Wilczyca 17

Rozdział 17

Trójmiasto, marzec 2008

Po zajęciach umówili się pod biblioteką. Adam już czekał, stojąc z rękami w kieszeniach, z charakterystycznym lekkim uśmiechem na twarzy. Paulina podeszła pewnym krokiem, niosąc torbę na ramieniu i z włosami lekko rozwianymi przez wiatr. Pocałowali się.

– Głodny? – zapytała bez zbędnych powitań.

– Trochę – przyznał.

– To chodź, zjemy coś. Mam ochotę na pizzę.

Poszli razem do niedalekiej pizzerii, gdzie zawsze można było usiąść w kącie i spokojnie porozmawiać. Rozmawiali jak zwykle – trochę o zajęciach, trochę o książkach, trochę o wspólnych znajomych. Adam, choć studiował filologię klasyczną interesował się językami ogólnie – planował rozpoczecie drugiego kierunku.

Poznali się kilkanaście miesięcy wcześniej – przypadkiem usiedli obok siebie na międzywydziałowym wykładzie z historii języka na który Paulina poszła jako studentka germanistyki. Adam był dwa lata starszy, spokojny, z nieco melancholijnym spojrzeniem. Od początku ją zaintrygował – nie był jak inni chłopcy, którzy od razu próbowali imponować. Słuchał. Zadawał pytania. I miał w sobie coś miękkiego, uległego. Coś, co Paulina dostrzegła szybciej niż on sam.

Po kolacji Paulina rzuciła luźno:

– Chcesz wpaść do mnie na herbatę?

– Pewnie – odpowiedział bez chwili wahania.

Podjechali jej czerwonym Fiatem 500. Paulina miała niewielkie, ale przytulne mieszkanie w jednym z bloków w Sopocie. Mieszkali w nim jej dziadkowie, zanim wyprowadzili się do domku jednorodzinnego, w innej części miasta. W środku pachniało czymś kwiatowym. Paulina rzuciła torbę na fotel i zdjęła płaszcz.

Adam usiadł na kanapie. Milczał przez chwilę, aż w końcu powiedział:

– Masz zmęczone stopy?

Paulina uniosła brew.

– Skąd wiesz?

Wzruszył ramionami z lekkim uśmiechem.

– Oj Paulina,  znamy się  nie od dziś. Mogę ci je pomasować?

Nie odpowiedziała od razu. Usiadła na kanapie, naprzeciw niego, i podała mu nogi. Miała na sobie cienkie, czarne rajstopy i zamszowe botki. Adam delikatnie rozpiął zamek pierwszego buta, zdjął go i ułożył jej stopę na swoich udach. Potem zrobił to samo z drugim. Jego dłonie były ciepłe i pewne.

Paulina oparła się wygodnie, zamknęła oczy i przez chwilę tylko słuchała muzyki lecącej z głośników. Jej ciało powoli się rozluźniało. W pokoju panował półmrok, jedynie ciepłe światło lampy rozlewało się miękko po wnętrzu. Adam delikatnie masował opuszkami palców, a co jakiś czas nachylał się, by złożyć cichy pocałunek. Robił to z niemal nabożną czcią.

Czuła ciepło jego dłoni  i delikatne, uważne ruchy, które koiły napięcie po całym dniu. Przymknęła oczy i przez chwilę pozwoliła sobie odpłynąć myślami.

Było jej dobrze. Zaskakująco dobrze.

Adam był inny niż wszyscy chłopcy, których znała wcześniej. Nie próbował dominować rozmowy, nie mówił o sobie w nieskończoność. Zawsze słuchał. I patrzył na nią w ten sposób – tak, jakby była jedyną osobą na świecie. Jakby wszystko poza nią nie miało znaczenia. Lubiła to. Lubiła czuć, że jest dla niego centrum wszechświata. Że on jest gotów zrobić wszystko, byle tylko ją zadowolić.

Ich relacja powoli, niemal niepostrzeżenie, przesuwała się w kierunku, którego sama jeszcze niedawno nie potrafiłaby nazwać. Była zaintrygowana jego uległością. Tym, że nie tylko ją akceptował – on ją chłonął. Kiedy w chwilach uniesienia wbijała paznokcie w jego skórę, szczypała go, drapała po plecach albo po udach – znosił to bez słowa. Czasem syknął z bólu, ale nie protestował. Wręcz przeciwnie – był wtedy jeszcze bardziej skupiony na niej.

