lecz spojrzenia innych.

W tym czasie Paulina wyjęła telefon i – nie kryjąc uśmiechu – zaczęła robić zdjęcia. Zbliżyła się do Łukasza. Pogładziła go po policzku.

– To ci się należy – szepnęła, pochylając się przy jego uchu. – Wyglądasz słodko i cudownie.

Po chwili, bez słowa, zwolniła mechanizm. Łukasz powoli się wyprostował. Miał rumieńce na policzkach – z zażenowania, ale też... może z czegoś więcej.

Paulina schowała telefon do torebki i spojrzała na niego z błyskiem w oku.

– Gotowy na dalsze zwiedzanie .... mój niewolniku? – szepnęła ledwie słyszalnie.

Uśmiechnął się, nie odpowiadając. Ale w jego oczach było widać jasną odpowiedź.

Tak.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wilczyca 1

Wilczyca 11

Wilczyca 2