Wilczyca 3
Rozdział 3
Trójmiasto, listopad / grudzień 2023
Po wyjściu Pauliny mieszkanie Łukasza wydawało się dziwnie ciche. Zbyt ciche. Stał przez chwilę nieruchomo, jakby jego ciało jeszcze nie przyjęło do wiadomości, że jej już nie ma. Powietrze wciąż przesiąknięte było jej perfumami — ciepłymi, otulającymi, zmysłowymi. Zapach zdawał się być wszędzie: w powietrzu, na jego dłoniach, w tkaninie fotela, w którym siedziała.
Usiadł przy stole, naprzeciwko pustego kieliszka. Ten kieliszek wydawał się niemal relikwią — śladem po niej, jakby niewidoczna smuga na lustrze po oddechu. Przymknął oczy, wracając do obrazu jej spojrzenia, dotyku stopy na jego kolanie, głosu, który był jednocześnie łagodny i w jakiś ledwo uchwytny sposób bezwzględny.
Każdy jej gest był starannie zaplanowany. Jakby sprawdzała, jak daleko może się posunąć. I jak wiele on gotów jest oddać. Czuł, że przestali już tylko flirtować — że przeszli do czegoś głębszego. Nie nazwanego. Jeszcze nie wypowiedzianego na głos.
Bez dłuższego zastanowienia wziął telefon do ręki i napisał wiadomość
Paulino, Dziękuję za ten wieczór. Zostawił we mnie coś więcej niż wspomnienie. Jeśli pozwolisz — chciałbym to kontynuować.
Daj mi szansę. Proszę.
Łukasz.
Nacisnął „wyślij” i zamknął oczy. Czuł, że to było coś więcej niż wiadomość. To był pierwszy krok w stronę poddania się czemuś większemu.
Nie musiał długo czekać.
Dziękuję za miły wieczór. Nie będzie mnie przez dwa tygodnie. Bądź cierpliwy. Czekaj na moją wiadomość.
P.
Czytał to kilka razy. „Dwa tygodnie” ?. Nie dodała nic więcej. Żadnych wyjaśnień, gdzie jedzie, dlaczego, z kim. Żadnego „do zobaczenia”. Po prostu jasny komunikat: czekaj.
W głowie pojawiło się mnóstwo pytań. Przypomniał sobie, że miała samochód z niemiecką rejestracją. Sposób, w jaki czasem unikała niektórych tematów ... Czy to praca? Wakacje? Czy może... coś zupełnie innego? Nigdy nie zapytał jej wprost, czym się zajmuje. Głównie sam mówił o sobie. Teraz uświadomił sobie, jaki był to błąd.
Czuł się zdezorientowany, ale nie zły. Raczej jak ktoś, komu pozostawiono zadanie: pokaż, że potrafisz czekać. Że jesteś gotów nie mieć nad tym kontroli.
I tak rozpoczęły się najdłuższe dwa tygodnie jego życia.
---
Mimo że codzienność toczyła się jak zwykle, nic nie smakowało już tak samo. Praca, spotkania, krótkie rozmowy z kolegami — wszystko było przytłumione, jakby widziane przez szybę. W głowie miał tylko jedną osobę.
Kilka razy napisał do niej wiadomość — krótkie, troskliwe: „Czy bezpiecznie dojechałaś?”, „Czy wszystko w porządku?” Nie odpowiadała. Albo nie chciała. Albo to był kolejny test.
Każde powiadomienie na ekranie telefonu sprawiało, że serce podskakiwało, po czym opadało z rozczarowaniem. I choć z początku myślał, że nie wytrzyma w tej niepewności, z czasem jeszcze bardziej zaczynał rozumieć, że to ona dyktuje rytm. Że nie ma tu miejsca na jego inicjatywę. Że ta cierpliwość jest formą oddania.
A im bardziej się z tym oswajał, tym bardziej... to go pociągało.
Każdego dnia odkrywał, że ta relacja nie przypomina żadnej poprzedniej. Że Paulina nie chce komplementów, deklaracji, prezentów. Ona chce czegoś innego — czystości intencji, gotowości do poddania się, do bycia formowanym.
I im bardziej to rozumiał, tym bardziej był gotów. Gotów na jej powrót, na kolejne próby. Gotów na to, co przyniesie czas.
