Wilczyca 5

Rozdział 5

Trójmiasto, grudzień 2023

Gdy Łukasz siedział na kanapie, jego telefon wydał cichy dźwięk. Spojrzał na ekran. Wiadomość od Pauliny. Serce zabiło mu szybciej.

"W sobotę o 12:00. Przyjedź do mnie. Zabierz szczoteczkę do zębów. Wyślę Ci adres. Czekam. Paulina."

Krótka treść, ale wystarczyła, by wzbudzić w nim falę emocji. Szczoteczka? Sugestia noclegu była oczywista i wywołała w nim ekscytację wymieszaną z niepewnością. Przez kolejne dni wracał myślami do tej wiadomości, wyobrażając sobie, co Paulina może planować.

Punktualnie o dwunastej, zaparkował przed jej domem swoje czarne Renault Clio. Elegancki budynek na obrzeżach miasta, otoczony drzewami, wyglądał naprawdę elegancko.  Nerwowo poprawił kurtkę i skierował się do drzwi.

Paulina otworzyła niemal natychmiast. Miała na sobie czarne, lekko połyskujące legginsy i kremowy golf z kaszmiru, który miękko otulał jej sylwetkę. Jej blond włosy swobodnie opadały na ramiona. Była jednocześnie naturalna i wyrafinowana.

— Witaj — powiedziała, jej uśmiech był ciepły, ale w spojrzeniu czaiła się nutka tajemnicy. — Cieszę się, że jesteś punktualny. Wejdź.

Dom robił wrażenie. Ciepłe drewno, nowoczesne linie, gustowne detale — wszystko wyważone, eleganckie, subtelne. Czuło się tu obecność kogoś, kto ma smak i potrzebę kontroli.

— Chodź, oprowadzę cię — powiedziała i ruszyła przed siebie.

Salon z kominkiem, klasyczna kuchnia z nowoczesnym wykończeniem, przestronna jadalnia. Łukasz chłonął każde pomieszczenie, każde spojrzenie Pauliny.

Zatrzymał się przy jednych drzwiach, nieco starszych niż pozostałe.

— A te?

Paulina uśmiechnęła się lekko nerwowo.

— Piwnica. Nic ciekawego, trochę bałaganu i różnych staroci.

Zmieniła temat.

— Pójdziemy na krótki spacer? Chcę pokazać ci coś ważnego.

— Jasne, ale pozwól, że pomogę ci założyć kozaki.

Usiadła w fotelu, uśmiechając się z rozbawieniem.

— Z przyjemnością.

Łukasz uklęknął, ujął jej stopę i z największą delikatnością wsunął ją w elegancki kozak. Druga stopa. Ujęcie, ruch, zatrzymanie się na chwilę. Westchnienie.

— Masz piękne stopy — wyszeptał.

Pogładziła go po głowie, niemal opiekuńczo.

Wstała, okryła się futrem. Była zjawiskowa.

Wyszli. Chłód powietrza otulił ich jak cisza. Paulina prowadziła go przez ścieżki, które znała od dziecka.

— To dom po moim dziadku. Odnowiłam go, kosztowało mnie to wiele nerwów i pieniędzy, ale dziś czuję, że to naprawdę moje miejsce.

Szli w ciszy, jej ramiona przytulone do jego ciała.

— Paulinko — powiedział w końcu — czuję się przy tobie inaczej. Spokojnie, prawdziwie. Jakbyś otwierała przede mną swój świat, krok po kroku. To dla mnie ważne.

Zatrzymała się. Spojrzała na niego i pocałowała go w policzek. Jej usta były chłodne, ale gest ciepły.

— Cieszę się, że tu jesteś — szepnęła.

Ruszyli dalej. Łukasz chciał wrócić do rozmowy, która kiedyś ich zbliżyła, do wyznań, które zmieniły wszystko. Ale czuł, że nie teraz. Paulina była inna. Cicha. Zamyślona. Krucha.

Objął ją mocniej.

— Na wszystko przyjdzie czas — pomyślał.