To ją podniecało. Czuła, że może sobie na więcej pozwolić. Że przy nim nie musi się powstrzymywać.

Próbowali już nawet innych form. Klamerki do wieszania bielizny zapinane na sutki, łaskotanie, przywiązywanie do łóżka. Raz, w żartobliwym tonie, powiedziała mu, że mógłby być jej konikiem. Zaśmiał się, a potem uklęknął na czworaka i powiedział, że może ją powozić po mieszkaniu.  Wskoczyła mu na plecy, objęła udami i zaczęła kierować nim. Trzymała w dłoni pasek, którym lekko go poganiała. Każde klaśnięcie skóry o jego pośladki było jak impuls, który potęgował jej satysfakcję. Śmiała się wtedy, szczęśliwa i podekscytowana, czując jego siłę i swoją kontrolę.

To było coś nowego. Coś, czego wcześniej nie znała – ale co z każdą chwilą smakowało jej coraz bardziej. 

Nie patrzyła teraz na niego. Wpatrywała się w ciemniejące za oknem niebo, ale w jej myślach wracała scena z wczoraj. I im dłużej o niej myślała tym bardziei nie dawało jej to spokoju. Rozmowa ze wspólnymi znajomymi ze studiów, żart, który Adam rzucił niby mimochodem, przerywając jej w pół zdania. Niby błahostka, ale w jej głowie wciąż dźwięczało to lekceważące „daj już spokój, Paulina, kto by się tym przejmował”.

Westchnęła i spojrzała na niego chłodno.

– Wiesz, Adam… – zaczęła powoli, niemal leniwie – chyba muszę ci przypomnieć, jak należy się do mnie odzywać.

Adam uniósł wzrok, zaskoczony.

– O co chodzi?

– Wczoraj. Twoje słowa. Ten komentarz. Bardzo mi się nie spodobał – powiedziała cicho. – I wiesz co? Postanowiłam, że dziś cię za to ukarzę.

Adam wyprostował się nieco, jakby nie był pewien, czy dobrze zrozumiał.

– Paulina… przecież to był tylko żart...

– Nie był zabawny – przerwała mu ostro. –  Wstań.

Jej ton nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. Adam posłusznie się podniósł. Paulina tymczasem podeszła do niego i sięgnęła po skórzany pasek z jego spodni. Jednym ruchem go wyjęła, po czym wskazała kanapę.

– Zdejmij spodnie i oprzyj się. Ręce na oparciu.

Adam zawahał się, ale widząc jej spojrzenie, zrobił to, czego od niego oczekiwała. Stał nagi od pasa w dół, pochylony, wystawiony na jej łaskę.

Paulina stanęła za nim. – Trzydzieści uderzeń. Każde będziesz liczył na głos.

Zanim zdążył zareagować, pasek przeciął powietrze i  z głośnym trzaskiem spadł na jego pośladki.

- Licz ! 

– Jeden – wykrztusił.

Kolejne uderzenia spadały regularnie. Paulina biła go mocno, ale z wyczuciem. Każdy cios był kontrolowany, każde uderzenie miało znaczenie. Adam stękał, drżał, jego głos drżał z bólu, ale liczył dalej.

– Dwanaście… trzynaście…

Przy piętnastym zawył, jego głos załamał się.

– Proszę… Paulina, dość…

– Cisza. Licz dalej – odpowiedziała chłodno. – Kara to kara. Masz nauczyć się szacunku.

Kiedy dwudziesty raz pasa opadł na pośladki Adama, jego ciało zadrżało. Dyszał ciężko, mocno opierając się o oparcie kanapy, a jego dłonie ściskały materiał obicia, jakby chciały się w nim zatopić.

– Jeszcze dziesięć – powiedziała Paulina chłodnym tonem, nie okazując cienia zawahania.

Adam odwrócił głowę przez ramię, jego twarz była napięta, zlaną potem, a oczy pełne niedowierzania.

– Ty… ty jesteś nienormalna – syknął. – Zwariowałaś, Paulina.

Paulina uniosła brew i powoli opuściła pasek wzdłuż jego pleców, jakby celowo przedłużając chwilę ciszy.

