Wilczyca 18

Rozdział 18

Trójmiasto, grudzień 2023

Paulina odłożyła telefon na sofę, kończąc krótką rozmowę. W domu panowała cisza, przerywana jedynie odgłosem jej kroków na drewnianej podłodze. Jeszcze przez chwilę krzątała się po domu. Otworzyła walizkę, z której uniósł się lekki zapach drogich perfum, przypominających o niedawno zakończonym wyjeździe.  Część rzeczy wrzuciła do kosza na brudne pranie,  inne, te nie używane, włożyła do szafy.

Następnie przeszła do łazienki, rozebrała się i weszła pod prysznic, a strumienie gorącej wody spływały po jej plecach i karku, unosząc ze sobą napięcia całego dnia. Sięgnęła po olejek o zapachu drzewa sandałowego i bergamotki – delikatny, ale wyrazisty.

Prysznic był dla niej jak rytuał – moment przejścia. Gdy wyszła z łazienki, jej ruchy stały się jeszcze spokojniejsze. Nałożyła krem na twarz, przeciągając dłońmi po kościach policzkowych, szyi, dekolcie. Potem sięgnęła po suszarkę, lekko podsuszyła włosy, zostawiając je jednak rozpuszczone, miękkie, z naturalną falą.

W sypialni otworzyła szafę. Ubrała czarną koronkową bieliznę i sięgnęła po kremową, jedwabną bluzkę z delikatnym dekoltem. Założyła ją powoli, pozwalając materiałowi opaść na skórę. Następnie czarne rajstopy, czarne dopasowane cygaretki i szpilki – lakierowane, klasyczne Laboutiny. Do tego złota bransoletka, drobne kolczyki i kilkoma pociągnięciami podkreślone oczy. 

Spojrzała w lustro. Była gotowa.

Na zewnątrz zapadał powoli zmrok, kiedy Paulina zgasiła światło w sypialni i przeszła do salonu. Usiadła na sofie, sięgnęła po kieliszek białego wina i cicho westchnęła.

Nie musiała sprawdzać godziny. Wiedziała, że niebawem się zjawi.
W końcu zawsze był punktualny.

---

Białe Volvo XC90 zatrzymało się tuż przed furtką prowadzącą do posesji Pauliny. Samochód lśnił w świetle latarni, czysty, elegancki, z przyciemnianymi szybami i dyskretnymi chromowanymi detalami. Silnik zgasł, a przez chwilę słychać było jedynie cichy dźwięk otwieranych drzwi.

Z wnętrza pojazdu wysiadł mężczyzna – około sześćdziesięciu lat, szczupły, wysoki, z idealnie przystrzyżoną siwą brodą i zadbanymi włosami zaczesanymi do tyłu. Ubrany był w ciemny, wełniany płaszcz  i szalik w subtelną kratę. 

W dłoni trzymał bukiet – klasyczny, ale dobrany z wyczuciem:  lilie, róże i delikatna zieleń, otulona cienkim papierem w kolorze kości słoniowej.

Zbliżył się do furtki. Przez chwilę stał nieruchomo, jakby sprawdzał, czy w oknie nie pojawił się cień postaci. Potem uniósł rękę i nacisnął dzwonek. Metaliczny dźwięk rozległ się w środku domu, a mężczyzna odsunął się o krok i spojrzał na drzwi wejściowe, czekając.

Na jego twarzy nie było niepokoju ani niecierpliwości.

Zabrzęczała furtka. Chwilę później rozległ się charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Paulina stanęła w progu, wyprostowana. Jej sylwetka odcinała się na tle światła, świecącego się zza jej pleców.

Andrzej zatrzymał się na moment, jakby zamarł, widząc ją w tym świetle. W jego spojrzeniu pojawiło się coś między podziwem a nostalgią.

– Paulina… Boże, przepięknie wyglądasz – powiedział cicho, ale z wyraźnym naciskiem na każde słowo. – Dawno się nie widzieliśmy. Ile to już? Trzy lata?

Wyciągnął w jej stronę kwiaty.

– Proszę, to dla ciebie.

Pochylił się i złożył lekki pocałunek na grzbiecie jej dłoni.

Paulina uśmiechnęła się, elegancko, ale nie bez nuty ciepła. Jej usta delikatnie musnęły jego policzek, pozostawiając po sobie ledwo wyczuwalny zapach jej perfum.

– Chodź, Andrzej – powiedziała miękko – Ty też świetnie wyglądasz. Piękne kwiaty,  dziękuję.

Andrzej wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi. Rozpiął płaszcz i powiesił go na wieszaku w przedpokoju. Był elegancko ubrany. Czarna marynarka, kaszmirowy golf, klasyczne spodnie w kant, skórzane buty, które błyszczały, jakby przed chwilą ktoś zdjął je z wystawy.