---

Po powrocie do domu Paulina zsunęła futro z ramion i usiadła w swoim ulubionym fotelu. Rękawiczki i szal rzuciła niedbale na szafkę. Bez słowa, niemal automatycznie, Łukasz uklęknął przed nią, by zdjąć jej kozaki. Jego ruchy były powolne, niemal rytualne — z pietyzmem rozsuwał zamki, jakby każdy centymetr był gestem czci. Kiedy buty w końcu znalazły się na podłodze, nie mógł oderwać wzroku od jej stóp.

Milczał przez chwilę, jakby zbierając w sobie odwagę. W końcu uniósł głowę i zapytał cicho:

– Czy... mogę je pocałować?

Nie odpowiedziała od razu. Przez sekundę przyglądała mu się uważnie, po czym na jej twarzy pojawił się ledwie dostrzegalny uśmiech.

– Oczywiście – szepnęła. Ton jej głosu był spokojny, niemal czuły.

Pochylił się i złożył delikatne pocałunki na jej stopach. Jeden. Drugi. Trzeci. A gdy jego usta dotykały delikatnej tkaniny skarpetek, poczuł, jak jej dłoń spoczywa lekko na jego głowie. Ten gest był jak znak – potwierdzenie, że robi dokładnie to, czego oczekuje.

Po chwili wstała, jakby kończąc ten rytuał. Podała mu dłoń.

– Chodźmy do kuchni. Przyda nam się coś do jedzenia. A skoro już raz udowodniłeś, że potrafisz gotować… liczę na twoją pomoc.

W jej słowach brzmiała znajoma nuta: ciepło wymieszane z czymś bardziej stanowczym. Wziął jej dłoń z uśmiechem i ruszyli razem do kuchni.

Wnętrze było jasne, harmonijnie urządzone – nowoczesność spotykała się tu z domowym ciepłem. Na blacie czekały już przygotowane składniki. Warzywa, świeże zioła, oliwa. Paulina zaczęła je kroić, ale Łukasz szybko dostrzegł, że nie czuje się w tym zadaniu pewnie.

– Pozwól, że pomogę – zaproponował miękko, podchodząc bliżej.

Rzuciła mu krótkie spojrzenie, uśmiechnęła się pod nosem.

– Nigdy nie byłam dobra w kuchni. Ale chyba już o tym wiesz.

Stanął za nią. Otoczył ramieniem. Pochylił się lekko, prowadząc jej rękę.

– Delikatnie, ale pewnie. Nóż sam cię poprowadzi – szeptał.

Była blisko, niemal czuł jej oddech. Pachniała czymś miękkim, lekko korzennym, jak ciepła herbata z imbirem. Jej ruchy z każdą chwilą stawały się bardziej pewne, uważne. Pozwoliła mu prowadzić, nie komentując ani słowem.

– Widzisz? Teraz jest idealnie – uśmiechnął się, obserwując, jak równiutkie plasterki warzyw spadają na deskę.

Nie odpowiedziała, tylko lekko się uśmiechnęła, nadal skupiona. Ale wtedy, niespodziewanie, opuściła nóż. Jej dłoń zaczęła powoli zsuwać się w dół, aż zatrzymała się w miejscu, gdzie jego ciało napięło się w fali podniecenia.

– Rozpraszasz się zaskakująco łatwo – mruknęła niemal z pobłażaniem, a jej głos stał się o pół tonu niższy. – Może powinnam nauczyć cię trochę... samodyscypliny.

Nacisnęła lekko ale w czułe miejsce, a on mimowolnie cicho jęknął. Ból nie był duży, ale wystarczający, by poczuł się zawstydzony i zaskoczony.

– Skup się na gotowaniu – dodała chłodno, choć w jej oczach błyszczała rozbawiona iskra.

Próbował się uśmiechnąć, ale głos uwiązł mu w gardle. Dopiero po chwili odzyskał oddech.

– Masz rację... po prostu tak na mnie działasz – powiedział półszeptem. – Przepraszam.

Nie odpowiedziała. Uniosła tylko kącik ust, jakby uznała, że właśnie dostał pierwszą lekcję. A może ostrzeżenie?