W końcu nazwał to po imieniu: uległość. Pragnienie, by oddać się jej. Nie ze słabości. Ale z potrzeby.
Czekał.
Z każdym dniem bardziej świadomy tego, co chce jej ofiarować.
Z każdym dniem… coraz bardziej zakochany.
---
Po dwóch tygodniach, gdy niemal przestał spodziewać się, że Paulina w końcu się odezwie, jego telefon zawibrował. Spojrzał odruchowo na ekran i zamarł. Jej imię. Serce zabiło mocniej. Odebrał natychmiast, starając się brzmieć spokojnie, choć w środku buzowało wszystko.
— Cześć— usłyszał znajomy, spokojny głos. — Jak minęły ci te dwa tygodnie?
— Brakowało mi ciebie — odpowiedział, próbując zachować lekkość. — Myślałem o tobie często. Bardzo często.
Usłyszał jej cichy śmiech. Ten dźwięk od razu przywołał wspomnienie jej zapachu, dotyku, obecności.
— Oooo, to takie słodkie... Miło to słyszeć. A co planujesz na sobotę?
— Nic konkretnego. Jestem otwarty na propozycje.
Przez moment milczała, jakby ważyła jego odpowiedź.
— W takim razie... chciałabym, żebyś mnie gdzieś zabrał. Wybierz miejsce, które lubisz. Takie, gdzie będziesz dobrze czuł się.
Zastanowił się chwilę.
— Lodowisko. Uwielbiam jeździć na łyżwach. Jeśli nigdy nie próbowałaś, obiecuję, że pomogę ci od początku. Damy radę razem.
— Lodowisko? — powtórzyła z lekkim zawahaniem, ale też ciekawością. — Nigdy nie jeździłam. Ale jeśli bierzesz odpowiedzialność jako instruktor… to chcę zobaczyć, jak się spiszesz.
— Na to możesz liczyć. Sobota, czternasta. Będę na ciebie czekał.
— A jak mam się ubrać?
— Ciepło i wygodnie. Ale znając ciebie, pewnie i tak znajdziesz sposób, żeby wyglądać olśniewająco. Stylowo, ale swobodnie. Chcę, żebyś mogła się skupić na zabawie, nie na tym, czy marzniesz.
— Nie powiem, żebyś mi jakoś bardzo pomógł — zaśmiała się lekko. — Ale w porządku. Coś wymyślę.
— Wiesz, i tak wyglądasz świetnie w czymkolwiek.
— Obiecujesz, że będę bezpieczna ?
— Obiecuję. Zrobię wszystko, żebyś czuła się dobrze. I żebyś się nie przewróciła — dodał z uśmiechem.
Zapadła chwila ciszy, a potem usłyszał w jej głosie coś, co przypominało cień uśmiechu.
— W porządku. Do zobaczenia.
---
W sobotę Łukasz zjawił się przed lodowiskiem chwilę wcześniej. Chłodny dzień miał w sobie coś świątecznego – światełka, muzyka, zapach grzanego wina z pobliskiego stoiska. Lodowisko otaczały dekoracje, a lód błyszczał niczym szkło.
Kiedy zobaczył Paulinę, poczuł, jak wszystko wokół traci znaczenie. Przyszła w jasnym sztucznym futrze do połowy ud, w skórzanych legginsach, które podkreślały linię jej nóg i czarnych, lśniących kozakach. Na głowie miała jasną czapkę, a szyję oplatał delikatny szal. Jego uwadze nie umknęły również a może przede wszystkim jej eleganckie czarne rękawiczki.
Wyglądała... bajkowo.
Przywitali się pocałunkiem w policzek. Jej skóra pachniała znajomo i ciepło. Łukasz zapamiętał ten moment.
Na ławce, obok lodowiska, Paulina spojrzała na swoje łyżwy z lekkim niepokojem.
— Pozwól ... — powiedział z uśmiechem, klękając przed nią. Jego głos był miękki, opiekuńczy.
Uniosła brew, nieco teatralnie, ale zaraz uśmiechnęła się z lekką kokieterią.
— Nie spodziewałam się, że będziesz aż tak pomocny.
— Obiecałem, że zadbam o ciebie.
Delikatnie zdjął pierwszy kozak. Jej stopa w czarnej, eleganckiej skarpetce spoczęła na jego dłoni. Chwilę się nie ruszał, jakby chłonął ten widok.