Paulina spojrzała na niego.

– Jak zawsze wyglądasz z klasą – zauważyła. 

Odwróciła się na pięcie, a szpilki delikatnie stuknęły o parkiet.

– Chodźmy do salonu. – Jej głos był cichy, pewny, a sposób, w jaki wypowiedziała to zaproszenie, nie pozostawiał złudzeń, kto tu rozdaje karty.

Andrzej podążył za nią w głąb mieszkania, przyglądając się jej sylwetce – opanowanej, eleganckiej, perfekcyjnej w każdym detalu. W salonie panował półmrok, rozświetlany jedynie nastrojowymi lampami i blaskiem świec.

– Nadal ten sam wystrój – powiedział, rozglądając się powoli. – I nadal obłędnie pachnie tu tobą.

Paulina uśmiechnęła się, siadając na sofie. Założyła nogę na nogę z gracją, jakby ten gest był ćwiczony godzinami.

– Dobrze cię znowu widzieć – powiedziała spokojnie. 

Andrzej usiadł wygodnie na skraju sofy, wciąż nie spuszczając wzroku z Pauliny.

– Naprawdę wyglądasz zjawiskowo. Nie mogę się napatrzeć – powiedział z uśmiechem, bez cienia kokieterii, jakby chciał po prostu nacieszyć się widokiem starej przyjaciółki.

– Dziękuję. Miło to słyszeć, zwłaszcza od ciebie – odparła z naturalnym wdziękiem. – I dziękuję, że przyjąłeś moje tak niespodziewane zaproszenie.

Andrzej rozsiadł się wygodniej, zerkając wokół na znajome wnętrze.

– Cała przyjemność po mojej stronie. I tak nie miałem żadnych planów na dzisiejszy wieczór. A możliwość spędzenia go w takim towarzystwie… cóż, nie do odrzucenia – dodał z ciepłem w głosie.

– To może zaproponuję coś do picia – odezwała się Paulina, wstając lekko z sofy. – Herbata, wino, coś mocniejszego?

– Herbatę poproszę – odpowiedział Andrzej. – Coś rozgrzewającego, za oknem coraz chłodniej.

Paulina skinęła głową i ruszyła w stronę kuchni. Andrzej podniósł się i poszedł za nią, nie przerywając rozmowy.

– Jak życie w Berlinie? – zapytał, opierając się o kuchenną wyspę.

Paulina, sięgając do jednej z szafek po ulubiony czajnik uśmiechnęła się do siebie.

– Pracowicie – odpowiedziała, nalewając wodę do czajnika. – Ale w porządku. Lubię to tempo. Czuję się spełniona. Robię dokładnie to, co chcę. I jestem tam, gdzie chcę być.

Andrzej skinął głową, z uznaniem spoglądając na nią. Przez chwilę milczał, jakby porządkował swoje myśli.

– A u ciebie? – zapytała, odwracając się do niego z lekko przechyloną głową.

– Wiesz… – westchnął – powoli myślę o tym, żeby się wycofać. Dzieci są już dorosłe, radzą sobie coraz lepiej. Planuję przekazać im firmę i wreszcie przejść na zasłużoną emeryturę.

Paulina zaśmiała się krótko, z rozbawieniem w oczach.

– Ty i emerytura? Przestań. Przecież świetnie wyglądasz.

Andrzej uśmiechnął się, ale tym razem nieco melancholijnie.

– Dziękuję, ale zdrowie już nie to, co kiedyś. Niektórych rzeczy nie da się zatrzymać. A poza tym… może wreszcie pora trochę odpocząć. Życie przecieka przez palce, Paulino. Czasem mam wrażenie, że przegapiłem połowę najważniejszych chwil, goniąc za czymś, co już mnie tak naprawdę nie cieszy.

Paulina spojrzała na niego uważnie, przez chwilę nic nie mówiąc. W jej oczach pojawił się cień refleksji.

– Może masz rację – powiedziała cicho, wracając spojrzeniem do czajnika, który właśnie zaczął syczeć.

Zalała herbatę i podała Andrzejowi dwie porcelanowe filiżanki a sama zabrała imbryk.  Ich dłonie na moment się musnęły.

– Chodźmy z powrotem do salonu. Herbata smakuje lepiej w wygodnych fotelach.

Andrzej skinął głową i ruszył za nią. Usiedli.  W salonie zapadła przyjemna cisza.