---

Po wspólnym obiedzie Paulina wstała od stołu, poprawiła włosy i spojrzała na niego z łagodnym uśmiechem.

– Posprzątaj, proszę – powiedziała spokojnie, wskazując gestem blat. – A potem... rozpalisz ogień w kominku? Uwielbiam to ciepło, zwłaszcza w taki chłodny dzień.

Łukasz skinął głową. Zabierając się do porządków, czuł narastającą ekscytację – nie tyle samymi obowiązkami, co sposobem, w jaki mu je powierzała. Jej polecenia były proste, niemal zwyczajne, a jednak każde z nich miało moc. Kiedy naczynia lśniły już czystością, przeszedł do salonu i zabrał się za układanie drewna w kominku. Widział kątem oka, jak Paulina rozsiada się wygodnie na sofie – obserwowała go, jakby z satysfakcją.

Chwilę później ogień zapłonął, rzucając ciepłe światło na wnętrze. Płomienie tańczyły na ścianach, a cichy trzask drewna wypełniał przestrzeń spokojem. Paulina wyciągnęła nogi i przeciągnęła się lekko, po czym spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek.

– Chodź tutaj. Moje stopy są zimne… ogrzejesz je i trochę pomasujesz?

Podszedł bez słowa i uklęknął przy niej. Ujął jej stopy w dłonie z delikatnością, jakby bał się. Zaczął masować – powoli, z wyczuciem, pozwalając sobie na pełne skupienie. Czuł przez skarpetki jak jej skóra była chłodna, chociaż szybko zaczęła przyjemnie się rozgrzewać.

Paulina zamknęła oczy. Jej ciało rozluźniło się niemal całkowicie, jakby jego dotyk był wszystkim, czego w tej chwili potrzebowała. Siedzieli w ciszy, przerywanej tylko trzaskiem płomieni.

Po dłuższej chwili odezwała się ponownie – jej głos był cichy, lecz stanowczy:

– Na półce w łazience jest mój ulubiony balsam. Przynieś go. Chcę, żebyś go użył.

Zaraz potem wrócił, trzymając w dłoni elegancką, smukłą butelkę. Gdy zbliżył się, jej spojrzenie przybrało ciepły, ale uważny wyraz – jakby weryfikowała nie tylko jego posłuszeństwo, ale też intencje.

Uklęknął znów przy sofie. Odstawił balsam, po czym uniósł jedną z jej stóp i, powoli, jakby celebrując każdy gest, zsunął z niej skarpetkę. Jej skóra była jasna, delikatna, a on podziwiał ją z niemym zachwytem. Zdjął drugą skarpetkę równie ostrożnie.

Otworzył flakon i pozwolił, by subtelny zapach rozszedł się po pomieszczeniu. Wycisnął odrobinę kremu na dłonie i rozgrzał go między palcami, zanim zaczął powoli wcierać go w skórę.

Jego dotyk był precyzyjny, uważny. Zaczął od palców, przesuwając się po kolei, a potem zatoczył dłonią łuk wzdłuż stopy, aż do pięty. Każdy ruch niósł ze sobą coś więcej niż pielęgnację – było w nim oddanie, podziw, czułość.

Paulina nie otwierała oczu. Oddychała spokojnie, pozwalając sobie na całkowite rozluźnienie. Jej ciało zdawało się lekko zapadać w miękkość sofy. W tej ciszy, przerywanej tylko trzaskiem ognia, Łukasz czuł, że czas zwolnił.

Gdy zakończył masaż, złożył na jej stopach krótki, delikatny pocałunek. Potem z czułością wsunął na nie skarpetki i sięgnął po koc, którym starannie przykrył ją.

Paulina zasnęła.

Leżała nieruchomo, z zamkniętymi oczami i lekko rozchylonymi ustami, oddychając spokojnie. A on usiadł na podłodze obok, wtulony w krawędź sofy, wsłuchany w rytm jej oddechu i trzask płonącego drewna. Czuł się jak strażnik tej chwili. Czuł, że już do niej należy. 


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wilczyca 1

Wilczyca 11

Wilczyca 2