— Całkiem miłe — rzuciła, gładząc go lekko po włosach, gdy zajmował się drugim butem.
Uśmiechnął się tylko, nie komentując. Włożył jej łyżwy, starannie zawiązał sznurowadła, zapinając zatrzaski z pełną uwagą. Gdy skończył, spojrzał na nią z dołu.
— Gotowe. Teraz pokażę ci, jak wygląda lodowa magia.
Pomógł jej wstać, biorąc ją pod ramię. Ujęła jego dłoń swoją, ukrytą w rękawiczce – skórzana faktura na tle jego nagiej skóry stworzyła dziwnie zmysłowy kontrast.
Zrobiła pierwszy krok na lód i natychmiast straciła równowagę. Łukasz przyciągnął ją do siebie. Zacisnęła palce na jego ramieniu i dłoni.
— Spokojnie. Jestem tutaj. Trzymaj się mnie.
— Dobrze. Ale nie obiecuję, że będzie to od razu wyglądało zgrabnie — powiedziała z lekkim śmiechem.
Powoli przesuwali się razem po lodzie. Jej ruchy były niepewne, ale z każdą chwilą nabierała odwagi. On był cierpliwy, skoncentrowany tylko na niej. Trzymała się go kurczowo, ale czuł, że powoli się rozluźnia.
— Zaczynam rozumieć, czemu to lubisz — powiedziała po chwili. — Choć zdecydowanie, jest trudniej niż wygląda na pierwszy rzut oka.
— Robisz to świetnie. Naprawdę — uśmiechnął się.
— Może po prostu mam dobrego nauczyciela — odparła, z tym błyskiem w oku, który tak dobrze już znał.
Po kilku kolejnych minutach zaproponował krótką przerwę. Oparli się o barierkę. Wciąż trzymała jego dłoń. Jej rękawiczka przesuwała się po jego skórze, a ten drobny gest wywoływał w nim więcej emocji niż niejeden pocałunek.
— Po kilku kółkach chyba jednak muszę powiedzieć, że zaskakująco dobrze sobie radzę, prawda?
— Zdecydowanie. Jestem pod wrażeniem.
Spojrzała na niego uważnie. Potem podniosła wolną rękę i delikatnie pogładziła go po policzku. Ich spojrzenia się spotkały.
Łukasz poczuł, jak serce przyspiesza. Powoli, ostrożnie, objął ją w talii. Nie zaprotestowała. Wręcz przeciwnie — uśmiechnęła się, ciepło i pewnie.
— Dobrze, że mam takiego opiekuna — szepnęła. Pocałowała go w policzek. Jej usta musnęły jego skórę, ale dotyk ten pozostawił znacznie więcej niż tylko ślad.
Stał tak chwilę, trzymając ją blisko, czując ciepło bijące spod jej futra i słysząc, jak obok ślizgają się czyjeś łyżwy oraz śmiech dzieci gdzieś w tle. Świat najpierw zatrzymał się w miejscu a potem zniknął.
Była tylko ona. I to, co właśnie zaczynało się rodzić.
— Paulinko… — zaczął cicho, sam niepewny, co chciał powiedzieć.
Nie pozwoliła mu dokończyć. Uniosła palec i przyłożyła do jego ust.
— Ciii… — szepnęła z uśmiechem, patrząc mu w oczy. Nie potrzebowała słów. On już również nie.
Po chwili odsunęła się delikatnie, lecz jej dłoń nadal spoczywała na jego ramieniu.
— Myślę, że jestem gotowa na więcej... — powiedziała, robiąc pauzę. — Mam na myśli powrót na lodowisko.
Łukasz uśmiechnął się szeroko, z wyraźną ulgą i radością.
— Jak sobie życzysz — odparł, pomagając jej znów wejść na śliską taflę. Ich ruchy były już bardziej zsynchronizowane, a Paulina nadal pozwalała mu prowadzić się z subtelną pewnością siebie.
— Może to dziwne, ale zaczyna mi się to podobać — przyznała, spoglądając na niego z uśmiechem.
— Nic dziwnego — odpowiedział z ciepłem. — Z każdą chwilą idzie ci coraz lepiej. A wiesz, dlaczego?
— Domyślam się — mruknęła.