---

Trójmiasto, marzec 2008

Po tym, jak zakończyła relację z Adamem, Paulina przez kilka tygodni funkcjonowała na autopilocie. Skupiona na nauce, intensywnych zajęciach i przygotowaniach do sesji, próbowała zepchnąć wspomnienia na dalszy plan. Ale im bardziej starała się nie myśleć o tym, co się wydarzyło, tym silniejsze stawało się w niej poczucie niedosytu. Napięcie, które narastało w niej od miesięcy, nie zniknęło – przeciwnie, przybrało nową, niepokojącą formę. Już nie chodziło tylko o ciekawość. Chodziło o potrzebę.

Któregoś wieczoru, leżąc w łóżku z laptopem na kolanach, zaczęła przeglądać internet. Początkowo bez konkretnego celu ale algorytmy już dobrze znały jej wcześniejsze zapytania. Link za linkiem, wpis za wpisem – aż trafiła na forum poświęcone kobiecej dominacji. Początkowo czytała ostrożnie, z dystansem, zerkając przez ramię, choć przecież była sama. Ale z każdą kolejną historią, opisem, wyznaniem – coś w niej zaczynało rezonować.

Te kobiety były różne – pewne siebie, surowe, zmysłowe, wymagające. I choć niektóre ich praktyki wydawały się Paulinie ekstremalne, to samo sedno – poczucie kontroli, siła, jaką dawała im relacja z uległym mężczyzną – przyciągało ją jak magnes.

Po kilku dniach obserwowania z ukrycia, postanowiła założyć konto. Wybrała pseudonim, który wydawał się jej odpowiednio neutralny, ale subtelnie sugerujący, że nie jest przypadkową osobą.

Nie planowała publikować żadnych ogłoszeń. Przynajmniej nie od razu. Ale już późnym wieczorem, tuż przed snem, napisała kilka zdań.

 "Inteligentna, młoda kobieta, która wie, czego chce. Cenię sobie subtelność, ale również dyscyplinę i posłuszeństwo. Dopiero poznaję ten świat. Szukam mężczyzny, który potrafi słuchać. Uległość mile widziana – ślepe oddanie jeszcze bardziej."

Kliknęła „Opublikuj” i… zamknęła laptopa. Nie chciała o tym myśleć chociaż miała nadzieję, że ktoś odpisze. Poza tym, następnego dnia miała dwa kolokwia i prezentację na seminarium. Przez kolejne dwa–trzy dni kompletnie zapomniała o swoim wpisie.

Dopiero w piątkowe popołudnie, kiedy wróciła zmęczona po całym dniu nauki i zdała sobie sprawę, że może wreszcie pozwolić sobie na chwilę oddechu, zajrzała na swoją skrzynkę mailową.

Na widok liczby powiadomień serce zabiło jej mocniej. Ponad pięćdziesiąt wiadomości. Tytuły: "Pani ogłoszenie mnie zaintrygowało", "Gotowy służyć", "Doświadczony, oddany i lojalny", "Proszę, pozwól mi Cię poznać".

Zalogowała się na portal. Jej skrzynka wiadomości eksplodowała treścią – zdjęcia, deklaracje, pełne pasji opisy fantazji, krótkie i długie wiadomości, niektóre niemal poetyckie, inne bezczelne i zbyt bezpośrednie.

Paulina wpatrywała się w ekran przez długą chwilę. Zaskoczona. Zaintrygowana. I… zadowolona.

Niektóre wiadomości odrzuciła od razu, nie potrzebowała więcej niż jedno zdanie, by wiedzieć, że nie. Ale kilka… kilka kazało jej się zatrzymać. I przeczytać drugi raz. Albo trzeci.

Zaczęła korespondować z kilkoma mężczyznami. Każdy z nich miał nadzieję, że wyróżni się na tle innych, że to właśnie jego słowa, styl lub deklaracje przyciągną uwagę kobiety, którą już po samym ogłoszeniu można było uznać za wymagającą. I rzeczywiście – Paulina czytała uważnie, czasem z ciekawością, czasem z rosnącą irytacją. Szybko odkryła, jak wielu mężczyzn nie potrafi nawet napisać poprawnie kilku zdań. A to dla niej było nie do zaakceptowania.

Jeden z nich popełniał rażące błędy ortograficzne – skreśliła go natychmiast, nie odpisując ani słowem. Inny z kolei przechwalał się swoją znajomością różnych forów i relacjonował, z kim już miał do czynienia, co wywołało w Paulinie odruchową niechęć. Nie szukała kogoś, kto patrzy na innych. Szukała kogoś, kto patrzy tylko na nią.

Nie znosiła porównań. Nie interesowało jej, jak ktoś „wcześniej służył innej Pani” ani „co jakaś Domina uważała za słuszne”. To była jej droga. Jej odkrywanie. Jej zasady.