– Przeproś – powiedziała spokojnie. – Dostaniesz za to dwadzieścia dodatkowych.

– Co?! – Adam odwrócił się gwałtownie. – Zwariowałaś. Przestań. To już nie jest zabawne. To już nie jest... – urwał, szukając w jej twarzy choćby śladu zawahania. Ale nie znalazł nic. Tylko skupienie. I chłodną konsekwencję.

– Na miejsce – rozkazała. – Natychmiast.

Stał jeszcze przez chwilę, jakby coś w nim się szarpało, ale w końcu – powoli – znowu pochylił się nad oparciem mówiąc pod nosem coś co przypominało przeprosiny. Paulina nie czekała. Uderzyła. Mocno. 

Jęknął. I jeszcze raz – uderzyła jeszcze mocniej.

– Nie! – krzyknął nagle, odskakując i chwytając się za pośladki. – Dość! Dość z tym teatrzykiem! Co ty odpierdalasz?! Jesteś walnięta!

Zrobiła krok w jego stronę. Nie podniosła głosu. Nie zmieniła wyrazu twarzy. Ale jej spojrzenie było lodowate.

– Ubierz się. I wyjdź.

Adam stał bez ruchu, z szeroko otwartymi oczami, jakby próbując jeszcze coś powiedzieć, ale nie potrafił wydobyć z siebie słowa. W jej oczach nie było litości. Tylko cisza i decyzja, której nie miał szans już zmienić.

– Powiedziałam: wyjdź.

Jego rzeczy leżały na podłodze. Zaczął się je chaotycznie zbierać, z trudem wciskając spodnie na rozpalone pośladki. Próbował coś jeszcze mruknąć pod nosem, ale Paulina już się od niego odwróciła, jakby był tylko przeszkadzającym hałasem.

Gdy drzwi zamknęły się za nim z głuchym trzaskiem, Paulina usiadła na kanapie. Wzięła głęboki oddech. Poczuła w piersi dziwny, smak rozczarowania, ale też... satysfakcję. Nie był jej wart. A jego słabość? Tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że potrzebuje czegoś więcej. Kogoś więcej. Kogoś, kto naprawdę zrozumie, kim ona jest. Tylko jak go znaleźć ?

---

Trójmiasto, grudzień 2023

Po powrocie z Lidzbarka Paulina przez chwilę krzątała się bez większego celu. Odłożyła torebkę, zdjęła płaszcz, zsunęła buty i podeszła do kuchni, by nalać sobie kieliszek białego wina. Łukasz był już tylko wspomnieniem – jego potulna obecność, jego skrucha, jego łzy. Teraz miała chwilę tylko dla siebie. Potrzebowała tego – ciszy, porządku, kontroli.

Z kieliszkiem w dłoni usiadła na sofie. Wsunęła nogi pod siebie, sięgnęła po telefon i przez chwilę wpatrywała się w ekran. Po kilku sekundach zaczęła pisać wiadomość. Słowa pojawiały się szybko, niemal instynktownie – palce ślizgały się po klawiaturze z precyzją i pewnością siebie.

„Cześć Jestem właśnie w Polsce. Co u Ciebie ?"

Wysłała. Nie spodziewała się odpowiedzi tak szybko. Ale ledwie zdążyła odstawić telefon na stolik, gdy ten zawibrował, ekran rozświetlił się znajomym imieniem.

Uśmiechnęła się pod nosem. Podniosła telefon do ucha, odebrała połączenie i powiedziała tonem lekkim, jakby kontynuowała poprzednią rozmowę:

– Halo … Tak, w Polsce .....

Na krótką chwilę w salonie zapanowała cisza. Potem Paulina dodała, nieco ciszej, z lekko zadziorną nutą w głosie:

– A może wpadniesz,  chyba że .... 

Nie czekała długo. Uśmiechnęła się znowu, słysząc odpowiedź.

– Dobrze. Czekam.

Rozłączyła się i odłożyła telefon. Sięgnęła po kieliszek, przysunęła go do ust i powoli upiła łyk. Przez chwilę siedziała w bezruchu, patrząc w przestrzeń, jakby coś analizowała. A potem, z cichym westchnieniem, wstała i zaczęła rozpakowywać walizkę.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wilczyca 1

Wilczyca 11

Wilczyca 2