— Bo masz świetnego instruktora — dokończył z udawaną dumą.
Paulina roześmiała się lekko, jej głos był miękki, z nutą kokieterii.
— Może i tak… choć uważam, że to jednak moje naturalne talenty mają tu największe znaczenie.
— Oczywiście. Nie śmiałbym twierdzić inaczej — odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku. — To zaszczyt być twoim instruktorem.
— No widzisz, tak jest lepiej — stwierdziła z zadowoleniem, ściskając nieco mocniej jego dłoń.
Jechali razem po lodzie w coraz bardziej płynnych ruchach, ich ciała blisko siebie, dłonie splecione, spojrzenia — coraz częstsze.
— Wiesz co, Łukasz ? — odezwała się po chwili. - Czasem zapominam, jak to jest czuć się… wyjątkowo. I spędzać czas w tak banalny sposób.
Spojrzał na nią z czułością.
— Cieszę się, że mogę być częścią tego banalnego czasu — odparł z ciepłym uśmiechem.
— Najprostsze rzeczy bywają najpiękniejsze. Ale nie myśl sobie, że tak łatwo mnie zadowolić — dodała z iskrą w oku.
— W takim razie zrobię, co w mojej mocy, żeby ten czas był dla ciebie wyjątkowy.
— Zobaczymy — powiedziała. — A teraz… zróbmy jeszcze jedną małą przerwę.
Zatrzymali się przy bandzie. Paulina zdjęła jedną rękawiczkę, poprawiając niesforne kosmyki włosów, które wysunęły się spod czapki. Ostatnie promienie zimowego słońca muskały jej twarz, wydobywając z niej miękkość i coś… niemal eterycznego.
Łukasz przyglądał się jej w milczeniu. Kierowany impulsem, wziął jej odsłoniętą dłoń i złożył na niej delikatny pocałunek. Dotyk jego ust był ledwo wyczuwalny.
Paulina spojrzała na niego z lekkim zaskoczeniem, po czym uśmiechnęła się subtelnie.
— Całkiem miło — powiedziała cicho, z nieodgadnionym błyskiem w oczach. — Nie spodziewałam się.
Wsuwając z powrotem rękę do rękawiczki, objęła go lekko w pasie, przysuwając się bliżej. Łukasz poczuł, jak serce znowu przyspiesza.
— Dziękuję — szepnęła, patrząc mu prosto w oczy, a jej głos był miękki, niemal intymny.
Po chwili jednak cofnęła się o krok i westchnęła.
— Gotowy na dalszą jazdę?
— Zawsze.
---
Gdy zeszli w końcu z lodowiska i zatrzymali się przy ławce, Paulina opadła na nią lekko znużona, ale wyraźnie zadowolona. Łukasz uklęknął obok niej, nie czekając na polecenie. Zdjął jej łyżwy z czułością, której nie próbował już ukrywać.
Paulina przyglądała mu się spokojnie.
— Jesteś bardzo dokładny i delikatny.
— Dla ciebie chcę być taki zawsze — odparł cicho.
Wsunął ostrożnie na jej stopy stylowe kozaki. Poprawiła futro na ramionach i z tym samym chłodnym wdziękiem podała mu rękę w rękawiczce.
— Myślę, że możemy już iść.
Wstał, pomagając jej się podnieść. Paulina objęła go delikatnie, muskając ramię.
— Dziękuję za dzisiejszy dzień — powiedziała miękko.
— To ja dziękuję.
Zapadła chwila ciszy, którą Łukasz postanowił przerwać.
— A może… pójdziemy jeszcze gdzieś?
Paulina poprawiała właśnie futro, ale zatrzymała się w pół ruchu i spojrzała na niego z lekkim uśmiechem.
— Może… — przeciągnęła słowo, jakby testowała jego intencje. — A co masz na myśli?
— Może kawa? Albo coś ciepłego do picia. Niedaleko jest przytulna kawiarnia — zaproponował ostrożnie.
— Kawa brzmi całkiem dobrze — odpowiedziała, po czym bez słowa poprawiła mu szalik, jakby to była rzecz całkowicie naturalna. — Prowadź.
Łukasz podał jej ramię. Ujęła je lekko, pewnie, z typową dla siebie gracją.
Poszli wolnym krokiem....
Komentarze
Prześlij komentarz