Z każdym kolejnym dniem liczba osób, z którymi utrzymywała kontakt, malała. Często nie musiała nawet nic pisać – wystarczyło, że nie odpisała. I temat znikał.

Ale był jeden, którego wiadomości przyciągnęły jej uwagę od samego początku. Styl jego pisania był spokojny, wyważony, ale pełen szacunku. Nie próbował się popisywać, nie wchodził w dziwne teorie. W krótkiej wiadomości napisał, że szuka relacji opartej na zaufaniu i oddaniu, bez gier i bez udawania. Zaznaczył też, że jest znacznie starszy i – jak to ujął – „ma za sobą życie, które wiele go nauczyło, ale teraz chciałby zrozumieć samego siebie jeszcze głębiej”.

W ogłoszeniu zaznaczył, że pracuje na wysokim stanowisku, w dość eksponowanej publicznie roli. Ceni sobie dyskrecję i oczekuje dojrzałości. Był po rozwodzie, nastoletnie dzieci. I jak przyznał – po wielu latach wewnętrznych rozterek, wreszcie zdecydował się na realizację ukrytych pragnień. Miał pewne doświadczenie ale podchodził do niego z dużą skromnością.

Paulina długo czytała jego wiadomości. Było w nim coś, co przykuwało jej uwagę – nie tyle konkrety, ile ton. Spokój, pewność, wyważenie. Dojrzałość. Brak desperacji. Brak maski.

Po tygodniu intensywnej wymiany wiadomości – bez jednej nieprzemyślanej czy zbyt nachalnej – poprosiła go o zdjęcie.

Zamilkł na dłuższą chwilę. W końcu pojawiła się wiadomość.

– "Wiesz, że boję się takich rzeczy".

Rozumiała to. W ich korespondencji wielokrotnie wspominał o swojej pozycji, rodzinie, reputacji. Ale dla niej to była kwestia zaufania. I sprawdzenia, czy ta niewidzialna nić, którą poczuli od pierwszej wymiany wiadomości, ma też swoje odbicie w rzeczywistości. W fizyczności.

– „Rozumiem” odpisała. „Ale jeśli mamy się spotkać, muszę wiedzieć z kim. Obiecuję dyskrecję. Słowo.”

I po kilku minutach – które zdawały się trwać wieczność. Kliknęła w otrzymany załącznik.

Wysoki. Elegancki. Siwiejące skronie. Szpakowata broda. Marynarka z dobrze dobranym krawatem. Tło – coś w stylu gali filmowej albo prestiżowej premiery. Jego wzrok był spokojny, ale uważny. Widać było, że nie jest amatorem zdjęć – to było zrobione przy okazji jakiegoś oficjalnego wyjścia, raczej nie na potrzeby prywatnej korespondencji.

Zamknęła okno. Przez chwilę tylko siedziała w milczeniu, patrząc przed siebie. Wróciła do laptopa i bez większego zastanowienia zrobiła coś, co zaskoczyło nawet ją samą. Wysłała swoje zdjęcie.

Było z wakacji. Miała na sobie lekką, lnianą sukienkę i duże okulary przeciwsłoneczne. Siedziała w cieniu, trzymając w dłoniach książkę. Uśmiechała się lekko, patrząc gdzieś poza kadr. Nie wyglądała jak femme fatale. Wyglądała jak ona – prawdziwa, zwyczajna, a może właśnie przez to bardziej autentyczna.

Odpowiedź przyszła szybko.

Kilka serduszek. Potem jedno zdanie:

– „Jesteś piękna. I teraz tym bardziej chcę Cię poznać.”

Zanim zdążyła odpisać, przyszła kolejna wiadomość.

– „Spotkajmy się.”

To było bezpośrednie. Konkretne. I w jakimś sensie bardzo męskie. Ale też – ryzykowne. Przez kolejne dni zwlekała z jednoznaczną odpowiedzią, udając przed sobą samą, że musi się zastanowić. A tak naprawdę – bała się. 

Kilka razy siadała do wiadomości, zaczynała pisać, po czym kasowała tekst. Aż w końcu, pewnego wieczoru, zupełnie niespodziewanie dla samej siebie, napisała:

– „Dobrze.  Spotkam się z Tobą.”

Uśmiechnęła się do siebie, wysyłając wiadomość. 

Nie kazał jej długo czekać.

– „Spacer, a potem kawa albo herbata. Nic zobowiązującego. Po prostu miłe popołudnie. Sopot, kościół św. Jerzego. Góra Monciaka. Czwartek o 16?”

Sopot. Znane miejsce.  Publiczne. Przemyślane. Spokojne. Bezpieczne.

– „Pasuje.” – odpisała po chwili. 

Miał na imię Andrzej. 


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wilczyca 1

Wilczyca 11

Wilczyca 2